Minęły cztery lata, od chwili gdy żegnaliśmy Mirosława Rowickiego, założyciela i redaktora naczelnego „Kuriera Galicyjskiego”, dzisiaj największej gazety Polaków na Ukrainie. 9 lipca, w kolejną rocznicę jego śmierci, w kościele Marii Magdaleny we Lwowie odprawiona została msza święta w intencji Mirka. Była to okazja do corocznego spotkania przyjaciół i znajomych tego niezwykłego człowieka.
Mirek trafił na Ukrainę w roku 2000. Tutaj odnalazł sens życia, tutaj rozpoczął wielką przygodę z mediami, które sam tworzył od podstaw.
– Właściwie zastanawiałem się od dawna nad zmianą miejsca zamieszkania – wspominał Rowicki podczas jednej z naszych wielu rozmów. – Moi koledzy i znajomi po roku 1989 wyjeżdżali na Zachód w poszukiwaniu pracy, lepszego życia i odnalezienia własnej drogi. Postanowiłem wyjechać i ja, ale jakby trochę na przekór w kierunku przeciwnym, czyli na Wschód.
To wyglądało jak próba porzucenia wszystkiego, co Mirka pochłaniało dotychczas, i rozpoczęcia życia na nowo. Inżynier z wykształcenia po przeprowadzce do Stanisławowa założył sklep z artykułami metalowymi. Tam też po raz pierwszy spotkał się z polskimi wydawnictwami. Poznał redaktorkę „Gazety Lwowskiej” i „Lwowskich Spotkań” Bożenę Rafalską. Wiedziony jakimś nieomylnym instynktem i świadomy tego, że środowisko polskie w Stanisławowie odczuwa brak własnych mediów, które opowiadałyby o ich dniu dzisiejszym i historii, bardzo szybko zaczął realizować pomysł stworzenia gazety. Pierwsze wydania były drukowane na kserokopiarce i dodawane jako wkładka do „Gazety Lwowskiej”. Ta kooperacja trwała krótko.
W końcu powstała prawdziwa, autonomiczna gazeta „Kurier Galicyjski”. Budowa profesjonalnego zespołu dziennikarskiego, dystrybucja papierowych wydań daleko poza obwód stanisławowski i pomoc z Polski zadecydowały o sukcesie nowego wydawnictwa. Fundacja Wolność i Demokracja odgrywała kluczową rolę we wsparciu „Kuriera Galicyjskiego” i praktycznie wszystkich projektów jakimi obrosła redakcja.
Pod koniec życia Rowickiego redakcja gazety została przeniesiona do Lwowa. Ale to nie był już ten sam „Kurier Galicyjski” – Mirek Rowicki uruchomił w jego ramach telewizję internetową, portal, radio, wytwórnię filmów dokumentalnych i wydawnictwo mogące się poszczycić kilkoma książkami, które natychmiast po ukazaniu się znajdowały odbiorców.
Redakcja „Kuriera Galicyjskiego” była miejscem inicjowania funkcjonujących do dzisiaj, znaczących projektów. Mowa o odbywającej się nieprzerwanie od 16 lat konferencji w karpackim Jaremczu – wydarzeniu o charakterze międzynarodowym, które jednocześnie stało się największą platformą poszukiwania porozumienia między Polską i Ukrainą oraz miejscem, gdzie przedstawiciele obu narodów poznawali się, nawiązywali i nadal nawiązują kontakty i przyjaźnie.
Wraz z Ihorem Cependą, rektorem Przykarpackiego Uniwersytetu Narodowego im. Wasyla Stefanyka, oraz Janem Malickim, dyrektorem Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego, Rowicki tworzył zespół realizujący jeszcze inne pomysły. Sukcesem skończyła się odbudowa przedwojennego polskiego schroniska i obserwatorium astronomicznego na górze Pop Iwan. Przy okazji powstała tam baza ratownictwa górskiego.
W położonym niedaleko Jaremcza niewielkim Mikuliczynie dobiega końca budowa ośrodka wymiany studenckiej.
W tych wszystkich projektach Mirosław Rowicki był główną postacią, a jednocześnie sprawiał wrażenie osoby stojącej nieco w cieniu tych inicjatyw. Tak się przejawiała jego skromność i mądrość. Podobnie było z „Kurierem Galicyjskim” – nigdy nie kierował redakcją jak urzędem z godzinami pracy, sztywnymi zasadami i egzekucją obowiązków. Traktował swoich podwładnych jak przyjaciół. Gdy ktoś nie chciał podjąć trudnego tematu, Mirek rozmawiał, przekonywał i wzbudzał wiarę w pracownikach, że poradzą sobie z każdym problemem.
Mirek był człowiekiem pełnym energii i pomysłów do samego końca. Pamiętam, jak trzy dni przed śmiercią w rozmowie telefonicznej opowiadał o nowych pomysłach i wzmocnieniu tych realizowanych. Tam na „górze” miano jednak inny pomysł na jego przyszłość. Odszedł bardzo szybko, ale pozostawił po sobie sprawnie działające instytucje. Pozostawił też przyjaciół i znajomych, którzy z sympatii i szacunku dla Niego nadal kontynuują to co zaczął przed 24 laty.
Tekst i zdjęcie ATK
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!