Wybór Donalda Tuska na przewodniczącego Rady Europejskiej sprawił, że w kręgach demokratycznej opozycji białoruskiej powiało nadzieją. Euforii wprawdzie nie ma, ale niektórzy komentatorzy nie wykluczają, że Bruksela udzieli nieco więcej uwagi „sprawie białoruskiej”. Czy ich nadzieje są uzasadnione?
W białoruskiej prasie niezależnej pojawiają się głosy pełne nadziei, że pod wpływem nowego szefa Rady Europejskiej „sprawa białoruska” zostanie wreszcie dostrzeżona. A skąd to przekonanie? Ano w trakcie premierostwa Donalda Tuska, spośród wszystkich państw członkowskich UE to właśnie Polska była najbardziej zaangażowana w wewnątrz -polityczne przemiany na Białorusi i udzielała białoruskim siłom demokratycznym największej pomocy.
W rzeczywistości, choć przewodniczący nie ma bezpośredniego wpływu na pracę europejskiego ministra spraw zagranicznych, może on mieć jakiś wpływ na przywódców państw, w szczególności poprzez korzystanie z prawa do zwoływania nadzwyczajnych szczytów UE.
Jak dość trzeźwo zauważa politolog Andriej Fiedorow, priorytetem dla Tuska będzie rozwiązanie kryzysu na Ukrainie i walka z głębokim kryzysem gospodarczego w Europie, dlatego sytuacja na Białorusi raczej do palących spraw należeć nie będzie.
Ale gdyby nawet na Białorusi wydarzyło się coś, co zwróci uwagę światowej opinii publicznej, a opieszała w reakcji Europa zmuszona będzie zająć jakieś stanowisk, to nie należy zapominać, że przy wszystkich swoich pełnomocnictwach przewodniczący Rady Europejskiej jest tylko urzędnikiem, choć wysoko postawionym. Praktycznie wszystkie podstawowe decyzje leżą w gestii szefów państw i rządów UE. A ci z kolei, uzależnieni są od nastroju elektoratów w swoich krajach.
Jeśli chodzi o powołanie włoszki Mogerini na stanowisko szefowej europejskiej dyplomacji, to ani ona osobiście, ani Włochy szczególnie aktywnego stanowiska w „białoruskiej sprawie” nigdy nie zajmowały.
A to oznacza, że nie ma co liczyć na znaczące zmiany w polityce Brukseli względem Białorusi
…. Ale już w samej Warszawie zmiany są możliwe – pisze Fiedorow i sugeruje, że aktywna część białoruskiego społeczeństwa powinna baczniej się przyglądać temu, kto zastąpi odchodzącego premiera Tuska.
Przy okazji, w świetle ledwo widocznego ocieplenia stosunków między oficjalnym Mińskiem i zachodnimi stolicami, to ta właśnie sprawa nie jest obojętna i władzom Białorusi. Świadczy o tym choćby niedawna wizyta ministra spraw zagranicznych Włodzimierza Makeja w Polsce.
W białoruskich kręgach analitycznych uważa się, że władze białoruskie będą próbowały wybić z głowy politykom partii rządzącej w polsce chęć silniejszego i bardziej konklretnego wspierania białoruskiej opozycji w przededniu zbliżających się wyborów prezydenckich, a także zachęcić Warszawę do bardziej umiarkowanego stanowiska w sprawie uregulowania białorusko-europejskich sprzeczności.
Należy się zgodzić, że Mińsk nie miałby nic przeciwko znormalizowaniu relacji ze zjednoczoną Europą, o ile oczywiście nie musiałby iść na ustępstwa i łamać własne zasady.
…
Autor artykułu analizując polską scenę polityczną przypomina, że gdy w 2005 roku rządy w kraju przejęło „Prawo i Sprawiedliwość”, stanowisko Warszawy względem oficjalnego Mińska było bardziej kategoryczne, a będący w opozycji Jarosław Kaczyński nie raz ostro krytykował swoich głównych oponentów politycznych za niewłaściwe z jego punktu widzenia działania na kierunku białoruskim.
Tak więc w wyniku nieuniknionych zmian w polskim rządzie, między Mińskiem a Warszawą pozostanie albo status quo, albo wróci ochłodzenia relacji.
Przy czym, jak pisze Fiedorow, oficjalny Mińsk przesadza z tymi obawami o wspieranie przez Warszawę białoruskiej opozycji. Oczywiście reżim chciałyby uniknąć masowych protestów z jednej strony, z drugiej zaś wydaje się być bardzo pewny siebie, a i doświadczenie uczy, że w kwestii pacyfikacji niepokornych radzi sobie doskonale.
Kresy24.pl/naviny.by
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!