Nie pamiętam już gdzie, ale kiedyś przeczytałem, że w Chinach rzucano na wrogów bardzo wymyślne przeklęcie: „Obyś żył w ciekawych czasach!”. Nie sposób się nie zgodzić, że akurat nam i akurat na Ukrainie właśnie w takich czasach żyć przyszło, pisze Artur Deska w najnowszym numerze Kuriera Galicyjskiego.
Geopolityczne awantury, zdrady, bunty, rewolucje, wojna, a teraz jeszcze ten Stan Wojenny. Ot i „ciekawe” czasy. Prawda, awantury, rewolucje i wojna – jakby to się dziwnym nie wydawało – stały się dla nas czymś zwyczajnym, czymś co od lat „funkcjonuje” w naszej świadomości i poza chwilami ich eskalacji czy wyjątkowo okrutnego manifestowania ich istnienia, nie wywołują one oburzenia, paniki czy sensacji. Ze Stanem Wojennym jest inaczej – to pierwszy raz takie się dzieje i odpowiednio do tego (tak jak każdy „pierwszy raz”) wywołuje burzliwe reakcje.
W związku z tym, że zarówno moi ukraińscy jak i polscy Przyjaciele pytają, komentują, reagują, cieszą się, martwią, oburzają, boją się, podejrzewają, mają nadzieję, wierzą itd., a wszystkiemu temu dają wyraz tak w „żywych” rozmowach ze mną, jak i w telefonicznych dyskusjach i komentarzach internetowych, postanowiłem podzielić się z Wami moimi kilkoma myślami o Stanie Wojennym na Ukrainie. Nie, proszę nie oczekujcie sensacji, recept, oskarżeń czy też obrony – jak zazwyczaj, jest to „materiał do przemyśleń” autorstwa niepoprawnego idealisty i tak, a nie inaczej, proszę traktować poniższe.
Po pierwsze, warto pamiętać, że to nie jest taki Stan Wojenny, jaki jest nam znany z Polski lat 80. Tak, rozumiem – innego Stanu Wojennego my Polacy nie znamy i dlatego myśląc o ukraińskim Stanie Wojennym myślimy kategoriami tamtego Stanu Wojennego i chociaż to jest naturalne i zrozumiałe, to jednak jest to błąd. Nie chcę zajmować się teraz wyjaśnianiem tego, dlaczego tak uważam, a i zapewne wielu z Was i bez moich wyjaśnień to rozumie. Tak więc oceny „tamtego” Stanu Wojennego mają się nijak do „tego”, ukraińskiego.
Zwracam na to uwagę, gdyż w ciągu tych kilku dni które minęły od „incydentu” na Morzu Azowskim i od pierwszych rozmów o możliwości wprowadzenia na Ukrainie Stanu Wojennego do teraz, dzwoniło i pisało do mnie wiele osób z Polski i nie tylko. Wszyscy wyobrażają sobie transportery opancerzone jeżdżące po ulicach, patrole z „pepeszami”, godzinę policyjną. Wszyscy spanikowani, wszyscy z taką samą radą – wyrażoną w mniej lub bardziej kategorycznej formie – „wyjeżdżaj z Ukrainy”. Ja rozumiem, to są moi Przyjaciele i martwią się tak o mnie, jak i o Ukrainę. Jednak uważam, że ich rady i żądania wynikają z błędnej oceny sytuacji, a w szczególności z niezrozumienia tego czym jest ten „ukraiński” Stan Wojenny. To jednak nie jest najgorsze.
Mam też bowiem innych rozmówców. Oni wszystko „wiedzą” najlepiej. Najpierw zadają mi pytanie – po co ten Stan wprowadzono, a następnie albo sugerują mi odpowiedź, albo nawet sami na pytanie odpowiadają. I są to odpowiedzi pełne sceptycyzmu, nieufności, braku wiary do władzy, podejrzliwości, nienawiści nawet. W niektórych najważniejszą część stanowią wulgaryzmy wypowiadane pod adresem ukraińskich władz. Prezydentowi, Rządowi Ukrainy, Narodowej Radzie Bezpieczeństwa Ukrainy – „autorom Stanu Wojennego – przypisywane są najgorsze intencje, najpaskudniejsze podstępy. Co ciekawe, te „pytania i odpowiedzi” brzmią unisono z tym, co rosyjska maszyna propagandowa rozpowszechnia po całym świecie (niczego nie sugeruję – ponownie zaznaczam, że to jest „materiał do przemyśleń” jedynie).
Skutki – są. Wczoraj, „surfując” po Internecie trafiłem na wystąpienie deputowanej do Bundestagu (partia Der Linke – czyli „Lewi”) – nie będę nazwiska przytaczał. Pani doktor, deputowana, Niemka, w Berlinie, w Bundestagu – a z „wysokiej” mównicy, odnosząc się do Ukrainy i dni ostatnich, przeczytała coś w rodzaju „agitki” rosyjskiej stacji radiowej „Sputnik”. Ot tak! Jeśli więc rosyjska propaganda tak w Niemczech i na Niemców działa, to logicznie (oj, jak lubię to pojęcie!) należy przypuszczać, że i w Polsce, i na Ukrainie siewcy rosyjskiej propagandy nie próżnują. Stąd się bierze część tych „pytań i odpowiedzi”.
Dodatkowo, też jakby ktoś nie wiedział, w Ukrainie trwa ostra polityczna walka. Jest ona jeszcze bardziej pozbawiona reguł i jeszcze brutalniejsza od tej, którą znamy w „polskim wydaniu”, a przecież mało kto chyba jest w stanie uznać tę „polską” za cywilizowaną. Dlatego w Ukrainie „wylewanie wiader pomyj”, „obrzucanie gównem”, przypisywanie najgorszych zbrodni i najnikczemniejszych intencji przeciwnikom politycznym – nikogo nie bulwersuje. Rok 2019 będzie rokiem wyborów – odpowiednio do tego, „brudna” kampania wyborcza rozpala się w najlepsze i niektóre (drastyczne) oceny zasadności i celu wprowadzenia stanu wojennego w Ukrainie jednoznacznie są jej elementem. Warto o tym pamiętać słuchając „pytań i odpowiedzi” wszelakich.
Zważając na wszystko powyższe, na to, że nie wiadomo wszystkiego, że stereotypy i wspomnienia nie pozwalają oceniać obiektywnie, że logiczna analiza i wynikające z niej prognozy trudne są w tym wypadku do wykorzystania, że polityczna walka w Ukrainie „wykoślawia” obraz rzeczy, że rosyjska propaganda pracuje „pełną parą” i tym samym nie sposób sobie wyrobić jednoznacznej i chociaż bliskiej do obiektywizmu oceny tego co Stan Wojenny w Ukrainę i w świat przyniesie – rozumiem niepokój moich Przyjaciół.
Jako bezpośrednią przyczynę wprowadzenia stanu wojennego podano to, co się stało na Morzu Azowskim. Szczerze? Fakt, to po raz pierwszy (nie zważając na to, że wojna trwa już pięć lat i że zajęto Krym) Rosyjska Federacja JEDNOZNACZNIE, OFICJALNIE i OTWARCIE zaatakowała Ukrainę. Nie jakieś tam „zielone ludziki”, nie „kombajniści i górnicy”, nie „urlopowani i zwolnieni żołnierze”, ale rosyjskie okręty, pod rosyjską flagą. Tak, jest wiele dowodów świadczących o tym, że to Rosja „strzela na Donbasie”. Tak, sam „incydent” (w kategoriach ilościowych) właśnie jako incydent oceniać należy. Jednak kategorie jakościowe – to już zupełnie co innego.
To jest oficjalna i udokumentowana agresja Rosji na Ukrainę. Pozwolę sobie na uwagę. Niektórzy moi rozmówcy nie zaprzeczają temu co się stało, ale używają słów „ukraińska prowokacja”. Pomijam istotę tego czy ktoś kogoś prowokował, czy nie – mam swoje zdanie, ale ono nie jest dla tego wywodu istotne. Chcę zauważyć, że siły zbrojne to nie „chłopcy i dziewczynki w mundurkach” którzy się „bawią w piaskownicy” i mają prawo na emocjonalne działania. To po pierwsze. A po drugie uważam, że decyzje w tym konkretnym wypadku podejmowano „na samej górze” i tym samym tandem prowokacja – emocje nie ma nic do rzeczy. Inaczej być nie mogło – Cieśnina Kerczeńska i jej most są zbyt ważnym elementem gry politycznej, by decydował o nich już nawet nie dowodzący grupą okrętów RF, ale i sam głównodowodzący Flotą.
Stąd przypuszczenie moje, że Stan Wojenny jest właśnie oficjalną reakcją Ukrainy na oficjalną agresję Rosji. Przecież nic więcej Ukraina zrobić nie może. Zerwanie stosunków dyplomatycznych? Piękny gest, ale on niesie niebywale skomplikowane skutki, w tym dla milionów Ukraińców mieszkających i pracujących w Rosji (niestety, tak jest). Wypowiedzenie wojny? Niezależnie od wszelkich militarnych kalkulacji i następstw – jakiż piękny temat mieliby wszyscy rosyjscy propagandyści! Ukraina – agresor! Ukraina „podpalacz wojenny”! Oczyma duszy mojej już widzę „strzelające korki od szampana” w redakcjach rosyjskich gazet, rozgłośni i w studiach! A redakcje rosyjskich, propagandowych portali internetowych piłyby ze trzy dni – o trollach nie wspomnę! Dlatego Stan Wojenny „pasuje mi” jako odpowiedź na to co się stało i kto wie, czy jego znaczenie na międzynarodowej scenie politycznej nie jest ważniejsze od jego realnych skutków „wewnątrz” Ukrainy. Materiał do przemyśleń.
Co uważam za niebywale ważne, to moim zdaniem sam Stan Wojenny nie rozwiązuje żadnych ukraińskich problemów. To tylko instrument, który daje podstawę prawną do działań niemożliwych bez tego stanu. Dlatego to najbliższe dni i tygodnie i to jak w nich będą wykorzystywane możliwości, które ten stan daje ukraińskiej władzy, mogą się stać oceną do formułowania ocen. Raz jeszcze powtarzam i uwagę zwracam – stan wojenny nie jest panaceum, nie rozwiązuje żadnego z istotnych problemów i dopiero to, w jaki sposób będzie „używany” i jakie będą tego „używania” efekty – pozwoli go oceniać. Dlatego niezależnie od strasznego wydźwięku słów „Stan Wojenny” – proponuję poczekać i „po owocach poznawać”.
Uwaga! Bez paniki! Stan Wojenny absolutnie nie oznacza wojny. Powiedział to wyraźnie ukraiński prezydent. Zresztą, jeśli ktoś zapomniał, to przypominam – wojna na Ukrainie trwa już od pięciu lat! Wojna! Wiem, byłem, widziałem – nie teoretyzuję. W tej wojnie, z ukraińską armią walczą nie jacyś tam „górnicy, kombajniści i traktorzyści”, ale (w dużej części) żołnierze i oficerowie armii Rosyjskiej Federacji. Dokładnie tak jest i nie zmienia tego faktu, że oficjalnie rzecz biorąc są oni „urlopowani” lub „zdymisjonowani” i „zwolnieni” ze swoich jednostek. Zresztą, nie wszyscy nawet, bo niektórzy z nich nadal rosyjskie wojskowe dokumenty ze sobą noszą (miało je wielu wziętych do ukraińskiej niewoli). Do tego – niezwykle istotne – FR dostarcza strzelającą do Ukraińców broń, pociski, rakiety. To wielokrotnie udowodnione. Biorąc wszystko powyższe pod uwagę – odpowiedzcie proszę sobie na pytanie czy to wojna, czy nie? Dlatego uważam, że stan wojenny faktycznie nie oznacza wojny.
Tak, rodzi się pytanie, czy nie nastąpi tej wojny eskalacja. Szczerze mówiąc nie wiem! Obawiam się też, że także brylujący w ostatnich dniach w środkach masowego przekazu i w sieciach społecznościowych w Internecie przeróżni „eksperci” od ukraińskich spraw, ci którzy jednoznacznie „wielką wojnę” wieszczą, też powinni być ostrożniejsi w swoich prognozach. Dlaczego? Cóż, Federacja Rosyjska jest przewidywalna jedynie w tym kontekście, że jest nieprzewidywalna. Tak, wszelkie analizy i prognozy na temat jej działań są potrzebne i korzystne, ale warto pamiętać, że przy ich formułowaniu używana jest logika, a ta (w przypadku prognozowaniu działań Rosji) nie zawsze się sprawdza co do Ukrainy.
Niezależnie od wielkiej miłości, którą Ukrainę darzę, niezależnie od mej gotowości do wspierania i niesienia pomocy wszędzie tam, gdzie to jest na Ukrainie potrzebne (to nie są puste słowa – wielokrotnie tego dowiodłem), muszę przyznać – na Ukrainie też nie wszystko jest logiczne i jednoznaczne. Chciałbym i życzę Ukrainie by było inaczej, ale dzisiaj (z wielu przyczyn) tak jest. Dlatego, nie w sferze wiedzy i logiki, a w sferze wiary i odczuć (prawda, niekomfortowe to, ulotne i mgliste) się poruszając – nie przewiduję wybuchu „wielkiej wojny” na Ukrainie. Cóż, obym się nie mylił.
Mam nadzieję, że Stan Wojenny nie ma jakiegoś „drugiego dna”, chcę wierzyć, że pozwoli on bronić Ukrainy lepiej, skuteczniej i przybliży koniec wojny, pokój na Donbasie, powrót Krymu. Serio – bardzo tego pragnę. Dlatego, chociaż (jak zapowiedziałem) nie agituję, nie usprawiedliwiam i nie przekonuję do czegokolwiek, to ja osobiście „daję kredyt” władzy i czekam na to jak będzie tego Stanu Wojennego używała, jakie będą jego militarne i polityczne następstwa. Uważam, że innego wyjścia nie ma – żeby Stan Wojenny na Ukrainie ocenić, trzeba na jego skutki poczekać. To dopiero będzie właściwy, „materiał do przemyśleń”. Dzisiejsze spekulacje, szczególnie te „a priori” zakładające podstęp, nikczemność i zło – to moim zdaniem spekulacje jedynie. Czekam, patrzę, myślę…
Artur Deska
Tekst ukazał się w nr 22 Kuriera Galicyjskiego 30 listopada – 17 grudnia 2018
1 komentarz
peter
4 grudnia 2018 o 02:46Moze sie myle Obecnie nie ma zadnego stanu wojennego Roznica jest tylko taka ze teraz prawdziwy stan wojenny moze wprowadzic sam Poroszenko nie czekajac na zgode rady czy tam parlamentu Sytuacja byla taka ze w razie kremlowskiego ataku kremlowskie czolgi staly by w Kijowie a Rada dalej by dyskutowala czy wprowadzic stan wojenny
Teraz w przypadku agresji stan wojenny zostanie wprowadzony natychmiast
PS Najwiecej mordy darl wielki patriota I nacionalista Laszko damulka z warkoczem go wspomagala bylo tylko wybory wybory