Związek Polaków Białorusi uważa, że rozpoczyna się nowa fala presji na polską mniejszość narodową. Jak informowaliśmy, dwóch nauczycieli polskiej szkoły społecznej im. Króla Stefana Batorego w Grodnie zostało poproszonych o wyjazd z Białorusi. Z informacji, do których dotarli działacze ZPB wynika, że w tym tygodniu może zostać wydalonych jeszcze kilku nauczycieli skierowanych przez ORPEG.
W rozmowie z dziennikarzem Radia Svaboda Dmitrijem Hurniewiczem pierwszy prezes Związku Polaków na Białorusi (ZPB) Tadeusz Gawin powiedział o najważniejszych zagrożeniach dla Polaków na Białorusi, o jego stosunku do terminu Kresy, o tym, kto jest głównym sojusznikiem Polaków na Białorusi i czy nacjonalizm białoruski zagraża Polakom.
W 1988 r. Gawin stanął na czele Polskiego Towarzystwa Kulturalno- Oświatowego im. Adama Mickiewicza. Dwa lata później kierował ZPB i kierował tą organizacją do 2000 roku. Obecnie Tadeusz Gawin zajmuje się działalnością naukową.
„Spisy ludności na Białorusi są jednym z zaplanowanych elementów depolonizacji kraju”
— Wokół Polaków na Białorusi i ich liczby jest wiele zamieszania. Jedni określają Was opolaczonymi Białorusinami, a inni twierdzą, że Polaków jest ponad milion. Kogo należy uważać za Polaków na Białorusi?
— Polacy na Białorusi to miejscowa ludność, która mieszka na tej ziemi od wieków. Są to obywatele, którzy wnoszą swój wkład w jej rozwój, w tym gospodarczy, nie otrzymując od państwa nic lub prawie nic na wspieranie rozwoju narodowo-kulturowego i językowego. Jeśli chodzi o liczbę Polaków, warto wspomnieć o spisie ludności. Polscy i białoruscy naukowcy udowodnili, że każdy spis powszechny w BSSR, poczynając od 1926 r., a następnie w Republice Białoruś, stał się jednym z docelowych elementów depolonizacji kraju.
— W jaki sposób?
— Ostatni radziecki spis ludności w 1989 r. wykazał, że w BSSR żyło 417 tys. Polaków. A już pierwszy spis powszechny w suwerennej Białorusi w 1999 r. odnotował spadek ich liczby o ponad 20 tys. I tu należy pamiętać, że miało to miejsce w warunkach, gdy po „pierestrojce” Polacy mieli okazję do narodowego ożywienia. W szkołach zaczęto uczyć języka polskiego: w 1996 r. w Grodnie, w 1999 r. w Wołkowsku. Zostają otwarte szkoły z nauczaniem w języku polskim, zbudowane na koszt państwa polskiego. W 1992 r. ukazuje się tygodnik „Głos znad Niemna” w nakładzie 8 do 12 tys. Powstaje dziesiątki polskich zespołów, a w Grodnie raz w tygodniu nadawano audycje w języku polskim w telewizji i radiu. W całym kraju budowano Domy Polskie. Polacy rzucili się z energią na działalność społeczną, świadcząc o swojej polskości. Do Związku Polaków należało wówczas prawie 30 tysięcy osób. Ale przy tym wszystkim spis ludności pokazuje, że sytuacja jest dokładnie odwrotna. I kolejny spis ludności z 2009 r. znów redukuje liczbę Polaków w porównaniu z 1999 r. o ponad 100 tys. Jest nas już tylko 295 tysięcy.
— Może to wynikać z wielu innych powodów. Starzy ludzie urodzeni przed wojną umierali, a młodzi realizowali się inaczej?
— Dopuszczam, że miał miejsce inny proces, w którym ludzie urodzeni w polskich rodzinach świadomie wybierali podczas spisu inną narodowość – białoruską czy rosyjską, ale nawet w tym przypadku proces nie mógł pochłonąć dziesiątek tysięcy Polaków.
— Po co władze miałyby redukować liczbę Polaków, jeśli nawet za komunistów nikt nie kwestionował istnienia polskiej mniejszości?
— Reżimy autorytarne zawsze próbują bagatelizować liczebność mniejszości etnicznych. W ten sposób chcą uniknąć oczekiwań narodowo – kulturowych i językowych z ich strony. Łatwiej jest powiedzieć „nie mamy Polaków” niż spełnić ich uzasadnione żądania wspierania rozwoju narodowo-kulturowego. Dlatego nie ma co do tego wątpliwości, że rezultat kolejnego spisu ludności będzie podobny do poprzednich. Nawiasem mówiąc, z wynikami poprzedniego spisu nie zgadzało się Towarzystwo Języka Białoruskiego. Z drugiej strony, jeśli przyjmiemy za aksjomat, że ostatni spis ludności jest prawdziwy, to mamy całkowitą porażkę polityki narodowej wobec polskiej mniejszości narodowej na Białorusi. W państwie, w którym mniejszość narodowa czuje się dobrze, jej liczba nie spada w tak zastraszającym tempie. Zawsze powinien następować przyrost, a przynajmniej mały.
— Jeśli więc wyniki można interpretować w obie strony, przy czym są one ze sobą sprzeczne, czy taki spis można uznać za coś ważnego?
— Oczywiście spis jest dla nas ważny. Pokazuje, gdzie i ilu Polaków mieszka na Białorusi, pomaga polskim organizacjom społecznym w planowaniu współpracy z nimi, integracji ich z polskim społeczeństwem obywatelskim. W przyszłości Białoruś stanie się wolnym krajem demokratycznym, w którym odbędą się wolne wybory – prezydenckie, parlamentarne, do samorządu lokalnego. W takich okolicznościach Polacy z Białorusi będą mieli możliwość wpływania na władze lokalne i centralne za pośrednictwem swoich przedstawicieli wybranych do tych organów. Wierzę, że nie będzie gorzej niż jest w sytuacji Polaków na Litwie. I wtedy naprawdę będzie widać, ilu faktycznie mieszka nas na Białorusi.
„Akcja „Młodych Kresów” powinna była zostać przeprowadzona na całej Białorusi”
— Niedawno młodzi Polacy z Grodzieńszczyzny z organizacji „Młody Kresy” wezwali Polaków do rejestrowania się w spisie powszechnym jako Polaków. Ta akcja była dwuznacznie postrzegana na Białorusi. Co Pan o niej sądzi?
— Sama inicjatywa podoba mi się. Dobrze, że młodsze pokolenie Polaków zajmuje się tym problemem. Podobają mi się ich piękne młode twarze. Bez strachu i zawstydzenia reklamują tę kampanię. Nie podoba mi się, że do realizacji tego projektu wybrano wyłącznie obwód grodzieński. Akcja powinna zostać przeprowadzona na całej Białorusi. Moim zdaniem bezskutecznie wybrano formę jej realizacji. Akcje należy przeprowadzać w taki sposób, aby zdobyć poparcie innych narodowości, a nie odwrotnie – ich sprzeciw. Ponadto „gest Kazakiewicza”, który pokazuje dziewczyna na plakacie, moim zdaniem nie jest tak do końca na miejscu.
Ale korzystają z okazji, wzywam białoruskich Polaków do zarejestrowania się jako Polacy podczas spisu powszechnego, a na pytanie o język ojczysty o wpisywanie języka polskiego.
— A co uważa Pan za największe zagrożenie dla Polaków na Białorusi?
— Brak woli władz białoruskich do przestrzegania przyjętych ustaw dotyczących praw polskiej mniejszości narodowej. Wśród nich zobowiązania podjęte w celu ich rozwoju, zapisane w dwustronnym traktacie między Białorusią a Polską „O dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy”, podpisanym w Warszawie 23 czerwca 1992 r. Niestety zobowiązania dotyczące stworzenia nieograniczonych możliwości rozwoju potrzeb narodowych i kulturowych białoruskich Polaków nie są w pełni spełnione przez stronę białoruską.
— A jaki jest największy problem polskiej mniejszości na Białorusi?
— Celowa, niczym nie uzasadniona, bezprawna i przeprowadzona na podstawie wydumanych powodów dezintegracja Związku Polaków na Białorusi w 2005 r. W rezultacie specoperacji przeciwko ZPB pod kierownictwem Andżeliki Borys stworzono niezwykle trudne warunki pracy dla dalszego rozwoju języka i kultury polskiej. Władze białoruskie absolutnie nie chcą się zgodzić na rozwój edukacji w języku polskim w kraju, naukę języka polskiego w szkołach państwowych.
Władze białoruskie doprowadziły do bankructwa i zamknięcia jedynej cotygodniowej polskojęzycznej gazety Głos znad Niemna (obecnie wychodzi na uchodźstwie – red.). Z sieci kablowych i anten zginęły polskie kanały telewizyjne. Jest też inny problem, który niepokoi mnie osobiście. Dobrze wykształceni i aktywni politycznie, społecznie, gospodarczo i religijnie działacze, świadomie przechodzą z narodowości polskiej na białoruską.
Robią wiele dla rozwoju białoruskiego społeczeństwa obywatelskiego i jest to godne pochwały. Uważam jednak, że ich praca byłaby bardziej doceniana, gdyby robili to samo, jako przedstawiciele białoruskich Polaków. To jest moja osobista opinia i nie narzucam jej nikomu.
— Kto według Pana jest głównym sojusznikiem Polaków na Białorusi?
— O sprzymierzeńców należy zapytać kierownictwo ZPB, ponieważ organizacja ta jest prawdziwym przedstawicielem interesów polskiej mniejszości narodowej na Białorusi. Z moich osobistych obserwacji mogę powiedzieć, że kiedy Związek Polaków na Białorusi został rozbity w 2005 r. z powodu akcji dezintegracyjnej władz, na ratunek przyszły prawie wszystkie białoruskie demokratyczne organizacje społeczne i dwie partie polityczne – Białoruski Front Ludowy i Zjednoczona Partia Obywatelska.
— Czy na Białorusi bywają obecnie konflikty lub poważne nieporozumienia między Polakami a Białorusinami?
— Nic mi nie wiadomo o konfliktach między Polakami a Białorusinami. Przynajmniej nic o nich nie słyszałem. Nieporozumienia mogą być i najprawdopodobniej czasami się zdarzają, ale to jest normalne. Nie wszyscy muszą myśleć i postępować tak samo.
— Bardzo często nerwowa reakcja strony białoruskiej spowodowana jest użyciem przez polską mniejszość terminu „kresy” w nazewnictwie zachodniej Białorusi. Dlaczego polska mniejszość używa go w nazwach zespołów i przestrzeni publicznej?
— Myślę, że nie ma tu ukrytych, złośliwych zamiarów skierowanych przeciwko Białorusinom. Dopuszczam, że może to irytować niektóre kręgi białoruskiego społeczeństwa obywatelskiego. Dlatego jestem zwolennikiem niestosowania w naszych realiach pojęć i koncepcji, które rzuciłyby cień podejrzeń na uczciwość i otwartość naszych działań kulturalnych i edukacyjnych i kazałyby (Białorusinom – red.) poszukiwać nieistniejącego „drugiego dna”.
— Tym nie mniej termin funkcjonuje i drażni. Czy można w jakiś sposób pogodzić polską narrację o „kresach” i białoruskie spojrzenie na etniczne ziemie zachodniej Białorusi?
— Powojenne granice w Europie zostały ustalane decyzjami konferencji w Jałcie i Poczdamie. Ani polskie, ani białoruskie przywództwo ich nie podważa. Ale w każdym społeczeństwie zawsze znajdą się ludzie i siły, które wykorzystają tę narrację do swoich prywatnych interesów.
— Jak postrzega Pan wykorzystywanie map międzywojennej Polski i BNR w przestrzeni publicznej obu państw?
— Spokojnie, jeśli dotyczy to wydarzeń historycznych wspólnych w naszej wspólnej historii.
— Co uważa Pan za większe zagrożenie dla Polaków: rusyfikacja czy białorutenizacja?
— Dziś jest za późno, aby mówić o niebezpieczeństwie rusyfikacji lub białorutenizacji dla Polaków. Całkowita przymusowa rusyfikacja Polaków jest faktem dokonanym. Przez ponad 200 lat Polacy mieszkający na terytorium współczesnej Białorusi (z wyjątkiem krótkiego historycznego 18-letniego okresu, kiedy zachodnia Białoruś była częścią II Rzeczypospolitej) zostali poddani całkowitej przymusowej rusyfikacji. Jest to najważniejsza przyczyna, dla której wielu z nas nie zna teraz naszego języka ojczystego, ale na szczęście nie porzuciliśmy naszej polskiej narodowości. Białorusini też są dziś rusyfikowani i używają języka rosyjskiego w życiu codziennym, ale jednocześnie pozostają Białorusinami.
— Co może zmienić tę sytuację?
— Wyjściem dla zrusyfikowanych Polaków jest ustanowienie na Białorusi języka białoruskiego jako jedynego języka państwowego. Pozwoliłoby to mniejszościom narodowym w białoruskich szkołach na naukę języków ojczystych, zamiast czasu przeznaczonego na naukę języka rosyjskiego i literatury. Rosjanie są również mniejszością narodową w Republice Białoruś, jednak zajmują uprzywilejowaną pozycję.
„Białoruski nacjonalizm sam zniknie”
— Czy obserwuje Pan białoruski nacjonalizm i czy uważa Pan to zjawisko za niebezpieczne dla Polaków na Białorusi?
— Jeśli nawet taki jest, to rozumiem jego powody. Ale zniknie, gdy Białoruś stanie się Białorusią. Jeśli białoruski nacjonalizm zagraża istnieniu innych narodowości w państwie, jest to już niebezpieczne zjawisko. Znam dzisiaj na Białorusi ludzi, których poglądy i przekonania mi się nie podobają, i stanowią pewne zagrożenie dla społeczeństwa obywatelskiego, ale na szczęście dlatego nigdy nie dojdą do władzy. Podam tylko jeden przykład, nie wymieniając nazwiska tego białoruskiego nacjonalisty. Niedawno publicznie ogłosił na stronie jednego z portali społecznościowych: „Kiedy dojdziemy do władzy, zorganizujemy Polakom w Grodnie drugi Wołyń”. Myślę, że komentarze tutaj są zbyteczne.
— A jakie są gwarancje dobrych relacji między Polakami i Białorusinami na Białorusi?
— Wzajemne zrozumienie i wzajemne wsparcie. Fakt istnienia silnej, dobrze zorganizowanej polskiej mniejszość na Białorusi powinien leżeć w interesie białoruskiego demokratycznego społeczeństwa obywatelskiego, ponieważ jest ona sojusznikiem w walce o europejską Białoruś z jej europejskimi wartościami. Swoje rozważania o Polakach na Białorusi chciałbym zakończyć słowami słynnego białoruskiego historyka profesora Aleksandra Smolenczuka: „Należy pamiętać, że Polacy na Białorusi są ludźmi lokalnego pochodzenia. Dla nich Polska zawsze była ideologiczną Ojczyzną, a ziemia białoruska zawsze była realną Ojczyzną”.
Dmitrij Hurniewicz/Radio Svaboda/oprac.ba
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!