W roku olimpijskim 2016 warto przypomnieć sylwetkę osoby, która osobiście nie sięgnęła po wysokie tytuły sportowe, ale wielu szermierzy zawdzięczają mu swoje osobiste osiągnięcia. Mowa tu o profesorze Zbigniewie Czajkowskim.
Przeglądając setki pożółkłych stron gazet, czasopism czy książek, czytając artykuły w Internecie, gdzie głównym hasłem jest „Lwów”, łowie siebie na myśli, że jakże wspaniałe jest nasze miasto, skąd wyszli nominaci do nagrody Nobla, Oskarów filmowych, znani wynalazcy, poeci i malarze. Coś podobnego można powiedzieć o sporcie. Wiele dyscyplin narodziło się właśnie u nas – pierwsze mecze piłki nożnej, hokeja, koszykówki, piłki wodnej po raz pierwszy na terenach obecnej Ukrainy rozgrywane były właśnie we Lwowie na przełomie XIX-XX wieków.
Tu powstawały pierwsze kluby i federacje sportowe: międzynarodowa Federacja Łucznicza, jedna z wielu, została stworzona właśnie tu na jesieni 1931 roku, a na ratuszu lwowskim odbyło się jej zebranie założycielskie. W mojej kolekcji karykatur na znanych sportowców mam też przedstawiającą Zbigniewa Czajkowskiego, który przez sześć lat swojej młodości mieszkał w naszym mieście, tu studiował i stąd wyruszył na podbój świata. Urodził się w 1921 roku i 5 lutego br. ukończył 95 lat. Swój jubileusz spotkał w dobrym zdrowiu.
Chcę przybliżyć Czytelnikom jego nietypową w sporcie światowym postać. Zbigniew Czajkowski jest nie tylko wybitnym trenerem szermierki, pedagogiem, fachowcem w swojej dziedzinie, ale i nadzwyczaj interesującą osobą, o czym świadczą fakty z jego burzliwego życia. Urodził się w wojskowej twierdzy Modlin, w garnizonie, gdzie jego ojciec był oficerem. W takich rodzinach dzieci zazwyczaj kontynuują tradycje rodzinne, więc mały Zbyszek w 1934 roku rozpoczyna studia w Korpusie Kadetów we Lwowie.
Studiuje bardzo starannie i ukończył uczelnię na pierwszej pozycji. Już od pierwszego roku studiów pasjonuje się szermierką. I chociaż, jak inni kadeci, uprawiał i piłkę nożną, i lekką atletykę, ale walki na szable pod okiem doświadczonego Jana Pieżyńskiego stały się jego pasją. Nie dziw, że staranny młodzieniec bierze udział w zawodach miejskich i marzy o przyszłej karierze olimpijczyka, mając przed sobą wspaniałe przykłady przedwojennych lwowskich szermierzy Tadeusza Fridricha i Antoniego Franca.
Z pewnością tak by się stało, gdyby nie wrzesień 1939 roku. Rozpoczęła się II wojna światowa i absolwent lwowskiego Korpusu Kadetów trafia na prawdziwą bitwę, która kończy się dla niego dość szybko. Już w październiku Zbigniew Czajkowski znów jest we Lwowie, gdzie mieszkają jego matka, brat i siostra. Dowiaduje się, że ojciec jest w obozie dla jeńców w Starobielsku. Postanawia przedostać się do Wojska Polskiego we Francji i, czekając na swoją kolej przejścia zielonej granicy, kontynuuje zajęcia z szermierki pod okiem Władysława Łabędziewskiego.
Łabędziewski w 1940 roku zostanie, jako pierwszy lwowski sportowiec, mistrzem ZSRR. Treningi odbywają się w Pałacu Sportu przy pl. Jabłonowskich (ob. pl. Petruszewicza). Zbierają się tu sportowcy i młodzi adepci szermierki. Trener powierza Zbigniewowi prowadzenie z nimi zajęć i to były pierwsze kroki jako instruktora-amatora. Nareszcie w kwietniu 1940 roku pojawia się możliwość przekroczenia granicy z Rumunią i sześcioro śmiałków wyrusza w niebezpieczną drogę na Śniatyn.
Gdy nocą pociąg kontroluje patrol, chłopcy w biegu wyskakują i przez kilka godzin pod deszczem idą w kierunku granicy. Pech chciał, że kilkaset metrów przed rumuńską granicą wpadają w ręce sowieckich pograniczników. Okazało się, że przewodnik był płatnym agentem NKWD i na grupę już w umówionym miejscu czekano. Czajkowski trafia do niewoli sowieckiej i jest trzymany w więzieniach w Kołomyi, Stanisławowie, Złoczowie i Lwowie, aby wreszcie zostać zesłanym do Workuty, gdzie przebywał do września 1941 roku.
Najazd Hitlera na ZSRR kardynalnie zmienił sytuację wielu polskich więźniów. Na podstawie umowy Sikorski-Majski wielu z nich zgłosiło się do Wojska Polskiego i zostało zwolnionych z więzień. Trafili do Azji Środkowej, gdzie były formowane oddziały Wojska Polskiego. Czajkowskiego skierowano do marynarki. Przez Iran, Indie, Południową Afrykę dociera on do Wielkiej Brytanii, tu zostaje skierowany na niszczyciel „Ślązak” i bierze udział w wielu bitwach morskich na Atlantyku, Morzu Śródziemnym, w kanale La Manche, a na pokładzie niszczyciela „Błyskawica” wspiera desant wojsk sprzymierzonych w Normandii w 1944 roku.
Gdy los wojny jest przesądzony, Czajkowski zostaje zdemobilizowany i rozpoczyna studia medyczne w Edynburgu w Szkocji. Natychmiast zabiera się za organizację klubu szermierczego. Trenuje sam i udziela lekcji kolegom klubowym. Z czasem zostaje mistrzem Szkocji w szabli i rapierze. Tu poznaje urodziwą Wendy Cohrein, z którą zawiera małżeństwo w 1949 roku i powraca do Polski. Kończy Akademię Medyczną w Krakowie, trenuje w klubie „Budowlanka” pod okiem jednego ze swych idoli z lat młodości Tadeusza Fridricha.
W 1950 roku zostaje mistrzem Polski w rapierze. Otóż kariery lekarza nie zrobił, bo więcej zajmował się szermierką. Miał dobre wyniki i szykował się do występu w składzie reprezentacji Polski na Igrzyskach Olimpijskich w 1952 roku w Helsinkach. Otrzymał strój olimpijczyka, całe wyposażenie, ale na kilka godzin przed odjazdem zawiadomiono go, że… nie zdążono załatwić mu paszportu. Z pewnością SB przejrzało jego przeszłość wojenną i uważało, że jest zarażony „bakcylem” Zachodu.
Dopiero po roku – w 1953 – pozwolono mu na wyjazd na Mistrzostwa świata do Brukseli. Tu Czajkowski zdobył brąz w turnieju drużynowym szablistów. Nadal trenuje i występuje na najważniejszych zawodach międzynarodowych. W latach 1954-1980 trenuje sekcję szermierczą klubu „Piast” z Gliwic. Tu spod jego „ciężkiej” ręki wyrosło całe pokolenie mistrzów: mistrz olimpijski z 1964 roku w rapierze Egon Franke oraz mistrzowie świata Bogdan Gąsior, Jacek Berkowski, Elżbieta Cymerman, Magdalena Jeziorowska.
Oprócz treningów w macierzystym klubie w trzech rodzajach broni (szabla, rapier i szpada), Czajkowski z czasem zostaje naczelnym trenerem Polskiej Federacji Szermierki i członkiem Federacji Międzynarodowej. Jego doświadczenie i autorytet stają się tak znane, że zostaje wybrany na członka honorowego i profesora Brytyjskiej Akademii Szermierki (1972). W wieku ponad 80 lat kontynuuje wykłady na kursach trenerskich w wielu krajach świata. Zna świetnie wiele języków – obojętne mu w jakim języku prowadzić wykłady.
Wspaniale rozmawia po angielsku, francusku, rosyjsku, włosku i chyba jeszcze w kilku innych językach. Pewnego razu na konferencji prasowej w Taszkiencie, dziękując za toast na jego cześć, powiedział kilka słów po uzbecku, przepraszając jednocześnie, że mówi z tadżyckim akcentem… Nie zapomniał tych miesięcy spędzonych tu w Azji w 1941 roku w oczekiwaniu na sformowanie oddziałów WP. Czajkowski jest nadzwyczaj płodnym autorem. Ilość jego publikacji jest imponująca.
Tylko w jednym czasopiśmie „Sport Wyczynowy” zostało wydrukowanych ponad 300 jego artykułów. Porusza szeroką tematykę: teoria metodyki treningów, historia szermierki, pedagogika sportowa, psychologia, fizjologia i rehabilitacja. O tematyce szermierki, teorii i psychologii sportu spod jego pióra wyszło ponad 30 publikacji. Najbardziej znana jest wydana w 2005 roku w Nowym Jorku „Understanding Fencing – Unity of Theory and Practice” (Mądra szermierka – pojednanie teorii i praktyki).
W mniemaniu członków Międzynarodowej Akademii Szermierki ta praca została uznana za najlepszą na świecie książkę o szermierce. I chociaż jest to podręcznik dla szermierzy, wykorzystują go również trenerzy innych dyscyplin sportowych. Zawsze lubi cytować Leonarda da Vinci: „Kto uprawia praktykę bez teorii, jest jak marynarz płynący do brzegu bez steru i kompasu i nigdy nigdzie nie dopłynie”. Gdy pisze artykuł czy książkę, dotrzymuje się zasady – „Autor powinien tak przeboleć napisane, żeby już czytelnik nie musiał się męczyć”.
Jest też autorem bardzo popularnego filmu naukowego o kobiecej szermierce na szpadach. Do Katowic, gdzie profesor pracuje na AWF, zjeżdżają się trenerzy z całego świata, aby otrzymać dyplom tej uczelni z podpisem Czajkowskiego, bo jak powiadają: „to nie tylko uczony, to nie tylko trener – to samodzielna Akademia szermierki o sławie światowej”.
Podczas światowego kongresu poświęconego zagadnieniom szermierki, który przebiegał w Barcelonie w 2008 roku, dało się zauważyć, jakim autorytetem i poważaniem otoczony jest prof. Zbigniew Czajkowski pośród szermierczej społeczności świata. Podczas licznych prelekcji cytowano jego dzieła. Jako jeden z pierwszych w zajęcia z szermierki wprowadził szereg ćwiczeń psychicznych (uwagi, spostrzegawczości, szybkości myślenia i taktyczności myśli). To właśnie w tych dziedzinach w połowie lat 80. XX wieku współpracował z profesorami Lwowskiej AWF.
Zawsze lubi powtarzać zdanie: „Wiele nauczyłem się od moich profesorów, więcej od moich kolegów, a najwięcej – od uczniów”. Stale też podkreśla, że zadaniem trenera nie jest jedynie wychowanie dobrego zawodnika, ale również swego następcy. Właśnie, idąc tą drogą, jego następcy rozsiani po całym świecie kontynuują jego myśli i koncepcje jako szkoleniowca. Profesor bardzo ceni sobie poczucie humoru. Za oznakę inteligencji uważa… noszenie okularów. Nosi je stale, chociaż już teraz ich nie potrzebuje.
Twierdzi, że ma brytyjską cierpliwość, bo zamiast wybuchnąć jakąś tyradą powtarza jedynie: „A niech mnie szlag trafi!”. Potem zapala swą ulubiona fajkę… i incydent jest wyczerpany. Ulubioną piosenką prof. Czajkowskiego jest utwór Wojciecha Młynarskiego „Róbmy swoje”. W tym przypadku jego 95 lat wcale nie daje mu prawa do przejścia na emeryturę. On robi swoje! Trzeba zakończyć artykuł do polskiego pisma, a tu wydawnictwo z USA czeka na korektę autorską kolejnej książki – komputer się przegrzewa. Tu Brytyjczycy zapraszają na kolejny kurs trenerski, a kanadyjska Federacja szermierki już przysłała bilety na samolot, bo ma tam spotkanie.
Na domiar wszystkiego, do Katowic przyjechali szermierze z Francji i Izraela na egzamin mistrzowski u samego maestra Czajkowskiego! I jak tu myśleć o emeryturze? „Niech starzeje się ten, kto ma na to czas i życzenie” – mawia Zbigniew Czajkowski. I jeszcze jeden zbieg okoliczności: jego mieszkanie, bardziej przypominające muzeum szermierki, mieści się w Bytomiu przy ul. Juliana Fałata, malarza, który urodził się w okolicach Lwowa. Zaiste – Lwów zrodził wybitne osobistości!
Jan Jaremko, Kurier Galicyjski, 2016 r. nr. 7 (251)
1 komentarz
Paweł
12 maja 2019 o 18:45Małe nieścisłości ;
– Jana Pieczyńskiego a nie Jana Piezynskiego
– Egon Franke walczył floretem , a nie rapierem