Prołukaszenkowskie media publikują zdjęcia, pozyskane najprawdopodobniej z telefonu Romana Protasiewicza, 26 – letniego blogera porwanego przez białoruskie służby z samolotu Ryanair, który 23 maja zmuszono do lądowania na lotnisku w Mińsku.
Zdjęcia mają być dowodem na zaangażowanie 20- letniego wówczas Protasiewicza w walkę na wschodzie Ukrainy w szeregach pułku Azow. Chłopak jest w kamuflażu, z bronią w ręku i azowskim szewronem na rękawie.
Wszystko jednak wskazuje na to, że chłopak był członkiem służby prasowej Azowa.
Internetowa gazeta „Nasza Niwa” pisze, że publikowane dziś zdjęcia, ale z zatartą twarzą, pojawiło się już w sieci – w 2015 roku anonimowy członek „grupy taktycznej „Białoruś” w ramach pułku Azow, opowiadał w wywiadzie dla Radia Svaboda o służbie na Ukrainie. Najwyraźniej był to Protasiewicz.
W wywiadzie bojownik o pseudonimie „Kim” opowiedział, że został ranny pod Szyrokino: „Podczas zmiany pozycji na prawej flance linii frontu we wsi Szyrokino dostałem się pod ogień nieprzyjacielskiej baterii moździerzy, w wyniku czego zostałem ranny odłamkami w klatkę piersiową i doznałem wstrząśnienia mózgu. […] Jestem tu już prawie od roku. Teraz służę w Mariupolu”.
Prawdopodobnie po raz pierwszy otwarta informacja o związku porwanego przez służby białoruskie redaktora „zakazanego” kanału Telegram z Ukrainą pojawiła się w opowieści Jurija Dudia.
Tam Protasiewicz powiedział dosłownie to, co następuje: „Kiedy wróciłem z wojny na Ukrainie, uświadomiłem sobie prostą rzecz: jeszcze raz pojechałbym do pracy przy konfliktach zbrojnych, bo ludziom trzeba pokazywać rzeczy, które nigdy nie powinny mieć miejsca”.
Były lider Azowa, Andrij Bielecki, potwierdził, że Protasiewicz był w ich szeregach, ale „jego bronią był długopis”.
Nie wiadomo jednak, dla jakich mediów pisał teksty.
„Nasza Niwa” rozmawiała z ówczesnymi bojownikami „Azowa”, którzy twierdzą, że w czasie, gdy Protasiewicz dołączył do nich, nie wysyłano już na front pierwszego napotkanego człowieka. Batalion miał dwie bazy szkoleniowe, jedną w Kijowie i jedną w Urzufie koło Mariupola. Aby dostać się na front, trzeba było przejść szkolenie i udowodnić swoją wartość.
„Pamiętam go w Urzufie. Był taki facet, młody. Bielecki nie miał do niego zaufania. Bo kiedy przyjechał, zaczął od słów: „Gdzie są inni Białorusini? Chciałbym ich poznać”. Ludzie odebrali to tak, jakby zbierał informacje. Dlatego nie było zbyt dużego zaufania, i do walki nie był angażowany. Kręcił się po sali treningowej, robił sobie zdjęcia z bronią na strzelnicy i chyba zdał sobie sprawę, że nie pasuje do grupy, więc odszedł. Czy on walczył? Myślę, że jeśli to zrobił, to nie jako członek Azowa”, – powiedział „Naszej Niwie” ówczesny bojownik.
oprac. ba na podst. nn.by
6 komentarzy
Leniuch1916
31 maja 2021 o 18:38szkoda chłopaka…
ruskie ścierwa go wykończą.
Artur
2 czerwca 2021 o 21:47E tam. Taki odważny. W Donbasie był. Nie wiemy czy on tam kogoś nie wykończył
wlod
5 czerwca 2021 o 05:12Pan Sikorski też ma focie z Afganistanu,
ego
8 czerwca 2021 o 19:46fajny dziennikarz
Tadeusz
15 czerwca 2021 o 23:01Też chcę taki długopis
bajecznie
16 czerwca 2021 o 06:14Każdy młody chłopak chciałby mieć takie sweet focie. Jak ładnie się ustawił na tle pasującym do munduru. No i te okulary na głowie… he, he.