Robert Mueller, specjalny prokurator powołany do zbadania przypadków mieszania się Rosji w amerykańską politykę podczas kampanii wyborczej 2016, postawił 12 zarzutów Paulowi Manafortowi, odsuniętemu kilka miesięcy przed wyborami pod naciskiem mediów szefowi kampanii Donalda Trumpa. Manafort decyzją sądu został umieszczony w areszcie domowym. Zarzuca mu się, oprócz spisku przeciwko USA, także m.in. pranie brudnych pieniędzy i inne nielegalne operacje finansowe.
Prokurator potwierdził zarzuty mediów z lata 2016 roku. Media amerykańskie pisały wówczas, że Manaford przyjmował pieniądze od Partii Regionów obalonego prorosyjskiego prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza i miał liczne kontakty i interesy w Rosji i innych krajach posowieckich.
Oprócz Manaforta, zarzuty postawiono także jego najbliższemu współpracownikowi, Rickowi Gatesowi.
Całą sprawę już nazwano w USA „Russiagate” i prawdopodobne są kolejne aresztowania i zarzuty.
Przy okazji wyszło na jaw, że inny człowiek pracujący przy kampanii Trumpa w 2016 roku, George Papadopoulos, prawnik i menedżer z sektora energetycznego, skłamał, według sądu, podczas przesłuchania przez FBI (przesłuchania na zlecenie specjalnego prokuratura). Śledczy pytali go w styczniu tego roku o jego spotkania z człowiekiem, który powoływał się na dobre relacje we władzach rosyjskich i twierdził, że posiada „brudy” na kontrkandydatkę Trumpa Hillary Clinton. Domniemane kłamstwa Papadopoulosa miały dotyczyć tego, że twierdził on, że spotykał się z nim przed rozpoczęciem współpracy ze sztabem Trumpa, oraz że nie miały te spotkania żadnych konsekwencji. Jak piszą amerykańskie media, konsekwencje były, chodzi prawdopodobnie o tysiące e-maili ze skrzynki Hillary Clinton, które wykraść mieli rosyjscy hakerzy. Sprawa ta zaszkodziła Hillary Clinton w kampanii wyborczej, gdyż korzystała z prywatnego maila dla przekazywania informacji w sprawach służbowych, treść maili też stawiać ją mogła w złym świetle.
Donald Trump twierdzi, że cała sprawa ma podłoże polityczne i zaatakował Muellera (byłego szefa FBI), którego w maju jego administracja sama mianowała na specjalnego prokuratora do spraw zbadania ingerencji Rosji w wybory 2016. Media wspierające Donalda Trumpa i republikańskie zaplecze prezydenta odpowiadają, że należy zbadać także związki demokratów z Rosją. Jeśli wierzyć artykułom w amerykańskich mediach, przy okazji śledztwa specjalnego prokuratura wyszło na jaw, że przygotowane przez emerytowanego pracownika brytyjskich służb specjalnych Chrostophera Steele’a dossier na temat rzekomych związków finansowych i seksualnych skandali łączących Donalda Trumpa z Rosją zostało zamówione przez organizację wspierającą kampanię demokratów, a sam Steele miał związki z Moskwą i na źródłach związanych z Kremlem miał oprzeć raport. Komisja do spraw służb specjalnych amerykańskiej Izby Reprezentantów wszczęła też dochodzenie dotyczącą podejrzenia zaniechań amerykańskiej administracji w sprawie przejęcia przez rosyjską państwową firmę Teneks kanadyjskiej firmy Uranium One wydobywającej uran w USA (ma 0k. 20 proc. udziałów w rynku wydobywczym tego surowca). Do transakcji doszło w 2010 roku, w apogeum „resetu” między Rosją a Zachodem. Republikanie sugerują, że rosyjscy lobbyści przelewali pieniądze na rzecz fundacji Hillary i Billa Clintona (Hillary Clinton była wówczas sekretarzem stanu USA za prezydentury Baracka Obamy), a administracja amerykańska wydawała korzystne dla Rosjan decyzje.
Oprac. MaH, bbc.co.uk, washingtonpost.com, foxnews.com
Ilustracja: DonkeyHotey, CC BY-SA 2.0
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!