Minister spraw zagranicznych Litwy Linas Linkevicius jest przekonany, że od 9 sierpnia, czyli dnia wyborów prezydenckich na Białorusi Aleksandra Łukaszenkę należy traktować jak „byłego prezydenta Białorusi”, a Europa musi wysłać Kremlowi wyraźny sygnał, że ewentualna interwencja w tym kraju będzie miała poważne konsekwencje.
W komentarzu dla POLITICO litewski polityk zwraca uwagę, że od dziesięcioleci Unia Europejska wykazała się niezwykłą cierpliwością, traktując najmniejszą zmianę na Białorusi jako oznakę postępu.
„Teraz jest jednak jasne, że osiągnęliśmy punkt krytyczny, uważa Linkevicius. – Jeżeli UE chce być potężnym graczem na arenie światowej i w swoim bezpośrednim wschodnim sąsiedztwie, pilnie potrzebuje nowego podejścia do regionu, a zwłaszcza Białorusi. Słowa potępienia i żalu oraz inne popularne modne słowa już nie wystarczają”.
Linkevicius wskazuje, że twierdzenia Łukaszenki o naciskach z Moskwy były niczym innym jak farsą mającą na celu przedstawienie go jako niezastąpionego strażnika białoruskiej niezależności, teraz, obawiając się, że protesty przeciwko jego dyktaturze rozejdą się po całym kraju, zwrócił się do Rosji o wsparcie wojskowe.
Zdaniem szefa litewskiego resoru dyplomacji, Moskwa wciąż się waha co zrobić w kwestii białoruskiej, bo boi się niekontrolowanych procesów demokratycznych.
„W oczach Kremla, gdyby Łukaszenka podporządkował się woli narodu, byłby to objaw słabości, który mógłby wysłać zły sygnał rosyjskiemu społeczeństwu obywatelskiemu zainspirowanemu protestami w Białorusi”.
oprac.ba na podst. politico.eu
2 komentarzy
Wieslaw
4 września 2020 o 22:26Wszyscy wiedzieli, ze Lukaszenka rozgrywa Zachod-Wschod ale tak im bylo wygodnie. Narod bialoruski obudzil sie. Teraz ten ruski cap strzaszy Zachod wejsciem wojsk Putina – odgrzewane kotlety. Wie, ze to jego koniec dyktatury ale swolocz broni jeszcze koryta.
Mariusz Mizera, Poznań
6 września 2020 o 01:51A jeszcze niedawno mógł tak brzmieć głos Polski. Brawo ciamajdy 500+. Jak tam, wstaliśta z kolanów?