Ukraiński publicysta Witalij Portnykow podjętą przez rosyjskich opozycjonistów walkę z korupcją nazywa „przepiękną szczepionką przeciwko prawdziwej politycznej walce”. I stawia pytanie: dlaczego manifestanci nie żądają zakończenia konfliktu na Ukrainie?
Autor wychodzi z założenia, że jeśli społeczeństwo – w tym wypadku rosyjskie – oczekuje politycznych zmian, nie może kierować się hasłem „stop korupcji władzy”, ponieważ kryje się w tym zawołaniu teza, że rządzący nie utracili mandatu do rządzenia.
Nie ma to sensu, bo korupcja jest tylko zewnętrznym atrybutem rosyjskiej władzy – przekonuje Portnykow.
Autor krytykuje również lidera protestów Aleksieja Nawalnego – szowinisty, który nie tylko nie zająknął się w sprawie imperialnej polityki Władimira Putina w kontekście agresji na Gruzję oraz okupacji Krymu, ale wręcz jawnie ją popierał.
Publicysta zdaje sobie jednocześnie sprawę, że ruchy społeczne nie objawia się od razu jako gotowe. I powołuje się na przykład Majdanu, a raczej tego, co działo się tuż przed Majdanem. Początkowo Ukraińcy chcieli od Janukowycza podpisania umowy stowarzyszeniowej, nie zaś obalenia kremlowskiego janczara.
Gdyby ówczesny prezydent podpisał umowę, Ukraina poszłaby drogą Mołdawii, a to oznaczałoby katastrofę – przekonuje. Nie robiąc tego, Janukowycz podjął decyzję fatalną dla siebie, ale per saldo zbawienną dla kraju.
I pointuje: być może Rosja jest w sytuacji przedmajdanowej w tym sensie, że jeśli władza nie zgodzi się chociażby tylko oficjalnie na ograniczenie korupcji we własnych szeregach, wydarzenia kijowskie mogą powtórzyć się w Moskwie.
Naszym zdaniem rozumowanie to – jakkolwiek atrakcyjne – wymaga kilku uzupełnień. Wymieńmy kilka:
Po pierwsze, naszym zdaniem Janukowycz tak czy owak skazany był na klęskę. Gdyby bowiem podpisał, a potem „nie dotrzymał”, zostałby zmieciony tak samo skutecznie, jak miało to miejsce w lutym 2014 roku.
Po drugie nie należy ekstrapolować potencjałów mobilizacyjnych: społeczeństwa ukraińskiego w tamtym okresie i rosyjskiego dzisiaj. Postawmy tezę, że do zmian politycznych w Rosji w stopniu nieporównanie większym, niż gdzie indziej, dochodzi wówczas, gdy władza jest słaba, a nie kiedy opozycja jest silna.
Władza w Rosji jest słaba, kiedy Rosja przegrywa wojnę, np. krymską albo I wojnę światową… Putin podzieli los Mikołaja II nie wtedy, gdy będzie przeciwko niemu stu Nawalnych, ale wtedy, gdy ostatecznie utraci Ukrainę. I w tym sensie Portnykow ma rację. A jakiś Lenin znajdzie się zawsze.
Problem polega na czym innym: jak po obaleniu Mikołaja II nie dopuścić do władzy Lenina? Jak sprawić, by utrzymał się na Kremlu Kiereński? Zdezimperializować ludzi. Z Moskali uczynić Rosjan – wiadomo. Kto znajdzie odpowiedź na pytanie, jak tego dokonać, dostanie profesurę na Harvardzie.
Dominik Szczęsny-Kostanecki
5 komentarzy
Tadeusz
27 marca 2017 o 20:12Tylko pełna porażka Moskali uczyni z nich ludzi! Niemcy musieli przegrać II wojnę światową żeby pozbyć się faszyzmu.
SyøTroll
28 marca 2017 o 07:55„Dlaczego manifestanci nie żądają zakończenia konfliktu na Ukrainie ?” A dlaczego mają tego żądać w Rosji; primo, konflikt pomiędzy „prorosyjskimi” a „proeuropejskimi” trwa na Ukrainie (a nie w FR), która wciąż chce go kontynuować; secundo, oficjalne czynniki rosyjskie pragną zakończenia jego otwartej, militarnej formy, więc antyputinowcy mogli by tylko chcieć dalszego zwalczania „prorosyjskich”, a przecież nie chcą skończyć z łatką antyrosyjskiej opozycji.
Jedna Rosja chce FR silnej, z którą inni się liczą i która zdobywa lub utrzymuje wpływy. Putin utraci władzę gdy zostanie złapany na kłamstwie, ale ni na drobiazgach, w stylu obecności lub nie „urlopowanych ochotników” w Donbasie.
Nie chodzi także o utratę Ukrainy jako taką, lecz o pozwolenie na jej utratę, za nic, do czego chcemy go zmusić sankcjami. Federalizacja całej Ukrainy, czy autonomia Donbasu (zamiast kontynuacji aktualnej „proeuropejskiej” czystki), oraz nieformalne uznanie europejskie dla niekoniecznie rosyjskiego, ale już nie nie-ukraińskiego lecz, powiedzmy, krymskiego Krymu, to dla Jednej Rosji, już coś. Utrzymanie Assada, w Syrii i doprowadzenie do w miarę stabilnego pokoju wewnętrznego, także.
Poświęcenie rosyjskich wpływów na Ukrainie, (by „proeuropejscy” mogli wytłuc „prorosyjskich”) w celu poprawy stosunków z UE, z ich punktu widzenia jest zwyczajną stratą. Przyznaniem się że FR jest krajem bezwolnym, który wolno atakować, a który nie ma prawa się bronić, zwłaszcza przed atakami UE/NATO.
ltp
28 marca 2017 o 12:08Ty czytasz to co piszesz?
prawy
28 marca 2017 o 08:58Fajne, znowu o Rosji.
Demiurgiem dla autora, jeśli nie na świecie to co najmniej w Europie i Azji owa Rosja jest.
A co ów przywoływany Portników mówi o swojej ukraińskiej sprawie a może uważa tak jak zwykle wywodzą media UA że to tzw. III strony sprawka?
Tuba III strony RT, donosi oto to:
https://russian.rt.com/ussr/article/372749-ubiica-voronenkov-soobschnik
a Portnikow co?
daniel
28 marca 2017 o 21:26Myślenie życzeniowe autora art., chociaż bliższe rzeczywistości niż majdannych proroków. jest 7 powodów, dla których ani w Rosji ani na Białorusi nie dojdzie do tzw. majdanu. Biedacy! Nie oszukujcie się !
1, Opozycja w mniejszości w Mińsku i Moskwie; 2. nie ma oligarchów zdolnych do prowadzenia samodzielnej polityki jak polscy magnaci przed upadkiem Rzplitej lub ukry (np. Kołomojski); 3.nie ma poważnej siły politycznej oprócz rządowej; 4. nie ma alternatywnego lidera z charyzmą w stosunku do P. czy. Ł.; 5. Zachód nie jest w stanie grać roli dobrego wujka, bo jego manewry są ograniczone w Rosji i na Br.; 6. Nie ma tak silnych paramilitarnych band jak na Ukrainie; 7. Inny niż w Kijowie czynnik psycholog. – I ł. i P. dobrze wiedzą czego chcą nie tak jak ta szmata Januko.