Po piątkowym szczycie państw WNP w Mińsku trudno oprzeć się wrażeniu, że jego uczestnicy starali się obrócić to „wiekopomne” zdarzenie w kiepski serial komediowy. Ba, koncepcję tego najbardziej absurdalnego szczytu w historii zaplanowali wcześniej- pisze Irina Halip w „Nowoj Gazetie”.
Zacznijmy od tego, że 10 października, na szczycie WNP w Mińsku, Ukraina była reprezentowana przez swojego ambasadora na Białorusi, który – podkreślmy, w swoim kraju ma status osoby podejrzanej. Michaił Jeżel – były minister obrony Ukrainy, w ramach przeglądu działań wszystkich ministrów obrony Ukrainy, w sierpniu tego roku został oskarżony o osłabianie zdolności obronnych sił zbrojnych kraju. Gdy Jeżel został wezwany do Kijowa, gdzie przedstawiono mu zarzuty, nagle zniknął – jakoby udał się w poszukiwanie adwokata, tymczasem prysnął do Mińska.
7 października prokurator wojskowy Anatolij Matios powiedział dziennikarzom: „Jeżel powiedział, że idzie szukać dla siebie obrońcy. Korzystając z immunitetu dyplomatycznego i nienaruszalności samochodu dyplomatycznego, jak później wyjaśniał, pojechał na Białoruś po swoje rzeczy, i jeszcze tego samego dnia zachorował i trafił do Centralnego Szpitala Klinicznego w Mińsku, gdzie przebywa na oddziale intensywnej terapii. Czekamy do czasu jego wypisania, aby zastosować wobec niego środki przymusu…. Nie mieliśmy żadnych możliwości prawnych, żeby zatrzymać go na granicy, ponieważ jechał samochodem dyplomatycznym. Według ukraińskiego prawa, nie mogliśmy nawet zwolnić go ze stanowiska ambasadora”.
Tak więc, Jeżel jest poszukiwany, ale nie zwolniony z funkcji ambasadora i zachowuje chroniący go immunitet. Leży na oddziale intensywnej terapii, ale w tym samym czasie, beztrosko siedzi na sali obrad szczytu państw WNP. Prawo pozwala przedstawić mu zarzuty, ale nie można go zatrzymać w samochodzie na numerach dyplomatycznych. Czyż nie jest to klasyczny sitcom? W przeddzień spotkania w Mińsku prezydent Poroszenko swoją decyzję o tym, kto będzie reprezentował Ukrainę na szczycie w Mińsku przedstawił w rozmowie telefonicznej z Aleksandrem Łukaszenką: „No dobra, niech jeszcze na koniec popracuje jako przedstawiciel Ukrainy na szczycie WNP, bo i tak nikt więcej od nas tam nie pojedzie”.
Prezydent Kirgistanu Ałmazbek Atambajew również przybył na szczyt WNP na Białoruś – tego samego kraju, który ukrywa u siebie poszukiwanego przez kirgiski wymiar sprawiedliwości i przez Interpol byłego prezydenta Kurmanbeka Bakijewa, jego liczną świtę i rodzinę. Przy czym stwierdzenie „ukrywa” jest daleko nieadekwatne, bo prezydent Łukaszenka lubi publicznie deklarować, że swojego przyjaciela nigdy nikomu nie wyda. Tymczasem Atambajew stawia się w Mińsku i nie zadaje nikomu żadnych pytań, nie zająknął się nawet dlaczego reżim białoruski utrudnia pracę wymiarowi sprawiedliwości państwu partnerskiemu WNP, tym bardziej, że już ponad dwie dekady temu zostały podpisane dziesiątki dokumentów dotyczących wspólnych działań o wspólnej walce z przestępczością, ekstradycji, i o ścisłej współpracy organów ścigania w tych krajach. Czyż to nie zabawne?
No i oczywiście, cóż by to było za spotkanie przyjaciół bez zadymy. Władimir Putin wdał się w awanturę ze swoim mołdawskim odpowiednikiem Nicolae Timofti. Prezydent Mołdawii skarżył się, że po podpisaniu przez jego kraj umowy z UE, Rosja faktycznie zamknęła swój rynek dla mołdawskich produktów.
„Okazuje się, że nasz kraj jest wykluczony ze strefy wolnego handlu WNP” – powiedział Timofti, na co Władimir Putin z nieudawaną satysfakcją odpowiedział, że o tym, to trzeba było myśleć wcześniej, zanim podpisało się umowę: „A gdzie był Mołdawia? – pytał retorycznie Putim. – Wiele razy zwracaliśmy się do was, ale jasnej odpowiedzi i nie otrzymaliśmy”.
Putin tłumaczył kolegom, że obrót handlowy w ramach WNP jest ograniczany wyłącznie z powodu zmian w priorytetach politycznych niektórych państw – członków wspólnoty.
„Nigdy nie byliśmy przeciwnikami zbliżenia z UE i sami jesteśmy gotowi na zbliżenie – powiedział Putin. – Pytanie tylko pozostaje o warunki naszej współpracy. Problemy nie wynikają z tego, że nasi partnerzy podejmują w odpowiedzi na nasza politykę takie czy inne kroki, lub decyzje mające na uwadze ochronę ich interesów, ale ze względu na fakt, że nasi partnerzy nie uważają, że należy w odpowiednim momencie, otwarcie i profesjonalnie mówić o ryzyku, które wynika dla rosyjskiej gospodarki oraz dla gospodarek pozostałych państw WNP, w związku ze wstąpieniem do innych handlowo – ekonomicznych stowarzyszeń” – tłumaczył z powazna miną Putin.
Gdy do głosu dopuszczono prezydenta Tadżykistanu Emomali Rahmonowa, ten mówił o zagrożeniach zewnętrznych, od państwa islamskiego i Afganistanu, ale Putin i Timofti skupieni na okładaniu się nawzajem krótkimi acz kąśliwymi zdaniami wypowiedzianymi półgębkiem, nie byli chyba zainteresowani tym co mówi tadżycki kolega. Kamery zarejestrowały tylko ich groźne spojrzenia i gesty, jakimi wymieniali się politycy.
A sytuacja stawała się coraz bardziej napięta, już wydawało się że coś za chwilę się stanie…. Zareagował prezydent Kirgitanu – przekazał błyskawicznie Łukaszence odręcznie napisaną karteczkę, prawdopodobnie prośbę, by ten jako gospodarz spotkania zapobiegł w jakiś sposób skandalowi.
Ale Putin i Timofti zamilkli sami, dysząc ciężko opadli na fotele jak po walce na ringu. Do walki wręcz nie doszło, ale nikt chyba nie mógł już traktować tego co zaszło poważnie.
I wreszcie, najważniejsza niespodzianka szczytu: Białoruś, Kazachstan, Kirgistan, Rosja i Tadżykistan uroczyście podpisały porozumienie w sprawie zakończenia działalności Euroazjatyckiej Wspólnoty Gospodarczej. Jak powiedział Władimir Putin, decyzja o jej likwidacji została podjęta w 2012 roku, a teraz przed wszystkimi pozostaje problemem – co zrobić by nie uronić nic z bogatego dziedzictwa EaWG.
Bogate dziedzictwo -z całą pewnością zbyt mocne stwierdzenie. Cała intryga polega na tym, że w umowie z 10 października 2014 zmieniono tylko literkę i jej kolejności w akronimie. Teraz : Euroazjatycka Wspólnota Gospodarcza EaWG będzie się nazywała Euroazjatycką Unią Gospodarczą (EAUG). Ot i wszystko. Istota się ni zmienia, uczestnicy też nie, oprócz tego, że dołącza do niej Armenia.
Za to jaki kolosalny budżet został wydany na zmianę tej literki w akronimie, tego jednego słowa w zdaniu! Sytuacja jak w firmie krzak. Zmieniają jedną literkę w nazwie i pod swoim starym, podrasowanym szyldem nadal naciągają klientów, w świetle prawa wolni od wszelkich zobowiązań w związku z ponowną rejestracją.
A jeszcze na koniec szczytu Łukaszenka i Gurbanguły Berdimuhamedow, z jakiegoś niezrozumiałego powodu postanowili napisać przesłanie dla potomnych i zakopać go na terytorium przyszłej ‘turkmeńskiej wyspy” w Mińsku. Jak zapowiedzieli tak i zrobili. Napisali i zakopali. Zastanawiam się tylko, co powiedzą o tym szczycie WNP potomni? Pomyślą pewnie, że żadnego szczytu nie było, po prostu 10 października kręcili zdjęcia do filmu. Inne warianty nie wchodzą w grę.
Kresy24.pl/novayagazeta.ru
1 komentarz
Batory
21 lutego 2015 o 14:07„Nigdy nie byliśmy przeciwnikami zbliżenia z UE i sami jesteśmy gotowi na zbliżenie.” – powiedział Putin. Niech ten zbok, bandyta lepiej się do Europy nie zbliża. Zbliżeń w formie gwałtu nikt normalny nie lubi i sobie nie życzy. Na pohybel Putinowi !!! Na pohybel Putlerowcom !!!