
Collage: UNN
Wagnerowcy byli bez porównania skuteczniejsi.
Jewgienij Progiżyn – zabity przez Putina dawny szef “prywatnej” kompanii wojskowej Wagnera, przy całej swojej brutalności, okazał się sprawniejszym menedżerem rosyjskich interesów w Afryce, niż Ministerstwo Obrony w Moskwie, które przejęło po nim schedę. Podległy resortowi tzw. Afrykański Korpus ponosi porażkę za porażką, a rosyjskie wpływy w regionie wyraźnie się kurczą.
Rosyjska formacja ekspedycyjna nie tylko przegrała kilka kolejnych misji wojskowych, ale też straciła dużą część dawnych biznesów Prigożyna w Afryce, w tym kopalnie złota i teraz jej rola polega głównie na ograniczonym szkoleniu lokalnych armii – pisze The Moscow Times.
Zniecierpliwione junty w Mali, Nigrze czy Burkina Faso znowu zaczynają prosić o pomoc Amerykanów i Francuzów, których jeszcze niedawno wyrzucały z kraju pod rosyjską presją. Wpływy Moskwy w pasie Sahelu – od Mali po Sudan i Republikę Środkowoafrykańską – coraz bardziej się sypią.
Zamiast budować stabilność afrykańskich reżimów, rosyjskie działania pogłębiły jedynie chaos i otworzyły miejscowym dżihadystom drogę do rekrutacji. Bilans jest druzgocący: tylko w ubiegłym roku zginęło tam prawie 11 tys. osób – ocenia The Wall Street Journal.
Wagnerowcy wchodzili do Afryki w 2021 roku za skromną cenę 10 mln dolarów miesięcznie i początkowo uchodzili za tanich i skutecznych. Jednak ich brutalne rajdy na cywilne wsie podważyły zaufanie do Rosjan i sparaliżowały współpracę z lokalnymi wojskami. To stało się początkiem końca rosyjskich wpływów.
Po śmierci Prigożyna na scenę wkroczył wspomniany rosyjski Afrykański Korpus i natychmiast dał pokaz swoich “umiejętności”: jego wspólna z malijską armią kolumna wojskowa wpadła w zasadzkę, straciła ponad połowę z 40 wozów bojowych, dziesiątki żołnierzy i musiała się wycofać.
Nie lepiej jest w Republice Środkowoafrykańskiej, gdzie próby zastąpienia wagnerowców formacjami podległymi bezpośrednio Moskwie przynoszą na razie marne efekty. Prezydent Touadera otwarcie sygnalizuje, że nie za bardzo ufa już Rosji i rozgląda się za innymi partnerami.
W Burkina Faso rosyjski kontyngent ledwo zipie i częściowo został już zabrany na front ukraiński. Szef miejscowej junty Ibrahim Traore otwarcie powiedział zresztą Putinowi, że nie jest zainteresowany zwiększeniem liczebności rosyjskich sił.
Biznesowo jest jeszcze gorzej. W Sudanie i Mali Rosjanie nie zabezpieczyli złóż złota, które pozyskał kiedyś Prigożyn, nie rozwinęli wydobycia i wkrótce zostali odcięci w kopalniach, a potem dosłownie przepędzeni pod ostrzałem i bombardowaniami.
Najgorsze dla Kremla jest jednak to, że do gry w Afryce znowu wracają Amerykanie i Francuzi. W stolicach Sahelu coraz częściej goszczą zachodni wysłannicy, instruktorzy i najemnicy. W Nigrze znowu pojawili się amerykańscy handlarze broni, a do Mali przyjechał doradca Donalda Trumpa do walki z terroryzmem.
Rosja chciała wypchnąć Zachód z Afryki, a tymczasem to Zachód wypycha z niej coraz bardziej Rosję – oceniają eksperci. Moskwa nie była bowiem w stanie ani zapewnić bezpieczeństwa afrykańskim reżimom, ani nawet utrzymać tam korzystnych interesów. Prigożyn, ze wszystkimi swoimi zbrodniami, “dawał przynajmniej rezultat”, Ministerstwo Obrony – żadnego.
Zobacz także: Chiny wściekłe! Polska ujawniła, że Łukaszenka robi im za plecami “szczurzy interes”.
KAS
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!