Jaka będzie polityka historyczna prezydenta Zełenskiego, i czy nowa ekipa w Kijowie uniknie błędów poprzedników, niwelując jednocześnie skutki polaryzującej koncepcji realizowanej przez Wołodymyra Wiatrowycza? O tym Wasyl Rasewycz, ukraiński historyk i publicysta, pisze w najnowszym artykule opublikowanym na łamach Kuriera Galicyjskiego, pt: „Czy Putin zrobi z Zełenskiego banderowca?”
Kreml stara się skierować ukraińską politykę historyczną na śliską drogę. Wielu ludzi interesuje odpowiedź na pytanie, jaką będzie polityka historyczna prezydenta Zełenskiego?
To, że będzie kardynalnie różna od tej, którą prowadzili dyrektor Ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej Wołodymyr Wiatrowycz i poprzedni prezydent Petro Poroszenko – wydaje się być faktem dokonanym. Ponieważ na razie za wcześnie, by mówić o tych zmianach, podzielę się swoimi rozważaniami na temat tego, czego należy unikać i czemu w żadnym wypadku poddawać się nie należy. Unikać należy etnocentryczności na gruncie kultu bohaterstwa OUN i UPA oraz ulegania naciskom Kremla w tworzeniu nowej polityki historycznej państwa.
O co tu chodzi? Chodzi o to, by ukraińska polityka historyczna nie prowadziła już do międzynarodowej izolacji państwa i nie pozycjonowała naszego kraju pośród przegranych II wojny światowej. Jeszcze jednym ważnym elementem polityki historycznej powinno być pojednanie antagonistycznych pamięci w społeczeństwie. Ustawianie Ukrainy w szeregu państw koalicji antyhitlerowskiej zdejmuje wiele oskarżeń z Ukraińców za przestępstwa przeszłości i wzmacnia pozycję państwa na arenie międzynarodowej. Największym bowiem głupstwem dokonanym w celu „wybielenia” roli oddziałów kolaborujących w okresie II wojny światowej było robienie zakładnika ze współczesnego państwa.
Rzecz w tym, że ogłaszanie na poziomie ustawodawczym heroiczności formacji ściśle współpracujących z nazistowskimi służbami specjalnymi lub podporządkowanych Wehrmachtowi, oznaczało praktycznie, iż współczesne państwo bierze na siebie odpowiedzialność za wszystkie ich czyny. Nadawanie pośmiertne tytułów Bohatera Ukrainy osobom, będącym oficerom Wehrmachtu bądź służącym w policji, nawet na pewnym etapie wojny, czyniło państwo ukraińskie odpowiedzialnym za całość ich życiowych dokonań. Nie dość, że Ukraina w obliczu wojny i agresji ze strony Rosji miała przekonywać cały świat, że jest ofiarą, to musiała się wysilać, aby przekonać, że Ukraińcy „mieli prawo” na współpracę z faszystowskim reżimem, niezależnie od tego, w jakich mundurach i po czyjej stronie walczyli. Szybko okazało się jednak, że taka logika jest na świecie nie do przyjęcia.
Ta polityka historyczna szkodziła Ukrainie, czyniła ją słabą i zagrożoną na arenie międzynarodowej i jeszcze silniej polaryzowała społeczeństwo ukraińskie wewnątrz państwa. Tacy bohaterowie nie jednoczyli Ukraińców. Wywoływali nieprzejednane antagonizmy i dosłownie rozdzierali państwo. Gwoli sprawiedliwości należy tu dodać, że nie obyło się tu bez zmasowanego ataku propagandy rosyjskiej, która przedstawiała Ukrainę jako spadkobierczynię nazizmu i faszyzmu, twierdząc również, że na Ukrainie nie wybuchła żadna Rewolucja Godności, lecz miał miejsce przewrót, w wyniku którego do władzy doszła faszystowska junta. Można to traktować jak chorobliwe majaczenie (co faktycznie ma miejsce), ale częste powoływanie się rosyjskiej propagandy na nieudolną i jednostronną politykę historyczną służyło ludziom niepoinformowanym i niewykształconym jako naoczny dowód „faszystowskiego przewrotu”. W szkodliwość takiej polityki pamięci z całą pewnością nie należy wątpić.
Znów jednak rodzi się pytanie: jeżeli polityka UIPN była tak szkodliwa, to dlaczego nikt tego nie zauważył i nie powstrzymał? Miejmy nadzieję, że jej twórcy nie mieli złych zamiarów. Oni szczerze i dość naiwnie mieli nadzieję, że przy pomocy historycznych wzorców bojowników o Ukrainę uda im się jak najlepiej zmobilizować masy do obrony ojczyzny. Przyjmijmy, że poszli za prostą mechaniczną logiką, wyodrębniając wszystkich tych, którzy kiedykolwiek w historii z bronią w ręku walczyli przeciwko Rosji i usiłując w ten sposób ukazać wrogość obu tych narodów.
Nie obyło się tu bez materialnego „wsparcia” nacjonalistycznej diaspory ukraińskiej. Diaspora szczodrze opłacała wysławianie „banderowskiej” bohaterskiej linii, nawet nie zastanawiając się nad tym, jak bardzo ta legalizacja i „wybielanie” są na rękę Moskwie. Rosyjska antyukraińska propaganda nie musiała się nawet specjalnie wysilać i wystarczyło jej pokazać fotkę dowódcy UPA Romana Szuchewycza w mundurze Werhmachtu i dopełnić informację o jego służbie w 201 batalionie policyjnym na Białorusi oraz jaką rolę pełnili tam ukraińscy policaje w 1942 roku. Mówiąc otwarcie, czasem miało się wrażenie, że twórcy ukraińskiej pamięci narodowej idą z rosyjską propagandą ręka w rękę. Miało się wrażenie, że to kremlowska propaganda pisze scenariusz ukraińskiej polityki historycznej.
Miały miejsce zadziwiające wydarzenia. Gdy Petro Poroszenko zwyciężał w 2014 roku w wyborach prezydenckich, w jego programie kwestie historyczne nie odgrywały znaczącej roli. Ale później, tracąc poparcie wyborców, prezydent coraz mocniej stąpał po historycznym polu. Jego retoryka radykalizowała się i stała się w dużej mierze lustrzanym odbiciem rosyjskiej. Różnica była jedynie w języku wypowiadanych sloganów: „Dziadowie walczyli”, „Pamiętamy”, „Nie przebaczymy”.
Gdy przeanalizujemy te wypowiedzi to widać, że taka retoryka nieuchronnie zbliżała fiasko Petra Poroszenki jako prezydenta, a wraz z nim i Ukrainy. Jak pokazała wypowiedź Sofii Fedyny na zjeździe partii „Europejska Solidarność” (nowa partia Petra Poroszenki – red.), Poroszenko nadal będzie reaktywnie działać na gęsto rozstawione rosyjskie pułapki. Choć obecnie gra z Putinem nie może być realizowana w całej pełni, gdyż wpływ Poroszenki na ukraińską politykę zmierza ku minimum.
Wydaje się, że przez ostatnie pięć lat Rosja prowadziła Ukrainę po historycznym polu minowym. Okazuje się, że Kreml nie musiał szczególnie się wysilać. Wystarczyło skoncentrować ukraińską narrację historyczną na Banderze, OUN i UPA i ekipa Poroszenki zaczynała zawzięcie działać w obronie swych historycznych świętych, obniżając pozycję Ukrainy na arenie międzynarodowej. Nie bagatelizując „zasług” strony polskiej w pogorszeniu stosunków polsko-ukraińskich, warto podkreślić, że podstawową przyczyną tego stanu była gloryfikacja na Ukrainie OUN i UPA. Z powodu takiej polityki Ukraina znalazła się w sytuacji patowej. Obecnie nowy rząd musi szukać z niej jakiegoś wyjścia, by historia nie postawiła Ukrainie ostatecznie matu.
Próby „puszczenia” prezydenta Zełenskiego starym rosyjskim tropem są aż nadto widoczne. Na przykład, prezydent Putin, przemawiając w Moskwie na otwarciu pomnika bohaterom powstań w hitlerowskich obozach zagłady i w żydowskich gettach, gniewnie osądził wszystkich odpowiedzialnych za Holokaust. Płomiennie wypowiedział się o niedopuszczalności powtórzenia ludobójstwa i płynnie przeszedł na największych – według Rosji – przestępców. Tu ważny jest dokładny cytat: „Masowe, ustawione taśmowo wyniszczanie ludzi – to zwierzęce przestępstwo nazizmu, którego nie można przebaczyć. Nie można przebaczyć tym, którzy dobrowolnie stali się współuczestnikami tych przestępstw: banderowcom, żołnierzom legionów SS, bandom nacjonalistycznym, które siały śmierć w republikach nadbałtyckich, na Ukrainie, w krajach Europy”.
Słowa te padły w Muzeum Żydowskim w obecności głównego rabina Rosji Berla Lazara, prezesa Federacji stowarzyszeń żydowskich Rosji Aleksandra Borody i prezesa Zarządu Muzeum Wiktora Wekselberga. Najbardziej interesującą postacią jest tu pan Wekselberg. Pochodzi z Drohobycza w obw. lwowskim. 16 osób z rodziny jego ojca zginęło w tutejszym dziesięciotysięcznym getto. Kontekst wypowiedzi Putina jest tu bardzo niebezpieczny, bowiem zalicza do współuczestników Holokaustu tych, kogo poprzednie władze Ukrainy uznały za bohaterów. Wskazuje na współczesną Ukrainę, gdzie zwyciężyli nacjonaliści, a według niego – potomkowie uczestników wielkiego przestępstwa.
Pozostaje nam nadzieja, że nowe władze ukraińskie nie rzucą się do obrony swych bohaterów i nie złożą na ołtarzu obrony „prawdy historycznej” przyszłości państwa. Nie ugrzęzną w błocie historycznych roztrząsań z Rosją. Będzie to kolejna jałowa dyskusja – marna strata sił. Chociaż ochotników zagrania w ton z Putinem – świadomie lub nie – nie brakuje.
Na przykład, minister infrastruktury Ukrainy Wołodymyr Omelian, zacięty banderowiec, ogłosił, że niebawem agresywna retoryka rosyjskiej propagandy uczyni z Zełenskiego Banderę lub Petlurę. – To wszystko przyjdzie. Putin szybko ustawi wszystko na swoich miejscach i w bardzo krótkim czasie będziemy mieli Zełenskiego-Banderę lub Zełenskiego-Petlurę – stwierdził Omelian.
A nam pozostaje mieć nadzieję, że Zełenski pozostanie Zełenskim i plan Putina się nie powiedzie.
Wasyl Rasewycz
Tekst ukazał się w nr 11 Kuriera Galicyjskiego. Tekst w języku ukraińskim ukazał się na stronie portalu zaxid.net
3 komentarzy
Viola
24 czerwca 2019 o 12:55Nie rozumiem, dlaczego autor postawił Petlurę w jednym szeregu z Banderą w kontekście ludobójstwa Żydów.
Mam nadzieję, że to niezręczność. Rządy Petlury w przeciwieństwie do organizacji kolaborujących z III Rzeszą wydały kilkadziesiąt wyroków śmierci na uczestnikach pogromów na Żydach. Można zarzucić, że za mało, nie wszystkim sprawcom, natomiast te wyroki były manifestacją potępienia tych aktów. W rządzie Petlury było stanowisko w randze ministra ds. mniejszości żydowskiej. Propaganda bolszewicka na zachodzie niestety, zrobiła wiele by oczernić atamana. I niestety częściowo się to im udało. Mit Petlury „antysemity” ciągle żywy…
Marcin Herman
24 czerwca 2019 o 13:07to nie autor, to cytat z wypowiedzi ministra infrastruktury
peter
25 czerwca 2019 o 02:56Viola kiedys tez napisalem komentarz o Petlurze ze byl [zydozerca ] po wglebieniu sie troszchke glebiej w ta historie to okazje sie co innego Ciekawa ksiazka na temat stosunkow Zydzi I Ukraincy Zustriczyi 9\1995