W ostatnich dniach pojawiały się informacje, że stan zdrowia Łukaszenki jest na tyle poważny, że wylądował on w mińskim szpitalu, z zawałem serca i nawet jest w stanie śpiączki. W państwowych uroczystościach zastępuje go premier. 15. maja Łukaszenka pojawił się publicznie, lecz w bardzo pokazowej sesji zdjęciowej. Z kolei 18. Państwowe media opublikowały zdjęcia ze spotkanie przywódców ODKB.
Zrodziło to spekulacje co do przyszłości Republiki. Nie rzadko słychać oponie, 1. że odejście Łukaszenki może oznaczać rychłe utracenie przez Białoruś suwerenności lub 2. że może być ona zapowiedzią zmian wewnętrznych (dekompozycji reżimu po stracie wodza, chaos polityczny), które może wykorzystać opozycja, wsparta nową falą protestów społecznych. Przy tym że przyjmuje się, że to drugie łatwo może przyspieszyć to pierwsze. Jako że niebezpieczeństwo utraty przez obecny reżim kontroli może być pretekstem do bezpośredniego zaangażowania Moskwy.
Aby zrozumieć jak może wyglądać najbliższa przyszłość Białorusi trzeba umieć rozważyć następujące kwestie:
1. na ile reżim jest spójny wewnętrznie, świadomy swych interesów, składający się z ludzi gotowych ich bronić?
2. na ile społeczeństwo jest gotowe jeszcze raz wystąpić przeciwko systemowi, szczególnie w momencie, gdy będzie on osłabiony?
3. na ile ludzie reżimu będą gotowi podjąć grę czy to z Moskwą czy z Zachodem (kierując się czy to strachem czy nadzieją na umocnienie swojej pozycji)?
4. oraz na ile Kreml faktycznie jest zainteresowany (także obecnie) wchłonięciem Białorusi lub wykorzystaniem zmiany na szczytach białoruskiej władzy celem jeszcze dalszego umocnienia swoich wpływów?
W rozważaniach nad sytuacją polityczną Białorusi dominuje kilka mitów, z których najważniejszy jest czynienie z obecnego systemu wyłącznej, personalnej ekspozytury Aleksandra Łukaszenki. Mówiąc inaczej myśli się o całym systemie wyłącznie jako o jego osobistym projekcie. Co pociąga za sobą naturalną konkluzję, że wraz z jego odejściem system musi się załamać lub też radykalnie zmienić. Nie można oczywiście przecenić roli jaką w polityce Białorusi odgrywa Łukaszenka, w systemie w dużej mierze nastawionym na utrzymaniu go przy władzy. Lecz należy pamiętać, że system kierujący Białorusią jest starszy niż Łukaszenka, jest kontynuacją systemu sowieckiego z niewielkimi przesunięciami.
Aby przewidzieć możliwy rozwój sytuacji na Białorusi można porównać ją z innymi krajami o podobnym systemie politycznym, czyli z azjatyckimi „satrapiami”. Te same problemy przeżywały swego czasu kraje takie jak Turkmenistan po śmierci Nijazowa, czy Uzbekistan po zgonie Karimowa, czyli długowiecznych przywódców nomenklarutowego chowu. Odejścia ubu były nagłe, niespodziewane i powodowało pewnego rodzaju zawieszenie, zawahanie w perspektywie „nieznanego”. Szybko jednak wyłaniali się nowi przywódcy, którzy w obu przypadkach okazali się być trwali.
Jeśli stan zdrowia Łukaszenki jest fatycznie poważny, to na pewno pojawiają się w ścisłym kręgu władzy pytania o jego następcę. A sam dyktotar będzie chciał zabezpieczyć szczególnie wpływy swojego klanu. Nie zawsze jednak dzieci przywódcy w postsowieckich krajach przejmują władzę. Syn Nijazowa, choć rozważany jako nowy Turkmenbaszi, szybko znikną ze sceny, podobnie jak córki Karimowa. Synowe Łukaszenki nie mogą więc mieć pewności, że będzie dla nich miejsce przy stole.
Drugi ważny mit, powiązany mocno z kwestią moskiewską, widzi w Łukaszence, jeśli nawet nie Konrada Wallenroda białoruskiej niepodległości, to przynajmniej człowieka zainteresowanego w utrzymaniu samodzielności Białorusi z czysto egoistycznych powodów. Cała jego pozycja wewnętrze i międzynarodowa wynika wyłącznie z bycia prezydentem Białorusi. Zniknięcie Aleksandra Ryhorawicza ma znieść ostatnią flankę, broniącą niepodległości Białorusi, przed zakusami Kremla.
Odkładając na bok motywy samego dyktatora, to należy zauważyć, że jednak niepodległość Białorusi posiada nieco znaczniejsze podstawy niż tylko samego Łukaszenkę. Jakkolwiek elity obecnej Białorusi pozostają politycznie i kulturowo pro-rosyjskie, nie czyni to z nich automatycznie ludzi zdradzić ojczyznę bez mrugnięcia oka.
Rządzące Białorusią elity mają świadomości, że „integracja” z Rosją oznaczać będzie koniec karier dla wielu z nich. W końcu Rosja ma swoich dziennikarzy, naukowców, propagandystów, KGB-istów i oligarchów. Część białoruskich może załapać się na kooptację, lecz wielu zostanie zmarginalizowanych. Rosyjska narracja nie potrzebuje białoruskiej odnogi.
Trzeci mit głosi, że Moskwa nieustannie czyha na niepodległość Białorusi, która dzielnie broni się do teraz (i będzie póki na jej czele stoi machiaweliczny Łukaszenka). Mit ten ma oczywiście dość silne uzasadnienie. Przyłączenie Białorusi do Rosji niesie ze sobą znaczne korzyści geopolityczne dla Kremla, z którego perspektywy niezależne państwo białoruskie (o ile miałoby ono pójść tą samą drogą co Ukraina) jest wręcz niebezpieczne. Gdyby istniał bezproblemowy sposób na pochłonięcie Białorusi i zamienienie jej w „gubernatorstwo”, Kreml by taki ruch wykonał już dawno.
Można by jednak odwrócić całą sprawę i przypomnieć tezy tych komentatorów, jak Andrzej Wilk (OSW), którzy podkreślają jak daleko zaszła już rosyjska infiltracja w kluczowych obszarach białoruskiego państwa (armia, służby, sektor energetyczny), tak że żadna formalna inkorporacja nie jest konieczna.
O rychłej interwencji Rosji można było słyszeć przez cały poprzedni rok, gdzie spekulowano, że interwencja na Ukrainę ma pociągnąć za sobą uderzenie na Mińsk. Jednak „właściwa” postawa tego ostatniego ma za każdym razem ratować niepodległość Białorusi. Mit trzeci zasadza się na przekonaniu, że to Łukaszenka prowadząc sprawną dyplomatyczną grę wygrywa dla Białorusi kolejne lata niepodległości, oddalając niebezpieczeństwo bezpośredniej interwencji. Tym sposobem usprawiedliwia się uzależnienie od Rosji, udział w wojnie na Ukrainie i wsparcie propagandowe Kremla. Byle Ruscy nie wkroczyli.
W zasadniczej sprawie trzeba postawić jednak następujące tezy: choć Łukaszenka pozostaje centralnym elementem systemu, to system ten posiadając „samoświadomość” jest gotowy na przetrwanie po jego odejściu. I jeśli uniknie on błędu „walki o władzę” będzie w stanie się reprodukować pod nowym przywództwem. System ten jak i sam Łukaszenka świadomie podtrzymuje i pogłębia wpływy rosyjskie (na wielu poziomach od kultury, poprzez ekonomię, na służbach kończąc), a stara się wyłącznie kontrolować to, jak one przebiegają, i tym sposobem „grać” z Kremlem.
Post-Łukaszenkowsi reżim nie będzie tym samym ani w lepszej ani w gorszej sytuacji niż. Jednocześnie uzależnienie od Kremla jest już na tyle zawansowane, że ten posiada rozległe liberum veto, praktycznie we wszystkich kluczowych sprawach Białorusi. Nowy „baćka” nie będzie więc musiał być żadną „kremlowską marionetką”, jak i nie będzie heroicznym bojownikiem o wolność Białorusi.
Łukaszenka lubi od czasu do czasu dokonywać przewietrzeń w swoim otoczeniu, często w rytmie zdarzających się kryzysów. Jednak utrata jednego stanowiska nie oznaczała nigdy dla członka reżimu, że ostatecznie wypadł on z politycznego obiegu. Częściej krążył on po różnych urzędach, państwowych lub zagranicznych (jak premier Miasnikowicz, który przeniósł się do instytucji Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej). Członkami Straży Prezydenckiej zostają byli oficerowie i pracownicy KGB, potem ci sami ludzie, po latach służby przy prezydencie, obsadzają różne departamenty i agencje.
Istotne przesunięcia kadrowe miały miejsce po wyborach 2020 r.; od tego czasu jednak wiele z najważniejszych departamentów i urzędów kierowanych jest przez tych samych ludzi. Od premiera Roman Holauczenki, poprzez szefa KGB Iwana Tertla, szefa Straży Prezydenckiej Dymitra Szackajewa (od 2017 r.), szefa MON Wiktara Chrenina czy MSW Iwana Kubrakowa po kierownika Administracji Prezydenta Igora Sergejenko (poprzednio w KGB). Związki ze służbami lub sferami wojskowymi mają obecnie praktycznie wszyscy kierujący najważniejszymi agendami rządowymi.
System białoruskiej władzy tworzą powiązane, przecinające się, choć zachowujące autonomię, kręgi. Za szczyt mogą być uznane: Administracja Prezydencja i wspomniana Straż Prezydencka, której budżet przekracza wydatki na utrzymanie Rady Ministrów. Łukaszenka pozostaje zwornikiem systemu i jego nagłe zniknięcie musi wywołać wstrząs, porównywalny z zawałem, który jednak nie musi być od razu śmiertelny.
Oczywiście śmierć lub trwała niedyspozycyjność dyktatora może być wykorzystana przez pewne grupy do próby przejęcia kontroli, odsunięcia innej, konkurencyjnej (walki między wieloma służbami specjalnymi) czy zwykłej osobistej zemsty. Gdyby doszło do takich wewnętrznych starć czynniki zewnętrzne względem reżimu (czy to samo społeczeństwo białoruskie czy np. służby rosyjskie) mogą wymusić przesunięcie w wewnętrznym układzie lub nawet wywrócić cały system. Nim dojdzie jednak do interwencji Moskwy, o ile walki nie będą przez nią zaplanowane i koordynowane, kierowane przez opozycję protesty społeczne mogłyby ugrać choćby częściową liberalizację systemu.
Łazarz Grajczyński
Autor jest dziennikarzem, specjalizującym się w polityce międzynarodowej i kwestiach bezpieczeństwa, współpracował m.in. z Radiem Poznań, portalami Jagiellonia.org, Kresy24.pl, Centrum Schmpetera i Blasting News
Redakcja zastrzega, że materiał wyraża poglądy i opinie jego autora i nie musi odzwierciedlać poglądów i opinii redakcji.
1 komentarz
Andrew
20 maja 2023 o 11:35Cos mi się wydaje że dzień śmierci psychola to będzie wielka fiesta w Białorusi.