Zanim spacyfikowano powstanie Kosińskiego, na Ukrainie pojawili się wysłannicy cesarza, aby skaptować Kozaków do koalicji antytureckiej. Wojna cesarstwa z Turcją wisiała w powietrzu. Tyle tylko, że do wojny przeciw Porcie nikt się nie garnął. Europie Zachodniej z reguły nie było po drodze z Habsburgami, Moskwa po śmierci Iwana Groźnego pogrążała się w kryzysie, a jednym z głównych celów polityki zagranicznej Rzeczypospolitej było zachowanie poprawnych stosunków z Turcją i Chanatem krymskim. Inna sprawa, że gorącym przeciwnikiem konszachtów z Habsburgami był kanclerz i hetman wielki koronny Jan Zamoyski. Dlatego cesarz Rudolf II Habsburg umyślił wciągnąć w wojnę Kozaków, którzy mogli się okazać cennym sojusznikiem. Tyle że Rzeczpospolita nie godziła się na nawiązywanie przez nich kontaktów z zagranicą.
Cesarska dyplomacja prowadziła szeroko zakrojone działania. W 1593 roku do Moskwy przyjechał poseł cesarski Nikolas Warkotsch, który zbierał informacje m.in. o Kozaczyźnie ukraińskiej. Opinia Moskwicinów była miarodajna: mołojcy nadają się do wojny podjazdowej i głębokich zagonów, ale jako „lud trudny do opanowania, okrutny i niestały” skory jest bardziej do działań nieregularnych – łupiestw i rabunków – niż do bronienia twierdz.
Ciekawe, że mimo niechęci Zamoyskiego Austriacy znaleźli w Rzeczypospolitej sojuszników, którzy z chęcią pomogliby w werbunku Kozaków. Mowa o m.in. wojewodzie bracławskim Januszu Zbaraskim oraz kniaziu Konstantym Ostrogskim i jego synu Januszu, który właśnie wtedy zaczął sondować możliwość zaciągów kozackich do cesarskiej służby. Wobec oporu administracji królewskiej nic z tego nie wyszło, jednak inicjatywę przejęli sami Kozacy. Łącznikiem między nimi a dworem cesarskim został Stanisław Chłopicki, który podawał się za pułkownika Kozaków zaporoskich. Jego misja do Pragi w styczniu 1594 roku była samowolną inicjatywą, ale jej efekty uwiarygodniły go w oczach starszyzny kozackiej. Prawdami i półprawdami urobił cesarza, który przyjął na swoją służbę kontyngent kozacki w sile 8–10 tys. mołojców. Na Sicz posłał z Chłopickim i posłem Erykiem Lassotą sztandary, odznaki, list przypowiedni oraz 8 tys. dukatów.
Jednak negocjacje na Siczy były dla cesarza trudne, bowiem okazało się, że pod bronią jest tylko 3 tys. mołojców, ale „jeżeli zechcą, może ich być kilka tysięcy, gdy zwołają Kozaków, którzy od czasu do czasu przebywają w miastach i wioskach, a uznają się za Zaporożców”. Poza tym 8 tys. dukatów Kozacy uznali za rekompensatę za zeszłoroczne, zakończone sukcesem wyprawy w interesie cesarstwa – podejmowano je co prawda bez formalnego zaciągu, ale z nadzieją na cesarską służbę w przyszłości. W pierwszej z nich mieli dotrzeć pod Białogród i zniszczyć przygotowujące się do wojny z cesarstwem oddziały tureckie. W drugiej rozgromili pod Oczakowem Tatarów i wzięli wielu jeńców. Stanęło na tym, że Kozacy zobowiązali się do zaciągu do służby cesarskiej 6 tys. ludzi. Wyprawa nie doszła jednak do skutku, bo sytuacja uległa zmianie.
Wiosną 1594 roku władze koronne na podstawie doniesień wywiadowczych spodziewały się wielkiej wyprawy tatarskiej, której celem była co prawda Mołdawia, ale szlak Tatarów krymskich biegł przez Podole. W razie bezczynności wojsk koronnych czambuły rozlałyby się na Wołyń i Ruś Czerwoną. W tej sytuacji kniaź Konstanty Ostrogski skorzystał z propozycji setnika swojej chorągwi nadwornej Semena Nalewajki, który zobowiązał się zwerbować ok. 3 tys. mołojców, którzy wsparliby wojska książęce, kwarcianych oraz pospolite ruszenie w odparciu najazdu.
Niewiele wiemy o Nalewajce. Urodził się w Husiatyniu. Jego ojciec, kuśnierz, w niewyjaśnionych okolicznościach został śmiertelnie pobity przez służbę magnata kresowego Marcina Kalinowskiego, co zmusiło go do przeniesienia się wraz z matką do Ostroga. Dodajmy, że w tamtejszym kolegium prawosławnym wykładowcą był jego starszy brat Damian. Potem był krótki epizod wśród Kozaków na Zaporożu i udział w wyprawach przeciw Tatarom. Po powrocie do Ostroga Semena – ponoć dobrego artylerzystę i utalentowanego dowódcę – przyjął do swoich oddziałów nadwornych Konstanty Ostrogski. Prawdopodobnie Nalewajko uczestniczył w tłumieniu powstania Kosińskiego. Niewykluczone, że osobista krzywda (śmierć ojca z rąk rękodajnych Kalinowskiego) oraz napięta atmosfera po dopiero co spacyfikowanym buncie kozackim pchnęły go do wzniecenia kolejnej ruchawki przeciwko wszechwładzy ruskich magnatów i polskiej szlachty, która okazała się być o wiele groźniejsza niż poprzednia.
Po powstaniu Kosińskiego w regionie było aż nadto rekrutów, dlatego Nalewajko nie miał większych trudności z werbunkiem 2–2,5 tys. Kozaków. Prowadząc swoją akcję na Zaporożu, poznał Hryhorego Łobodę, którego popierali zamożni Kozacy i rejestrowi. Późną wiosną na Podolu rzeczywiście pojawiły się czambuły tatarskie. Kozacy Nalewajki wespół z oddziałami koronnymi nie tylko odparli najazd, ale w odwecie zapuścili się na Wołoszczyznę. Łup był pokaźny – 3–4 tys. koni. Nalewajko, aby oczyścić się z zarzutów współudziału w tłumieniu powstania Kosińskiego i wkupić się w łaski Niżowców, podarował im 1500 wierzchowców.
We wrześniu Nalewajko i Łoboda z Zaporożcami ponownie ruszyli na Wołoszczyznę. Tym razem nie chodziło tylko o łupy. Ich celem było podporządkowanie kraju cesarstwu. Pierwsza wyprawa zakończyła się niepowodzeniem. Hospodar wołoski Michał II Waleczny zaskoczył i rozbił zagony kozackie nad Dniestrem i Prutem. Lepiej poszło Kozakom za drugim razem. W lutym doprowadzili do osadzenia na tronie hospodarskim przychylnego Koronie Jeremiasza Mohyłę, który przystąpił do sojuszu antytureckiego. Jednak wraz z sukcesami na Wołoszczyźnie Kozacy poczuli się pewnie. Nie tylko zignorowali polecenie Zamoyskiego zaatakowania Tatarów krymskich, ale w województwach kijowskim i bracławskim uczynili swoje bazy wypadowe: Nalewajko kwaterował swoje oddziały w dobrach szlacheckich, przeprowadzał rekwizycje, nakładał kontrybucje. Chłopstwo i część mieszczaństwa byli mu przychylni, licząc na zlikwidowanie porządków pańszczyźnianych. Do oddziałów Nalewajki stale napływali nowi rekruci. Przykładem Bar ze starostwem, gdzie Nalewajko i Łoboda uczynili swoją siedzibę.
Sytuacja zaczęła się komplikować jesienią 1595 roku, kiedy Nalewajko i jego dowódcy zaczęli okupować miasta i starostwa w innych rejonach Ukrainy i Białorusi. W Łucku na Wołyniu wymusili na mieszczanach kontrybucję, przy okazji łupiąc jego przedmieścia. Dalej był Słuck, gdzie zagarnęli arsenał i obłożyli miasto kontrybucją. Zajęli też Bobrujsk i Mohylew, gdzie w ich ręce wpadła nie tylko zamkowa artyleria i inne uzbrojenie oraz amunicja, ale także miejskie archiwum, które puścili z dymem. Zniszczenie dokumentów urzędowych – akt sądowych, przywilejów i nadań – jednoznacznie świadczyło o tym, że celem Nalewajki jest walka z feudalną dominacją szlachty. To również dowód na to, że znaczną część jego podkomendnych stanowiło chłopstwo.
W listopadzie 1595 roku w Klecku doszło do zjazdu szlachty i magnatów litewskich, na którym uzgodniono sposoby walki z buntem Nalewajki. Z tej okazji hetman wielki litewski Krzysztof Radziwiłł wydał uniwersał o zwołaniu litewskiego pospolitego ruszenia. Póki co w połowie grudnia do walki z Kozakami posłał 2–3 tys. żołnierzy dowodzonych przez Mikołaja Bujwida. Do pierwszego poważnego starcia jego oddziałów z buntownikami doszło w okolicach Mohylewa. To starcie pokazało, że Nalewajko to doświadczony i sprytny wódz, a jego oddziały są zdyscyplinowane i bitne. Na utrzymanie miasta nie miał szans. Po zajęciu okolicznego wzgórza z powodzeniem nie tylko odparł przeciwnika, ale potrafił się oderwać i wycofać na Wołyń. Wtedy już chłopstwo powszechnie uznawało go za wodza.
Dzięki temu siły Nalewajki stale rosły, a powstanie rozprzestrzeniało się na cały region. Łoboda opanował Owrucz, a Matwiej Sawuła skierował się na Białoruś. Ich działania były planowe i zorganizowane. Taktyka w zasadzie polegała na okupacji i grabieniu majątków zwolenników unii prawosławia z Kościołem katolickim. Przykładem bezwzględnie złupione dobra władyki Cyryla Terleckiego i jego brata Jarosza. Szlachta powszechnie skarżyła się, podobnie jak administracja królewska, że nie ma sił, aby przeciwstawić rozszerzającemu się buntowi. Ciekawe, że do jego pacyfikacji nie spieszyli się także kniaziowie Ostrogscy, którzy byli ostoją prawosławia w Rzeczypospolitej.
27 stycznia 1596 roku Zygmunt III ogłosił uniwersał do szlachty wołyńskiej, w którym zakomunikował, że do walki z powstaniem Nalewajki ruszają hetmani. Szlachta miała się łączyć z ich wojskami. Dowódcą wyprawy pacyfikacyjnej został hetman polny Stanisław Żółkiewski. Doszło jednak do kuriozalnej sytuacji, bo szlachta, zainteresowana w stłumieniu buntu, wcale nie garnęła się pod jego sztandary – powodem były konflikty między prawosławnymi a zwolennikami unii. Ich koncentracja w Krzemieńcu z wcale licznym pospolitym ruszeniem wołyńskim nie doszła do skutku. W tej sytuacji Żółkiewski mógł liczyć na to, co miał po ręką – 3 tys. żołnierzy koronnych, uczestników niedawnej wyprawy na Mołdawię. Wojsko było zmęczone i, co gorsza, nieopłacone, a zima mroźna. Hetmanowi sprzyjała za to sytuacja strategiczna. Oddziały kozackie były rozproszone: Łoboda z powiatu owruckiego maszerował do Białej Cerkwi, Sawuła zimował w Propojsku na Białorusi, a Nalewajko szedł z Wołynia na Bracławszczyznę. Żółkiewski zaplanował rozbić przeciwnika na raty.
Na początek za cel obrał Nalewajkę. Początkowo pogoń za nim nie wyglądała obiecująco: udało się rozbić jedynie jego tylne straże, bito maruderów i grasantów. Ale presja oddziałów koronnych zrobiła swoje. W obawie zemsty żołnierzy Żółkiewskiego uchodzącym Kozakom wsparcia odmawiały kolejne miasta i wsie. Przykładem Pików, którego mieszkańcy zamknęli bramy przed buntownikami. W takiej sytuacji w Nalewajkowych szeregach słabło morale. Celem hetmana koronnego było uniemożliwienie Nalewajce dotarcie do Bracławia. I choć nie udało się mu rozbić przeciwnika, dopiął swego. Porzuciwszy tabory, dopadł go za Pryłuką. Klęska Kozaków wisiała w powietrzu, jednak Nalewajce ponownie udało się odeprzeć atak koronnych, oderwać się w stepy i rozpłynąć w lasach humańskich. Ceną tego manewru była artyleria, którą musiał zatopić w rzece. Żółkiewski dotarł do Bracławia, a Nalewajko w okolicach Korsunia połączył się pułkiem Łobody. Do wiosny działania wojenne zmarły.
W tym czasie hetman polny, pilny uczeń dyplomacji w stylu Zamoyskiego, spróbował zakończyć konflikt bez walki. Do stacjonującego w Białej Cerkwi Łobody wysłał emisariusza z propozycją zdania się na łaskę królewską i zdradzenia Nalewajki. Łoboda, licząc na łut szczęścia wiosną, a zwłaszcza na połączenie się z wojskami Sawuły, odrzucił hetmańską ofertę. W jego otoczeniu jednak poważnie rozpatrywano opcję wydania przywódcy powstania.
W lutym i marcu 1596 roku Żółkiewski zbierał siły do rozstrzygającej kampanii, ale też nie dawał oddechu powstańcom. Na Kijowszczyznę pchnął byłego hetmana rejestrowych Kiryka Różyńskiego. Ten, po rozprawieniu się ze zbuntowanymi chłopami w swoich włościach pawołockich, ruszył do Białej Cerkwi, do której zmierzali Sawuła z Nalewajką. Dysproporcja sił była przytłaczająca na korzyść powstańców. Różyński dysponował jedynie 1 tys. ludzi, działający jeszcze niezależnie przeciwnicy mieli siedem razy tyle. Różyński zdołał pierwszy wkroczyć do Białej Cerkwi i uderzyć na zbliżającego się Sawułę. Wprawdzie udało się mu rozbić tabor kozacki, ale na więcej nie starczyło sił. Różyński do Białej Cerkwi już nie wrócił, bo miasto zdążył opanować Nalewajko. Pozostała mu rozpaczliwa obrona w zaimprowizowanej warowni i oczekiwanie na odsiecz Żółkiewskiego. Dopisało mu szczęście, bo wojska hetmana, przedzierając się przez wiosenne błoto, dotarły na czas. Losy bitwy obronnej pułku Różyńskiego z armią Nalewajki i Sawuły w mig się odwróciły – po przybyciu Żółkiewskiego w opałach znaleźli się powstańcy. Zmuszeni do powolnego odwrotu, pod osłoną pięciorzędowego taboru najeżonego 22-działową artylerią, ruszyli w stronę Trypola.
Starcia wojsk hetmańskich z uchodzącym taborem Sawuły i Nalewajki były krwawe. W trakcie kilkugodzinnej bitwy na uroczysku Ostry Żółkiewskiemu nie udało się rozerwać umocnień przeciwnika, jednak zadał mu dotkliwe straty. Trup słał się gęsto. Kula armatnia oderwała rękę Sawule, zginął Saśko, ataman chłopskiej części powstańców. Po Sawule atamanem koszowym wybrano Nalewajkę. Jednak to starcie nie rozstrzygnęło wojny. Żółkiewski i Różyński zawrócili do Białej Cerkwi, gdzie niebawem przybyły posiłki – z Wołoszczyzny dotarł starosta kamieniecki Jakub Potocki, a z Białorusi pułkownik Jan Karol Chodkiewicz.
Żółkiewski ponownie spróbował działań dyplomatycznych. Na Sicz pchnął wysłannika z propozycją rozerwania sojuszu kozacko-chłopskiego. Ponownie bez skutku. Kozacy wtrącili posła do lochu, a stacjonującego pod Perejasławiem Nalewajkę poparli.
W kwietniu i maju napływające na Ukrainę wojska koronne i litewskie pacyfikowały izolowane już rejony powstania, przygotowując się do decydującego starcia z armią Nalewajki. Zdobyły Kaniów, bezwzględnie rozprawiając się z insurgentami w jego okolicy. Żółkiewski też taktycznie odciął od wsparcia znajdującego się w Perejasławiu Nalewajkę – pod Kijowem rozbił dywersyjną flotyllę czajek. Wciąż też namawiał Kozaków na wydanie przywódców buntu, armat i cesarskich chorągwi, które otrzymali w 1594 roku od habsburskiego wysłannika Stanisława Chłopickiego i posła Eryka Lasotty. Tymczasem w obozie powstańczego hetmana narastało niezadowolenie. Było w nim mnóstwo cywilów, w tym rodziny mołojców, dlatego coraz częściej dało się słyszeć głosy nawołujące do zdania się na łaskę Żółkiewskiego. Wobec oporu starszyzny zwiększała się dezercja.
W połowie maja hetman przeprawił swoje wojska przez Dniepr pod Kijowem i ruszył za powstańcami, którzy wobec zagrożenia wycofali się z Perejasławia w kierunku Łubniów. Wtedy tabor kozacki liczył ok. 6 tys. ludzi, w tym zaledwie 2 tys. zaprawionych w boju. Żółkiewski dysponował 5 tys. samej tylko konnicy. Według wywiadu moskiewskiego niewykluczone było, że Nalewajko chciał przekroczyć ze swymi ludźmi granicę moskiewską. Aby odciąć im drogę, hetman pchnął zagonem starostę bracławskiego Jerzego Strusia z 1 tys. ludzi. Sam dopadł uchodzący tabor kozacki nad Sułą. 26 maja armia koronna rozpoczęła jego oblężenie na uroczysku Sołonica pod Łubniami. Kozakom nie sprzyjał teren, nie mogli liczyć na zaopatrzenie w żywność oraz amunicję, a tabor był przeludniony.
Po pierwszym okupionym stratami szturmie Żółkiewski przyjął taktykę aktywnego oblężenia. Ostrzałem artyleryjskim kruszył wolę przeciwnika, postanowił także skłócić Kozaków – wysyłał do ich obozu agentów, którzy osłabiali morale czerni i podważali autorytet Łobody oraz starszyzny. Działania szybko przyniosły efekty. Dominująca w obozie czerń doprowadziła do zamordowania Łobody, co osłabiło pozycję starszyzny i Nalewajki. Na nowego atamana wybrano Kozaka nazwiskiem Krempski. Po dwóch tygodniach nieustannego ostrzału artyleryjskiego doszło do przełomu. Powstańcy przystali na i tak łagodne warunki hetmana. Wydanie mu Nalewajki, Sawuły i kilkudziesięciu innych dowódców oraz armat, uzbrojenia, amunicji i cesarskich sztandarów z równoczesnym prawem rozejścia się do domów, po złożeniu przysięgi na wierność królowi, nie było wygórowaną ceną za życie tysięcy szeregowych Kozaków, chłopów i ich rodzin.
9 czerwca 1596 roku zawarto ugodę, która zakończyła się tragedią. Nazajutrz hetman relacjonował królowi krwawe zajścia: „Przy tym wykonaniu [ugody] tumult stał się niemały. Żołnierze, a najwięcej piechota węgierska i ukraińscy [szlachta kresowa] będąc na nich rozjątrzeni, nie tylko swe rzeczy, ale i ich własne im powydzierali i pobili ich do kilkadziesiąt, czego się obronić żadnym sposobem między ludźmi zajuszonymi nie mogło, choć z wszelką pracą i staraniem z panami rotmistrzami zabiegałem temu”. Joachim Bielski chyba pełniej, choć nieco przesadnie, oddał grozę tej rozprawy: „Lecz gdy im hetman na to przyrzec nie chciał, aby tam każdy swego poddanego, gdyby go poznał, wziąć nie miał, cofnęli się nazad i powiedzieli, że się wolimy do gardeł swoich bronić. A hetman też rzekł: Broncież się! I zaraz skoczyli nasi do nich, że ani do sprawy, ani do strzelby przyjść nie mogli. I tak ich niemiłosiernie siekli, że na milę albo dalej trup na trupie leżał. Jakoż było wszystkich w taborze z czernią i z żonkami na dziesięć tysięcy, których nie uszło więcej półtora tysięcy z Krempskim. Pojmanych też była część, których za przysięgą hetman puścił, a drudzy też do rot przystali”. Pod Sołonicą życie ocalili wydani w ręce Żółkiewskiego przywódcy powstania, zaś pacyfikacja powstania trwała do końca roku. Nalewajko został ścięty w Warszawie 11 kwietnia 1597 roku.
TB
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!