Wieczorem 24 stycznia w Mariupolu doszło do potężnej eksplozji w koszarach, gdzie przebywało 200 rosyjskich okupantów. Według doradcy mera Mariupola Petro Andriuszczenki na miejsce przyjechało wiele karetek pogotowia i ratowników.
W koszarach tych stacjonowało ponad 200 najeźdźców z Kaukazu, Dagestańczyków lub kadyrowców. Na razie nie jest jeszcze możliwe ustalenie liczby strat wroga, ale według Andriuszczenki, nie ma wątpliwości, że są one dość duże.
„Mariupol. Bawełna. Dzisiaj około godziny 18.00 odwiedziłem dokładnie koszary okupantów, które dzień wcześniej odznaczyli członkowie grupy Mariupolskiego sprzeciwu” – napisał urzędnik w oświadczeniu.
Dzień wcześniej, jak zaznacza urzędnik, ukraińscy partyzanci przypomnieli najeźdźcom o zbliżaniu się Sił Zbrojnych Ukrainy – odpowiedni napis pojawił się na ścianie koszar, w które uderzyli ostatniej doby Ukraińcy.
Należy zauważyć, że od miejsca wybuchu do najbliższych stanowisk Sił Zbrojnych Ukrainy – około 85 km.
24 stycznia, Andriuszczenko poinformował w Telegramie, że partyzanci z mariupolskiego ruchu oporu wysadzili SUV-a, którym jechali oficerowie Federacji Rosyjskiej.
„Według potwierdzonych informacji zlikwidowano trzech funkcjonariuszy. Komitet Śledczy Rosji bada sprawę pod kątem terroryzmu i ekstremizmu” – poinformował Andriuszczenko.
oprac. ba
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!