Podczas kwerendy prasowej przypadkiem natrafiłem na ciekawy reportaż młodego człowieka ze Stanisławowa – Mieczysława Mikulskiego, który w 1937 roku, wraz ze swoimi kolegami, postanowił odwiedzić Zaleszczyki. Wrażenia z wyjazdu opublikował w miesięczniku uczniów Państwowego Gimnazjum II im. Marszałka Józefa Piłsudskiego pt. „Pobudka”. Minęło od tego czasu 80 lat, to wystarczająco, by Zaleszczyki zatraciły swój dawny, niepowtarzalny charakter prowincjonalnego miasta na Kresach. Być może uda się je kiedyś ocalić, przynajmniej od zapomnienia, bo przecież zasługuje na pamiętanie… (opracował Jarosław Krasnodębski).
***
I… pojechaliśmy! Po siedmiu, nie, przepraszam, bo tylko dwu lub trzech, po siedmiu, a inni po ośmiu a nawet jedenastu latach nauki w gimnazjum, wybraliśmy się na wycieczkę do Zaleszczyk.
Po przeszło półdniowej tułaczce, srogi głos konduktora oznajmił nam, że wnet przejedziemy przez rumuńskie terytorium, wkrótce też na schodach wagonu zjawili się rumuńscy żołnierze… za… 3 gr. Słowo daję na czapce widniał napis 3 gr.
Na….a…. reszcie! Dojechaliśmy szczęśliwie do celu. Zaraz na wstępie przywitał nas napis: „Konie na start”! No wiecie ludzie, to już bezczelność przechodząca granice uczniowskiej cierpliwości. W ten sposób nas witać? Spodziewaliśmy się zupełnie czegoś innego. Myśleliśmy, że tuż przy drodze ujrzymy płoty obwisłe winnym gronem i zapraszający gest gospodarza. Tymczasem… – Wieczorem jak jeden mąż (przepraszam, jak jeden uczeń) poszliśmy do teatru, gdzie zespół śląski wystawiał sztukę pt. „Śląskie wesele”. Zaraz na wstępie targ o cenę biletów. Ależ panie… to wycieczka złożona z trzydziestu osób… po złotemu stanowczo za drogo! Zakrzyczany kasjer zapieronował i udzielił nam 50% zniżki. Sztuka była świetna, chociaż ja sam najgorzej wyszedłem. Proszę sobie wyobrazić moje położenie…, tuż za mną siedział wygodnie jakiś otyły jegomość, który uniesiony głębokim patriotyzmem i sympatią dla śląskiego ludu, walił mię z całej siły pięścią w plecy.
W drodze z teatru do restauracji przysłuchiwaliśmy się rozmowom zaleszczyckiej publiczności, która pod wrażeniem „Śląskiego wesela” posługiwała się śląską gwarą. Przed nami szła przytulona do siebie zakochana para. Średniego wzrostu, szczupły mężczyzna o wybitnie semickim nosie pytał swą towarzyszkę…
„Moja kochana dzioucho powiedz czy ty mnie przajesz? No pieronie, odpowiedziała zapytana, dyć ty tego nie wiczuwasz, lebo co?”. Musieli jednak dostrzec naszą niedyskrecję, bo więcej sobie nie „przali” i skręcili w jakąś uliczkę.
(…)
Cały tekst tutaj.
„Kurier Galicyjski”
fot. Wikimedia Commons, CC
2 komentarzy
Zbigniew
9 grudnia 2019 o 09:01Spędzałem w Zaleszczykach sierpnie 1936, 37 i 38 roku. Zobaczyłem je ponownie w 1998. Kompletna dewastacja: rozebrany zabytkowy ratusz, przy kościele knajpa, pijacy snują się dokoła. Obydwie sławne plaże zarosły i nie istnieją. Zadnego ruchu turystycznego. Zaniedbane chałupy, porujnowany pałac.
wox15
4 stycznia 2020 o 21:28Byłem tam latem w 2019. Było tak i teraz jak napisałeś 20 lat wcześniej ,nic sie nie zmieniło. Nie mogłem trafić na miejsce widokowe znane ze zdjęć z panorama miasta. Planowałem nocleg w jakimś hotelu ,ale nic porządnego nie znalazlem i pojechałem na Chocim .POZDRAWIAM