Co najmniej kilkudziesięciu, a być może kilkuset rosyjskich żołnierzy, którzy odmówili walki na Ukrainie, przetrzymywanych jest w piwnicach k. miejscowości Brianki w obwodzie ługańskim.
Nie dostają jedzenia, siedzą w ciemnościach, bez prądu i światła. Zniszczono ich telefony, zabrano rzeczy osobiste i zapowiedziano, że staną przed sądem za dezercję. Jeden z nich „przemycił” telefon i wysłał zdjęcia.
„Siedzimy w piwnicy, bez jedzenia. Powiedzieli, że będą nas tu przetrzymywali przez co najmniej dwa dni. Co dalej, nie wiadomo. Przemyciłem telefon. Rzeczy zostały zabrane. Ktokolwiek miał telefon i został znaleziony, psuli je na miejscu. Śpimy na noszach. Nie ma światła, siedzimy w ciemności. Powiedzieli, że nikt nie odeśle nas do domu. Najpierw areszt śledczy, a potem sąd. A rozprawa będzie tutaj, w Ługańsku”. To wiadomości Artema Gorszenina, żełnierza jednostki wojskowej 09332 przesłana do matki. Kobieta podzieliła się nią z agencją „Nastojaszcze Wremia”.
Matka Artema, Fatima Gorszenina, powiedziała dziennikarzom że w Briance żołnierze spędzili trochę czasu w dawnej szkole zamienionej na koszary. „Byli pilnowani przez prywatną firmę wojskową, PKW, jak nam wyjaśnił. Z początku nie wiedział, że to „wagnerowcy”. Powiedział, że nazywa się ich „muzykami”. Potem dowiedzieliśmy się, że to „wagnerowcy” ich pilnowali – mówi Fatima Gorszenina.
„Potem 15 [lipca] powiedział mi, że 20 z nich było przetrzymywanych w piwnicy bez jedzenia. Powiedział, że nie byli bici, ale rozmawiali z nimi, prowadzili rozmowy polityczne. Jeśli w Briance spokojnie namawiali, proponowali awans, dobrą pensję, to tutaj już przerzucili się na groźby, artykuły, że trafią do więzienia za dezercję”.
Żołnierze kompanii inżynieryjno-saperskiej stacjonującej w Abchazji powiedzieli swoim matkom, że nie mogą odejść ze służby: ich dowódcy nie chcą podpisywać ich podań.
Po trzech i pół miesiącach wojny chcieli wrócić do domu, ostatecznie złożyli broń i na własną rękę udali się do komendantury w Dżankoju na okupowanym Krymie. Oto co saper Nikita Lazarew opowiadał swojej matce.
„Dziewiątego [lipca] powiedział: Mamo, biorą nas na samolot i do Rostowa. Z Rostowa zostaniemy wysłani do naszej jednostki wojskowej w Abchazji. Potem zadzwonił i powiedział, że faktycznie wysłano ich helikopterem do obwodu ługańskiego, do miasta Brianka. Jedenastego syn napisał: Mamo, jesteśmy zabierani w małych grupach 3-5-11 osób do nieznanego miejsca przeznaczenia” – powiedziała matka Nikity, Swietłana Jelczewa.
Żołnierze kompanii inżynieryjno-saperskiej z Abchazji w drodze z Rostowa do obwodu ługańskiego 12 lipca nagrali filmik: zatrzymali swój konwój i odmówili dalszej jazdy.
Na filmie widać następujący dialog:
– Towarzyszu pułkowniku, pokażcie mi dokument, który wskazuje…
– Nie chcę z tobą rozmawiać.
– No i mamy odpowiedź. Dlaczego mamy kontynuować jazdę? Nikt nie pójdzie!
– Wsiadaj do samochodu i jedźmy!
– Nikt nie idzie.
– To inni ludzie zabiorą cię w kajdankach.
– Na jakiej podstawie?
– Jest podstawa.
– Jakie podstawy? Nie wiedzieliśmy, gdzie idziemy. Łamiesz swoje własne prawa.
Matka Artema Gorszenina opowiada: „On [syn] powiedział, że strażnicy, którzy ich pilnują, okazują się dobrzy. Czasami ukradkiem przynoszą jedzenie. Jeden z nich pozwolił im nawet wejść na górę, by ogrzać się na słońcu, bo na dole było bardzo zimno. Śpią na noszach, w tym co mają – swoich ubraniach. Wokół leżały materace i różnego rodzaju koce. Nie pozwolili mu anulować umowy. Mówią, że nikt nie pozwoli im wrócić do domu: najpierw pójdziesz do więzienia, a następnie do sądu w obwodzie ługańskim”.
Po pewnym czasie od Artema zaczęły przychodzić dziwne i pocieszające wiadomości, a Fatima Gorszenina podejrzewała, że nie są one wysyłane przez jej syna: „Po pewnym czasie zorientowaliśmy się, że to nie nasz syn się z nami kontaktuje. Z wiadomości wiedzieliśmy, że to nie on. A kiedy zadaliśmy prawdziwe pytanie o imię jego ukochanego kota, po prostu przestał się z nami w ogóle kontaktować”.
Teraz nie wiadomo, gdzie jest Artem Gorszenin, Nikita Lazarew i 18 innych współżołnierzy, którzy odmówili powrotu na wojnę. Ostatnią rzeczą, jaką Lazarev powiedział matce, było to, że starają się wszelkimi sposobami przywrócić ich na pole walki.
„On [syn Nikita Lazarev] mówi: obrażają nas, poniżają nasz honor i godność. Mówi: Mamo, ja już nie mogę wytrzymać: mówią do nas jak byśmy byli nie wiadomo kim”. Walczyliśmy tam przez trzy i pół miesiąca, a oni traktują nas jak… Stosunek do nas jest straszny” – cytuje słowa syna Swietłana Jelczewa.
Wcześniej Ilja Kamiński, sierżant w 11. Samodzielnej Brygadzie Desantowo-Szturmowej armii rosyjskiej, powiedział agencji „Nastojaszcze Wremia”, że jego towarzysze broni są przetrzymywani w garażu w obwodzie ługańskim i prawdopodobnie wkrótce i on zostanie uwięziony, gdyż grozi mu to jego dowództwo.
ba za currenttime.tv
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!