Rosyjskie sankcje nałożone na towary z UE, USA i innych krajów, dają białoruskim władzom możliwość zarobienia, ale tylko na reeksporcie artykułów pochodzących z krajów trzecich jako towarów białoruskich. Jednak nadzieje statystycznego Białorusina, że sytuacja spowoduje obniżenie cen w kraju, są zdaniem ekonomistów próżne.
Według białoruskiego wiceministra rolnictwa Leonida Marynicza, rosyjskie sankcje to dla jego kraju prawdziwa żyła złota. Chwilę po tym, jak Putin ogłosił sankcje wobec Zachodu, urzędnik Łukaszenki zapowiedział, że Białoruś zajmie teraz niszę na rynku rosyjskim po dostawcach, którzy zostały objęci rozporządzeniem prezydenta FR.
Niezależni eksperci zgadzają się z entuzjazmem Marynicza, ale tylko pod jednym warunkiem: że pod pozorem białoruskich, na rosyjski rynek popłyną szerokim strumieniem towary z krajów trzecich, na przykład z Polski, Litwy, z Holandii – tłumaczy Aleksandr Jaroszuk, który przez wiele lat zajmował wysokie stanowiska w sektorze rolnym.
– Tak naprawdę, Białoruś nie jest w stanie eksportować do Rosji ani wieprzowiny, ani wołowiny, owoców ani warzyw, nawet białoruskich ziemniaków. Przy obecnym modelu gospodarki, nie da się zwiększyć produkcji owoców i warzyw. Ta gałąź przemysłu wymaga własności prywatnej. Nie mamy nawet ziemniaka na handel. Tak naprawdę nie mamy niczego co moglibyśmy sprzedawać. Kołchozy nie są tym zainteresowane z powodów ekonomicznych. I nigdy kołchoźnicy nie będą tak szczerze o to walczyć, jak choćby polscy rolnicy indywidualni.
Większego problemu, żeby „technicznie podmienić” towary z krajów trzecich i sprzedawać je jako białoruskie, nie ma – mówi ekonomista Lew Margolin, – szczególnie w sytuacji, jeśli wszystkie strony mają w tym swój interes. Jako przykład podaje polskie jabłka;
– Polacy chętnie je sprzedadzą, ponieważ muszą jakoś pozbyć się towaru, który szybko się psuje. Białorusini muszą zarobić pieniądze, a Rosjanie przymkną na to oczy, aby móc powiedzieć, że nasz rynek na sankcjach nie ucierpiał – „owoce jak były, tak i są”.
Niestety, rosyjskie sankcje nie sprawią, że ceny na produkty pochodzące z importu spadną – twierdzi Aleksander Jaroszuk: – Tworzy się sztuczny deficyt poprzez dekret prezydenta Rosji. A tam gdzie występują niedobory, ceny zawsze rosną, a nie spadają. W związku z tym, musimy i my spodziewać się wzrostu cen. Jakby tam nie było ( będzie reeksport lub eksport białoruskich towarów do Rosji), ceny na białoruskim rynku wewnętrznym pójda w górę.
Tę opinię podziela Lew Margolin:
-Widzimy, że ceny mięsa w Polsce i na Litwie są znacznie niższe niż u nas. I tu leży sedno sprawy. Jeżeli państwo, obniży ceny, to i u nas może być taniej, ale jeśli tego nie robi, to bez względu na wszystkie okoliczności a nawet sankcje, cena pozostanie taka, jaka była – pozbawia złudzeń ekonomista.
Kresy24.pl/svaboda.org
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!