„Zazdrość, urazy i ideologiczne różnice należy odłożyć na bok. Jeśli białoruska opozycja nie porozumie się w kwestii wyboru wspólnego kandydata w wyborach prezydenckich w 2015 roku, to Białoruś straci kolejną szansę obrony ojczyzny – uważa przewodniczący ruchu „O Wolność!” Aleksander Milinkiewicz.
Białoruska opozycja nadal nie może porozumieć się w sprawie przeprowadzenia Kongresu Sił Demokratycznych, na którym zostałby wybrany wspólny kandydat opozycji na prezydenta w najbliższych wyborach w 2015 roku. (termin ich przeprowadzenia nie został jeszcze ogłoszony).
Być może pretendentem do fotela zostanie Aleksander Milinkiewicz – lider ruchu „O Wolność”, który będzie się ubiegać o namaszczenie całej opozycji, chce być wspólnym kandydatem sił demokratycznych i stawić czoła Aleksandrowi Łukaszence, ale tylko pod warunkiem, że otrzyma rzeczywistą akceptację społeczeństwa i struktur partyjnych.
Pierwsze sygnały już otrzymał. 11 października podczas zjazdu Białoruskiego Frontu Narodowego, na który został zaproszony również Aleksander Milinkiewicz, usłyszał, że BNF nie wystawi w najbliższych wyborach swojego człowieka – postawili na Milinkiewicza.
„Ważne jest, aby wspólny kandydat miał rzeczywistą szansę zjednoczyć ludzi, dlatego, że połączona opozycja może stać się naprawdę przyzwoitą drużyną. Ale jeśli powstanie zamęt wokół niego, to nie sądzę że ktokolwiek, nawet wspólny kandydat, może w tej kampanii dobrze wypaść” – powiedział Milinkiewicz w rozmowie z radiem Svaboda.
Na pytanie co będzie, jeśli do Kongresu Sił Demokratycznych nie dojdzie, i nie zostanie wybrany wspólny kandydat opozycji, Milinkiewicz odpowiada:
– W takiej sytuacji będzie powtórka z 2010 roku. Nawet jeśli nie wystartuje 9 kandydatów ale mniej, ale to już nie będzie miało znaczenia. Zapanuje przygnębienie w opozycji i w całym społeczeństwie, i źle się to skończy. Myślę, że wówczas powinna nastąpić pełna wymiana pokoleń; starsi liderzy powinni odejść, powinni przyjść młodzi, może oni będą bardziej odpowiedzialni, może im się uda….
Według polityka, tak duża liczba ubiegających się o fotel prezydenta oznacza tyle, że zamiast walczyć o zagrożoną dziś wolność i niepodległość Białorusi, zaczynają zwalczać się nawzajem. „Mnie to ni interesuje” – podkreślił.
Aleksander Milinkiewicz powiedział, że według niego białoruska władza nie jest zainteresowana powtórką scenariusza z 2010 roku, ale jeśli na ulicach dojdzie do prowokacji, a organizować je mogą nie tylko białoruskie służby, ale przede wszystkim rosyjskie ( Rosja chce zerwać wszystkie relacje Białorusi z Europą), reakcja władz może znowu być taka sama, jak w 2010 roku.
Kresy24.pl/svaboda.org
1 komentarz
Rachel
14 października 2014 o 22:20Białoruś potrzebuje nowych i wiarygodnych przywódców, nie Milinkiewicza i mu podobnych.