Kolejki po żetony na metro, po pralki i lodówki, po ekskluzywne pantofle, których nie kupią bo ich nie stać, czy koncert znanego zespołu rockowego. Zobacz, za czym jeszcze stoją w długich ogonkach nasi wschodni sąsiedzi.
W pierwszych dniach lipca otwarto w Mińsku pierwszą na Białorusi restaurację sieci Burger King. Pierwszego dnia coca-colę serwowano bezpłatnie, i to w każdych ilościach. Ludzie tłoczyli się z kanistrami w gigantycznych kolejkach.
Żetony na metro – bardzo popularny na Białorusi sposób inwestowania pieniędzy. Przez lata cena plastikowego krążka wzrosła kilkakrotnie, za to w przeciwieństwie do polskich biletów można mieć pewność, że się stracą one ważności.
Przed ostatnią podwyżką Białorusini również ustawili się w kolejkach, ale tym razem władze stolicy ograniczyły ich podaż. Pomimo iż w kasach sprzedawano nie więcej niż dwa żetony, kolejki do kas wcale mniejsze nie były.
Czyżby stanie w rozmaitych kolejkach to nawyk, dziedzictwo sowieckich czasów?
Nowo otwarty sklep rybny obiecał pierwszym klientom karty z rabatem … 3 proc.!!! . To dla tych 3 procent tak tłoczą się mieszkańcy Mińska.
W kolejkach za wizami przed polskim czy litewskim konsulatem w Mińsku, Białorusini stoją już od wielu lat. Nawet wprowadzenie rejestracji elektronicznej sytuacji nie poprawiło.
Gdy okazało się że Białoruś podniesie (kilkakrotnie) cła na wwóz samochodów z Europy, Białorusini rzucili się na Zachód, żeby zdążyć z zakupem wymarzonego auta na starych zasadach. Na granicach tworzyły się długie kolejki, w których spędzić było można ponad dobę.
W kwietniu 2011 roku, na Białorusi rozpoczął się kryzys walutowy. Waluty można było kopić na czarnym rynku, po bardzo wysokim kursie albo próbować szczęścia stojąc całymi nocami w kolejce do kantoru wymiany walut. Chętnych było tak dużo, że aby uniknąć chaosu tworzyły się komitety kolejkowe. Dochodziło do tego, że zniecierpliwieni ludzie szturmowali kantory. Podobnie było w grudniu 2014.
Kiedy Białorusini dowiadują się o mającym nastąpić wzroście cen na paliwo do aut, potrafią całą noc przestać na stacji benzynowej, żeby zdążyć zalać bak po starej – dobrej cenie i zrobić jeszcze zapasik.
Historia powtarzająca się podczas każdego kolejnego kryzysu walutowego. Jeśli Białorusini nie zdążą nabyć waluty obcej, inwestują swoje „zajączki” w sprzęt gospodarstwa domowego. Półki sklepów błyskawicznie pustoszeją.
Żeby kupić pantofle w drogich firmowych sklepach w „noc wyprzedaży” Białorusinki równie chętnie ustawiają się w kolejkach. Ale jak pisze portal euroradio.fm przyciągają je raczej darmowe koktajle, które tam serwują.
Tłok przed wejściem do instytucji kultury w „Noc muzeów” w Mińsku stał się już tradycją, pomimo iż wejściówki są tam płatne.
Kresy24.pl za euroradio.fm
3 komentarzy
iks
11 lipca 2015 o 12:16Jak się żyje w komunie lub czymś podobnym to tak jest. U nas to co innego było? A jak w Lidlu tańsza ryba była w cenie promocyjnej to co się działo? Wstyd było patrzeć na te sceny :/
poważnie?
11 lipca 2015 o 14:20To za komuny były już u nas Lidle? :O
iks
12 lipca 2015 o 21:32Za komuny, to za komuny…………a jeżeli chodzi o Lidla to przed świętami w ubiegłym roku. Taki skrót myślowy był, natomiast widzę, że niektórzy maja ograniczony pomyślunek i nie kojarzą :/