Im dłużej trwa budowa elektrowni jądrowej w Ostrowcu, tym bardziej skandaliczne staje się zachowanie głównego wykonawcy projektu rosyjskiego „Rosatomu”. Po tym jak Aleksander Łukaszenka upomniał się o wymianę uszkodzonego korpusu reaktora, 19 sierpnia Rosjanie zapowiedzieli przeprowadzenie testów bezpieczeństwa siłowni (dotąd się migali). Jednak cały dowcip polega na tym, że wbrew przyjętym na świecie normom, zamiast ściągnąć niezależnych ekspertów, tzw. stress- testy przeprowadzą … sami.
Tzw. stress – testy, czyli badania warunków skrajnych na placu budowy rozpoczną się na początku września i potrwają 10 dni (!), operacja będzie kosztowała 200 tysięcy euro. Rosjanie zapowiadają, że wyniki pokażą Białorusinom i Litwinom, żeby rozwiać ich obawy o bezpieczeństwo podczas eksploatacji pierwszej elektrowni atomowej na Białorusi.
Kto zamawia stress -testy, Białoruś?
Nie, zamawiającym jest- „Rosatom”, ten sam, który buduje białoruską elektrownię. A dokładniej spółka akcyjna „Niżnowogodzkaja firma inżynieryjna „Atomstroyprojekt”, która wchodzi w skład państwowej korporacji „Rosatom”.
Kto je przeprowadzi?
Rosyjska spółka akcyjna „Instytut Technologii Energetycznych Atomproekt” – przynajmniej tak wynika z dokumentów przetargowych, zamieszczonych na stronie internetowej zakupki.rosatom.ru. Przy czym określenie „przetarg”, nie jest do końca właściwe, bo „Atomprojekt” jest jedynym oferentem.
Czy nie można znaleźć innych wykonawców stress – testów, czy oprócz Rosjan, tacy nie istnieją?
Na Białorusi i Rosji – rzeczywiście, takowi nie istnieją. Są za to za granicą. Testy warunków skrajnych w elektrowniach jądrowych zaczęto przeprowadzać masowo na całym świecie po katastrofie w Fukushimie. Wtedy to elektrownia jądrowa została częściowo zniszczona przez trzęsienie ziemi i tsunami, które doprowadziły do katastrofy. Rosatom niby zapowiada, że planuje do Ostrowca sprowadzić zagranicznych ekspertów, nie chce jednak zdradzić skąd.
Ile to będzie kosztowało?
Na stronie internetowej „Rosatomu” przedstawiono wartość przetargu – 15,340 tys. rubli rosyjskich. Dziś jest to ponad 200 tysięcy dolarów.
Po co to wszystko?
Według wersji „Rosatomu”, żeby sprawdzić wytrzymałość konstrukcji ostrowieckiej elektrowni atomowej oraz zgodność budowy obiektu z normami międzynarodowymi. A według alternatywnej wersji – to nic innego jak „pijar”, choć kosztowny, ale tylko „pijar” .
„To nie jest prawdziwy stress test, to jest wewnętrzna kontrola, a tak naprawdę to nawet nie kontrola. Nie wiadomo nawet jak to nazwać. Na całym świecie zajmują się tym niezależne struktury. A tu, wszystko ma trwać 10 dni. Przez ten czas to nawet dokumentów wszystkich sprawdzić nie zdążą. To nierealne”, – mówi moskiewski fizyk atomowy Andriej Ożarowski.
A co mówią w „Rosatomie”?
Nic. Prawie nic. Pytania o zaangażowanie niezależnych ekspertów podczas stress – testów i charakter badań, oraz prośba o odpowiedź na powyższe pytania na piśmie zostały w Moskwie wysłuchane. Obiecali odpowiedzieć w „niedalekiej przyszłości”.
Aleksander Łukaszenka długo zarzekał się, że budowana w Ostrowcu elektrownia atomowa jest bezpieczna, a zarzuty wysuwane przez Litwę o nie przestrzeganie norm bezpieczeństwa są wyssane z palca, ale 17 sierpnia białoruskie władze zapowiedziały, że będą się jednak domagać wymiany korpusu reaktora atomowego. „Rosatom” odpowiedział grzecznie, że oczekiwał takiego żądania ze strony zleceniodawcy i zostanie ono spełnione.
Przypomnijmy, do upadku korpusu na budowie elektrowni w Ostrowcu doszło 10 lipca.
Czytaj także:
„To Związek Radziecki nr 2”. Co Deutsche Welle zobaczyło w elektrowni jądrowej w Ostrowcu?
MSZ Litwy: Białoruś łamie umowy dotyczące elektrowni atomowej w Ostrowcu
Litewski minister: Białoruś pogrywa sobie w kwestii elektrowni jądrowej w Ostrowcu
Zachęcamy do komentowania materiału na naszym oficjalnym fanpage’u: https://www.facebook.com/semperkresy/
Kresy24.pl
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!