Projekt „Czarnobyl-2”. W obwodzie grodzieńskim w pobliżu białorusko – litewskiej granicy trwa budowa elektrowni atomowej. Według prawa jest to samowola budowlana. Naukowcy alarmują – jej uruchomienie doprowadzi do kolejnej katastrofy, jak tej w Czarnobylu.
-Przez Ostrowiec przejeżdżałam dwa tygodnie temu. Piękne małe katolickie miasteczko na granicy litewsko-białoruskiej, czysty ekologicznie teren, która ma szansę stać się kolejną smutną strefą skażoną, obszarem wysiedleń – pisze Irina Khalip w „Nowoj Gaziete”.
– Ponieważ tuż za miastem, w pobliżu granicy z Litwą, budowana jest pośród bujnej zieleni gigantyczna konstrukcja, podobna do komina krematorium. To będzie białoruska elektrownia atomowa.
Mieszkańcy Ostrowca na pytania dotyczące pracy na budowie odpowiadają zgodnie:
„Eee, wszystko tu kradną – i materiały i pieniądze”.
Rąbnąć belki wykorzystywane przy budowie obory – słabe, ale nie niebezpieczne. Kradzież materiałów budowlanych z elektrowni atomowej – zabójstwo. Nie tylko dla złodzieja – dla nas wszystkich, ponieważ białoruska elektrownia jądrowa z jej rosyjskim wykonawcą – to kwintesencja sowieckiej tradycji budownictwa. Na tym polega główne zagrożenie powstającego obiektu.
W ciągu roku z budowy zwolniło się 2 tysiące ludzi. Było 6 tys, zostało 4. I nic dziwnego: jeśli wcześniej pracownikom płacono około 10 mln białoruskich rubli miesięcznie (rok temu było to tysiąc dolarów), teraz – trzy miliony (po dewaluacji z grudnia 2014 – to około 200 dolarów).
Nadający z Polski kanał telewizyjny „Biełsat” wyemitował reportaż, w którym robotnik opowiedział (twarzy nie pokazani oczywiście) jak budowniczy próbowali złożyć skargę na kierowników, którzy kradli na potęgę: – i do prokuratury pisali i do Łukaszenki pisali – żadnej reakcji.
Tak dzieje się zawsze, gdy chodzi o duży obiekt państwowy: wszystko powinno być cicho i ściśle kontrolowane przez państwo. I dobrze, gdyby chodziło o stodołę, ale nie o elektrownię.
„Atomowym oszustwem roku” nazwał budowę ostrowieckiej stacji atomowej Gieorgij Lepin, z ruchu „Naukowcy za Białoruś bez atomu”.
Lepin – fizyk jądrowy, profesor, sześć lat – 1986/92 przepracował na awaryjnym bloku elektrowni w Czarnobylu.
„Elektrownia atomowa w Ostrowcu budowana jest pod klucz przez rosyjską państą firmę „Rosatom, – mówi Lepin „Nowoj Gaziete”.
– Jak wiadomo, budowa elektrowni jądrowej „pod klucz” przewiduje, że istnieje już zatwierdzony projekt elektrowni jądrowej, który wykonawca wykorzysta w innym kraju. To projekt referencyjny.
Podobna praktyka stosowana jest na całym świecie, ponieważ doskonale wiadomo, że przy budowie elektrowni jądrowej według nowego projektu zawsze wynikają potrzeby większych, powazniejszych modyfikacji. Dlatego prawie wszystkie elektrownie jądrowe budowane w krajach, które nie posiadały doświadczeń, własnych projektów, były wynikiem przeniesienia projektów referencyjnych z krajów posiadających rozwiniętą energetykę jądrową. W tym przypadku, projektem referencyjnym miała zostać elektrownia jądrowa w Kaliningradzie, ale pod warunkiem zakończona budowy obiektów i udanego przeprowadzenia etapu prac pilotażowych. Ale budowa została „zakonserwowana”.
Na początku budowy elektrowni jądrowej w pobliżu Kaliningradu urzędnicy też mówili o transformacji regionu – z uzależnionego energetycznie obwodu, obwód kaliningradzki miał stać się eksporterem energii. Ale teraz projekt ten jest raczej z gatunku utopii.
Aż nagle pojawiła się nowa inwestycja, na granicy litewsko-białoruskiej. To wszystko co tam jest, to ten sam projekt, ten sam wykonawca, ci sami potencjalni odbiorcy energii.
Według prof. Lepina, niedoszła elektrownia w Kaliningradzie i przyszła elektrownia jądrowa – to ten sam projekt, ale nie tyle energetyczny, co przede wszystkim polityczny.
Energia elektryczna wytworzona w obu stacjach, całkowicie rozwiązałaby problemy energetyczne Litwy, Łotwy, Estonii, a w dużej części Polski. Tak więc, kraje bałtyckie i Polska byłyby pod pełną kontrolą rosyjskiej energii.
Dlatego białoruska elektrownia jądrowa budowana jest w strefie ekologicznej, uzdrowiskowej, na granicy parku narodowego, w czystym miejscu – ale na granicy z Litwą, czyli tak blisko, jak to tylko możliwe od potencjalnych odbiorców energii elektrycznej.
Być może wersja Lepina jest zbyt spiskowa, ale – jak pisze Khalip, nie ma innego wytłumaczenia.
W zeszłym roku, w celu wzmocnienia bezpieczeństwa energetycznego oraz ze względów strategicznych, kraje bałtyckie zaczęły odłączać się od rosyjskiego systemu energetycznego, więc potrzeba istnienia białoruskiej elektrowni atomowej zaczęła być odrealniona.
W czasie, w którym planowana jest budowa i uruchomienie ostrowieckiej elektrowni, kraje bałtyckie zapomną nawet, że stnieje potencjalny eksporter energii na Białorusi. I na pewno przestaną o nim myśleć jak o źródle zagrożenia.
Budowa elektrowni jądrowej rozpoczęła się bez projektów, bez ekspertyz i bez zgody Litwy. Litewscy naukowcy przekonują, że stacja będzie stawarzać niebezpieczeństwo, nawet gdyby zachowane zostały wszystkie prawidła sztuki bodowlanej. Reaktory muszą być chłodzone wodą z Wilii, która płynie sześć kilometrów od elektrowni atomowej. Ale stacja będzie usytuowana wyżej, więc powstaje kłopot, bo wodę trzeba będzie pompować na górę. I nawet pomijając fakt zagrożenia skażenia rzeki, różnica poziomów pomiędzy reaktorem i źródłem chłodzenia zwiększa awaryjność elektrowni jądrowej: jakakolwiek usterka pompy lub przewodów, która zablokuje przepływ wody może spowodować wybuch w elektrowni jądrowej.
Ale kto mówi o przestrzeganiu przepisów budowlanych? Jeszcze jesienią ubiegłego roku, przedstawiciele „Gazatomnadzoru” wyjawili liczne naruszenia w trakcie budowy – w czasie robót hydroizolacyjnych, instalacji urządzeń kontrolnych, montowaniu konstrukcji betonowych, prętów zbrojeniowych i montażu urządzeń dźwigowych.
Białoruscy ekolodzy zażądali natychmiastowego wstrzymania budowy i przeprowadzenia kompleksowych ekspertyz. Tatiana Nowikowa, ekolog zaangażowana w społeczną kontrolę budowy ostrowieckiej elektrowni uważa, że główna przyczyna wszystkich nieprawidowości polega na tym, że od samego początku budowa obiektu była samowolką budowlaną; budowa reaktorów ropoczęła się zanim został zatwierdzony projekt architektoniczny.
Jak powiedziała Nowikowa, białoruska elektrownia atomowa ma szanse stać się najbezpieczniejszą elektrownią jądrową na świecie – pod warunkiem, że nigdy nie zostanie ukończona. Białorusini nie mają ani środków, ani odpowiednich kadr, ani technologii, ani doświadczenia z obiektami jądrowymi.
Po katastrofie w Czarnobylu, pozostało na Białorusi siedem tysięcy kilometrów kwadratowych strefy wysiedlonej, setki wymarłych wiosek w południowo-wschodniej części kraju. Teraz to samo źródło zagrożenia pojawia się w północno-zachodniej. Będzie symetrycznie…
Kresy24.pl za novayagazeta.ru
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!