Teren, mechanizmy i narzędzia polsko – ukraińskiego mordobicia tkwią w dziedzinie zwanej „polityką historyczną” – pisze na łamach „Kuriera Galicyjskiego” Artur Deska w tekście zatytułowanym „Budować wspólną przyszłość bez zapominania o dzielącej przeszłości”.
„Nie, to nie jakaś sprzeczka, nie nieporozumienie, nie awantura nawet. To było wcześniej. Teraz mamy sprawę z mordobiciem, czyli chaotycznym okładaniem się pięściami bez zważania na to, do jakich urazów może to doprowadzić. Smutne, przykre i zatrważające” – konstatuje autor. Winą za istniejący stan rzeczy obarcza „twór zwany polityką historyczną”, którego on sam osobiście „nie szanuje”, uważa, że „polityka historyczna to ani polityka, ani historia”. I uzasadnia: „polityka zakładająca giętkość i pragmatyczność, możliwość manewru i kompromisu, przywiązana do historii traci to wszystko, co pozwala polityce służyć krajowi”, podczas gdy „historia (poważnie traktowana) nie zna kompromisów”. Co więcej, jako nauka jest poszukiwaniem faktów. „Zakłada gotowość akceptacji odkryć niezależnie od tego, czy to, co historyk odkrył jest mu miłe czy niemiłe” – pisze Artur Deska. „Powiedzcie mi proszę – pyta – gdzie tu miejsce dla polityki?
Spróbujmy na to pytanie Panu Arturowi odpowiedzieć słowami… polityka. Podczas zorganizowanej 17 listopada 2015 w Kancelarii Prezydenta RP konferencji ogłoszono rozpoczęcie prac nad Strategią Polskiej Polityki Historycznej (bardzo polcem załączone pod tekstem wideo z inauguracji prac nad powstaniem strategii – HHG). Prezydent Andrzej Duda stwierdził wówczas, iż „prowadzenie polityki historycznej to jedno z najważniejszych działań prezydenta”.
„Powinniśmy prowadzić – wzorując się na prezydencie Lechu Kaczyńskim – twardą, zdecydowaną politykę historyczną. Politykę prawdy – tak z kolei precyzował swoje rozumienie polityki historycznej prezydent Andrzej Duda w kwietniowym (2017) wywiadzie dla TVP Historia.
Rekomendując tekst Artura Deski w „Kurierze Galicyjskim” (nie oznacza to identyfikacji z wszystkomi wyrażonymi w art. poglądami Autora, natomiast pełne utożsamienie ze stwierdzeniem, że poważnie traktowana historia nie zna kompromisów), przypomnijmy, że to właśnie prowadzona przez państwo polityka historyczna rozstrzyga m.in. , jakie są w danym kraju budowane pomniki, nadawane nazwy ulic, powoływane do życia instytucje służące pamięci historycznej, wspierane przez państwo badania naukowe oraz działania kulturalne i edukacyjno-wychowawcze.
Zapraszamy do lektury. Artur Deska w tekście „Budować wspólną przyszłość bez zapominania o dzielącej przeszłości”:
Mordobicie – tak oceniam to, co się w polsko-ukraińskich stosunkach ostatnio dzieje. Nie, to nie jakaś sprzeczka, nie nieporozumienie, nie awantura nawet. To było wcześniej. Teraz mamy sprawę z mordobiciem, czyli chaotycznym okładaniem się pięściami bez zważania na to, do jakich urazów może to doprowadzić. Smutne, przykre i zatrważające.
Już prawie dwa lata, dzięki gościnności i cierpliwości przezacnego Kuriera Galicyjskiego, piszę o polsko-ukraińskich problemach. Tych historycznych i tych nie historycznych. Piszę, że niezależnie od różnic i sporów, niezależnie od dochowywania wierności naszym tradycjom, pamięci i wierzeniom, niezależnie od tego, że są one u Polaków i Ukraińców różne, powinniśmy znajdować wspólną mowę, uczyć się szacunku i zrozumienia, umieć znajdować słowa, które będą mówiły o rzeczach trudnych bez zniewag, bez uraz. I wcale nie o politycznej poprawności piszę (a jeśli już, to bardziej krytycznie) i nie do zapominania ran i ofiar wzywam.
Piszę o tym, bo wierzę, że leży to w interesie mojej Polski. Piszę, że trzeba zrozumieć (co wcale nie oznacza zaakceptować) wrażliwość Polaków i Ukraińców. Trzeba nauczyć się spierać bez nienawiści i szukania zemsty. Trzeba stać się zdolnym budować wspólną przyszłość bez zapominania o przeszłości, która dzieli. Piszę, bo wierzę, że jest to możliwe. Piszę o tym, bo ja, Polak i patriota (śmiem to twierdzić), prawicowiec i rzymski katolik (ale nie fanatyk). Mam wielu przyjaciół Ukraińców. Także takich Ukraińców, którzy szanują i cenią Polskę, którzy lubią Polaków, i w czyich domach na ścianach wiszą portrety Szewczenki, Franka i Bandery. Takich, z którymi mamy różne polsko-ukraińskie historie i różne jej oceny. Takich, którzy sami nazywają się nacjonalistami.
Gdy spieram się z nimi, roztrząsając polsko-ukraińskie dzieje, różnimy się tak bardzo, jak tylko różnić się można. I nawet w imię naszej przyjaźni i wzajemnego szacunku wcale nie szukamy kompromisów w tych naszych sporach. Rozumiemy, że są niemożliwe. Tak złożyły się losy naszych narodów, naszych krajów – różnie te same sprawy widzimy i oceniamy. Niestety, tak będzie chyba zawsze. Jednak mimo tego, że często podczas naszych dyskusji padają słowa ciężkie, emocjonalne, nawet mroczne – to nigdy nie są to słowa obraźliwe. Nikt nie stara się nikogo poniżyć, obrazić, zniszczyć. To są dyskusje przyjaciół, którzy bardzo i burzliwie się różnią, ale nigdy nie zapominają, że są przyjaciółmi.
Tak, tak – wiem. Ktoś powie – sielankowy to obraz. Znowu ten twój niepoprawny, naiwny idealizm! Możliwe. Jednak tak właśnie jest! Nie zmyślam na potrzeby tego tekstu! Od 14 lat w Ukrainie mieszkam i takich właśnie mam przyjaciół – i Ukraińców, i Polaków. Oczywiście – żeby było jasne – mam też nieprzyjaciół. Tych ostatnich jednak głęboko do mego świata nie wpuszczam, chociaż pozostaję świadomy ich istnienia i wiem, ile szkody (nie tylko mnie) czynią. Jednak fakt – jestem idealistą i wierzę, że świat bez idealizmu, miłości i dobra byłby straszny i ponury. Byłby okrutny i koniunkturalny. Byłby właśnie taki, jakie jest to dzisiejsze polsko-ukraińskie mordobicie, którego świadkami jesteśmy.
Spytacie – dlaczego więc jest tak źle, skoro jest tak dobrze? Odpowiedź jest prosta i pisałem o tym wiele razy, a ostatnio piszą o tym też inni. Teren, mechanizmy i narzędzia polsko – ukraińskiego mordobicia tkwią w dziedzinie zwanej „polityką historyczną”. To twór, którego absolutnie nie szanuję, chociaż wiem, że istnieć będzie i, niestety, będzie przez polityków używany, najczęściej bez należytej ostrożności i rozwagi, do załatwiania swoich osobistych albo partyjnych spraw. Sława, poklask, wyborcy, leczenie kompleksów, brak empatii, manipulacja – wszystko to można w politykę historyczną „wepchnąć”. Wyraźnie piszę „można” (i, uważam, że obecnie świadkami tego jesteśmy), co dopuszcza też możliwość, że można realizować politykę historyczną inaczej.
Napiszę najpierw o samej polityce historycznej. Otóż uważam, że polityka historyczna to ani polityka, ani historia. Podobnie jak kultura fizyczna to niekoniecznie kultura. Polityka zakłada giętkość i pragmatyczność, możliwość manewru i kompromisu. Przywiązana do historii traci to wszystko, co pozwala polityce służyć krajowi. Z kolei, historia (poważnie traktowana) nie zna kompromisów. Co więcej, historia jako nauka jest poszukiwaniem faktów i zakłada gotowość akceptacji odkryć niezależnie od tego, czy to, co historyk odkrył jest mu miłe czy niemiłe. Powiedzcie mi proszę – gdzie tu miejsce dla polityki? Funkcjonariusz polityki historycznej zazwyczaj doskonale wie, jaki będzie wynik jego „historycznych badań”, zanim jeszcze te badania zacznie. Inaczej jaki byłby z niego polityk historyczny? Ot tak, niestety.
Teraz o polityce. O tej naszej polsko-ukraińskiej, ale nie tylko o niej. Od lat obserwuję, jak zmienia się sposób uprawiania polityki. Teoretycznie polityka – w państwowym wymiarze – powinna być sposobem służenia narodowi i ojczyźnie. Dla polityka uprawianie polityki powinno być sposobnością do samorealizacji poprzez dążenie do czynienia dobra powszechnego (tak, wiem – znowu mój idealizm). Tymczasem dzisiejsza polityka jest od tego bardzo daleka (no, zazwyczaj). Dzisiejsza polityka to walka o stanowiska, władzę, pieniądze i sławę, a najczęściej o wszystko razem i jednocześnie. I tu każda metoda jest dobra, by cel osiągnąć. W tej walce nasi przezacni politycy często czynią Polskę i Ukrainę zakładnikami swych ambicji. I za tę pogoń za popularnością, za mgliste wizje, dumę i zadufanie przyjdzie naszym krajom w przyszłości zapłacić. Dlatego w imię osiągnięcia krótkoterminowych, doraźnych i taktycznych celów można poświęcić cele strategiczne. Któż bowiem wie, co za lat dziesięć będzie? Dlatego dla większości polityków dzisiejszych liczy się tylko dzisiaj i jutro najdalej. O tym, że przyjdzie pojutrze, nikt z nich pamiętać nie chce. Ot i kolejna przyczyna mordobicia – wielu chce poświęcić polsko-ukraińską przyszłość dla doraźnych, osobistych lub partyjnych celów. Mam tu na myśli polityków zarówno polskich, jak i ukraińskich. Piszę i o jednych i o drugich nie dla uzyskania symetrii w napisanym tekście, ale dlatego, że rzeczywiście i jedni, i drudzy mają w tym procederze niemałe „zasługi”. Obserwuję, widzę i wiem… niestety.
Media. Niestety, wielu dziennikarzy, ekspertów, publicystów i aktywistów wszelakich (co prawda, na szczęście, nie wszyscy) poczuli nagle misję! Polega ona na radosnym zagrzewaniu do mordobicia i wciąganiu w to mordobicie coraz to nowych uczestników! Ileż ja w ciągu ostatnich kilku tygodni przeczytałem obelżywych (polskich i ukraińskich) tekstów. Jakież szczęście wielu rozpiera, gdy mogą przyłożyć jednym albo sponiewierać drugich! Nieważne, że te wątpliwej wartości wywiady, artykuły czy komentarze tylko nienawiść karmią, niczego do meritum sporu nie wnosząc. Ważne, że można wylać wiadro pomyj, znieważyć, poniżyć, dać upust agresji. Nieważne, że wiedza autorów (historyczna, ale nie tylko), pozostawia więcej jak wiele do życzenia. Ważne, że mordobicie trwa i się rozrasta, a ilość egzemplarzy, „lajków” czy też wejść na stronę rośnie. I jakim się jest przy tym patriotą! Bo przecież, w ich rozumieniu, miarą patriotyzmu jest nie to, do jakich poświęceń jesteśmy dla Ojczyzny gotowi, ale jak bezkompromisowo i boleśnie gotowi jesteśmy poniżać innych.
A tak konkretnie – to na kilkadziesiąt (może ponad setkę nawet) albo bezsensownych, albo skrajnie tendencyjnych i nieobiektywnych tekstów uczestniczących w „mordobiciu”, trafiłem zaledwie na kilka takich, które warte były przeczytania i uwagi. Reszta – to świadome lub nieświadome tuby propagandowe i pomocnicy politycznych historyków i historycznych polityków, uczestniczących w polsko-ukraińskim mordobiciu. Wbrew pozorom, mimo że nie oni mordobicie zaczęli, to właśnie owe „tuby” skutecznie przenoszą je z wyżyn polityki i polityki historycznej do „mas”. Bo te „masy”, nikogo tu nie obrażając, zasadniczo wcale nie rozumieją, dlaczego to mordobicie się zaczęło i o co w nim chodzi. Zasadniczo są nastawione pokojowo. A tymczasem, sprawa jest prosta. Napisali „naszych biją!”? Tak?! No to jeśli tak, to my wam teraz pokażemy!
Polsko-ukraińska bijatyka często zaczyna się na lokalnym poziomie. Jest jakaś wieś, miasteczko, powiat. Coś tam zniszczą, ukradną, zamażą, czegoś nie oddadzą, coś ogłoszą. Potem dopiero, powoli, szczebelek po szczebelku przenosi się na szczyty. A wtedy mordobicie zaczyna się na ministerialnych, rządowych poziomach. Wówczas włączają się w nie „znamienite pióra”, „eksperci”, „autorytety”. I już nikt nie powie, że to nieznaczący incydent, efekt ambicji, żądzy i kompleksów. Powiedzą, że Polska i Polacy, Ukraina i Ukraińcy. Bezsensowne i małe zdarzenie momentalnie urośnie w relacjach i opowieściach do rangi niemal polityki państwowej. I oto w ten sposób stosunki obu państw stają się zakładnikiem lokalnych, często miałkich ambicji i interesów. Warto o tym pomyśleć, zanim do mordobicia się przyłączy. Warto o tym pomyśleć, zanim się użyje wielkich słów.
I rzecz ostatnia, o której dziś chcę wspomnieć, to brak wiedzy. Ano tak! Piszą o Polsce i Ukrainie mędrcy wszelkiego autoramentu. O nacjonalizmie, okupacji, banderyzacji, polonizacji, zdradzie, kolonizacji, kompleksie starszego brata, niewdzięczności, autorytarności, chamstwie, obłudzie… Tyle tylko, że pośród olbrzymiego ładunku emocji – negatywnych zazwyczaj – widać w tych tekstach, że ich autorom, delikatnie mówiąc, nieco brakuje wiedzy w temacie. Czy będzie to historia, czy owa nieszczęsna polityka lub sytuacja w państwie, struktury tegoż państwa i ich funkcjonowanie – mamy w tych tekstach do czynienia nie z wiedzą, lecz z mniemanologią. Poza tym, że „szczują” one jednych na drugich, wywołując kolejne fale agresji, tak naprawdę niczego nie wyjaśniają, nikogo nie przekonują. Z brakiem wiedzy powiązany jest też brak empatii. To bardzo ważne. Trauma jednych, kult drugich – jak można to pojąć bez wiedzy? Jak bez zrozumienia (mowa tu nie o zaakceptowaniu, lecz o zrozumieniu! przyczyn) można uniknąć błędów i urazów wzajemnych? Nie można. W mającym więc miejsce mordobiciu brak wiedzy, brak zrozumienia i empatii też odgrywa niemałą rolę.
Niezależnie od, moim zdaniem, sztucznie wywołanego mordobicia, w stosunkach polsko-ukraińskich istnieją jednak realne problemy. Trudne, skomplikowane, nie do rozwiązania za „jednym zamachem”. Wymieniać nie będę – większość je zna. Nie zawsze są to problemy rozwiązywalne, niestety. Wierzę jednak, że część z nich rozwiązać można. A przynajmniej w ten sposób o nie się spierać, by zarówno w Polsce, jak i w Ukrainie nie generować nowych urazów i nienawiści. A mordobicie właśnie do tego prowadzi – rodzi wynikające z nich urazy i nienawiść. Dlatego martwi mnie ta dzisiejsza bijatyka. Martwi mnie, bo na moich oczach marnuje wiele polskich i ukraińskich szans. Martwi, bo rodzi nienawiść. Tymczasem wierzę szczerze i głęboko, że „Kijów, Warszawa – wspólna sprawa!”. Już kiedyś pisałem o czapce i złotym rogu, i z uporem idealisty to powtarzam”.
Tyle Artur Deska. Oddajemy głos Prezydentowi RP:
Kresy24.pl/Kurier Galicyjski: Artur Deska , tekst ukazał się w nr 21 (289), 17-29listopada 2017; prezydent.pl, TV Republika (HHG)
15 komentarzy
Mike
19 listopada 2017 o 16:4625 lat mieli Ukraińcy na opamiętanie, teraz już wyczerpały się pokłady kredytowania Ukrainy. Wybierają sami więc co nam do tego. My musimy pokazywać światu jaka ta polityka jest.
tagore
19 listopada 2017 o 16:48Czytając ten tekst kolejny raz dochodzę do wniosku ,że ślepota polegająca na niezauważaniu politycznych źródeł konfliktu pomiędzy Polską i Ukrainą i skupianie uwagi na problemach będących skutkiem ubocznym tej sytuacji jest nagminna.
Obiektywnie
19 listopada 2017 o 16:53Przepraszam bardzo autora tekstu ale to nie Polska tylko Ukraina wybrała na swoich ,,bohaterów narodowych” osoby o wątpliwej reputacji, które wywołują kontrowersje u wszystkich sąsiadów graniczących z Ukrainą. Ciekawe co by było gdyby jedną z głównych postaci historycznych poważanych w Polsce był np. Jeremi Wiśniowiecki (zresztą spolszczony Rusin) ??? Wybiera się to co łączy a nie dzieli jak w przypadku upa. Polska nigdy nie zaakceptuje tego, że bohaterami narodowymi Ukrainy będą osoby, które mają na rękach krew Polaków z Wołynia i Podkarpacia. Ciekawe co by powiedział autor tekstu gdyby np. Niemcy czcili ,,bohaterów” z ss a Rosjanie ,,bohaterów” z nkwd???
jw23
20 listopada 2017 o 12:30Obiektywnie mówiąc, to u nas za jednego z bohaterów uważa się Piłsudskiego, osobę dosyć kontrowersyjną na Litwie, która również ma krew wielu Polaków na rękach. W przeciwieństwie jednak do Ukraińców my nie staramy się wybielać Piłsudskiego, tylko przyjmujemy go takim jakim był. Pamiętamy nie tylko 1918-1920 ale również i 1926.
Osobiście nie uważam, aby Bandera był dla Polaków aż takim problemem. Jeśli chcą czcić zbrodniarzy to ich sprawa. Problemem jest natomiast jego wybielanie i zaprzeczanie zbrodni wołyńskiej, która jest podstawowym elementem polskiego holocaustu.
JaF
20 listopada 2017 o 14:45Co ty bredzisz? Piłsudski nie był mordercą, ani nie podżegał do ludobójstwa. Litwini czy raczej żmudzini mają do niego pretensje o to, że zbrojnie ozdyskał dla Polski Wileńszczyzna i resztę ziem, na które łasiły się żmudzini. Podkreślam zbrojnie. Gdzie wojsko stawało przeciw wojsku.
Mamy wszelkie prawo by wytykać ukraińcą to, że z kolaboranta, inspiratora ludobójstwa i pedała robią sobie bohatera narodowego.
Przez analogię czy powinniśmy siedzieć cicho i udawać, że nie ma tematu gdyby nagle niemiaszkom spodobało się z Hitlera robić swojego germańskiego herosa?
Takie pobłażanie, przymykanie oczu czy wręcz ignorowanie jawnie antypolskich poczynań w tym pseudo kraju jest zwyczajną głupotą.
Na koniec, wracając do Piłsudskiego (którego nie wszystkie decyzje czy poczynania nie podobają) to ten gość chciał dokonać prewencyjnego uderzania na Niemcy w 1933. Moze gdyby ktoś go posłuchał nie było by II WŚ, komunizm nie rozlał by się na Europe, A na Wołyniu nie doszło by do ludobójstwa Polaków.
jw23
20 listopada 2017 o 17:51@JaF
Owszem Piłsudskiemu ludobójstwa nie można przypisać, ale można mu przypisać zbrojny zamach stanu na demokratycznie wybrane władze w którym zginęło blisko 400 polskich obywateli a około tysiąca zostało rannych.
Być może to również on stoi za tajemniczą śmiercią generała Rozwadowskiego i Zagórskiego.
Co do Wileńszczyzny, to o jakim odzyskaniu mówisz? Bo nigdy wcześniej w historii Wilno nie należało do Polski. To zawsze był teren Wielkiego Księstwa Litewskiego, które było z nami związane unią. Nigdy jednak nie leżało w Koronie.
Piłsudski ponosi też winę za stan polskiej armii, która za jego czasów uległa takiej degradacji, że na jej czele stawiano nie ludzi zdolnych, ale tych ze znajomościami. Skutek tego był opłakany w 1939. Gdyby nie to może udałoby się zapobiec II WŚ już w 1939.
Kasko
5 grudnia 2017 o 10:30„Co do Wileńszczyzny, to o jakim odzyskaniu mówisz? Bo nigdy wcześniej w historii Wilno nie należało do Polski. To zawsze był teren Wielkiego Księstwa Litewskiego, które było z nami związane unią. Nigdy jednak nie leżało w Koronie.” Brednie. Całe państwo, złożone z Korony Królestwa Polskiego, Wielkiego Księstwa Litewskiego, Prus, Inflant itd. było Polską. Wielkie Księstwo Litewskie było częścią Rzeczypospolitej POLSKIEJ, na czele całego państwa stał Król POLSKI, traktaty były zawierane w imieniu Rzeczypospolitej POLSKIEJ. Gdyby przyjąć że Wilno w XVI – XVIII w nie leżało w Polsce, to trzeba uznać że Warszawa także nie leżała nigdy w Polsce, tylko w Księstwie Mazowieckim. Dowód, proszę bardzo: Mazowsze do końca istnienia I RP zachowało pewne odrębności prawne od reszty Korony, czyli tzw. „excepta mazowieckie” zatwierdzone przez Batorego w 1577. W 1794 r. Targowiczan sądził i skazywał Sąd Kryminalny Księstwa Mazowieckiego. Można by z tego wnosić że Warszawę też Polska ma niesłusznie. Może powinno się ja oddać Mazurom ? ;). Poza tym, chyba ludność też powinna mieć coś do powiedzenia w sprawie swojej przynależności państwowej. A Litwini czyli Polacy z Wileńszczyzny nie życzyli sobie należeć do „państwa tarybowego” stworzonego przez lietuvisów.
Mazowszanin
19 listopada 2017 o 17:08Mam propozycję do Artura Deski: przeprowadź się pan do Niemiec, znajdź sobie znajomych wśród tych, co mają w domu na ścianach portrety Himmlera i Bormanna, zbierają pieniądze na pomniki Hitlera a wtedy zobaczymy, jak szybko będzie miał na karku BND. Albo niech zrobi podobny ruch do i w USA, to zobaczymy jak będzie „zdjęty” przez smutnych panów w czarnych garniturkach (oraz takiż czarnych vanach czy sedanach) i jak szybko, w najlepszym razie, natychmiast deportowany (o ile nie będzie odsiadywał w jakimś ciężkim więzieniu 25 lat wyroku za propagowanie nazizmu). Rozumiem, że Arturowi Desce może nawet miło albo nawet i dobrze się żyje na Ukrainie, ale trzeba odróżniać czcicieli zła od normalnej reszty społeczeństwa! Kto z kim przystaje, taki sam się staje – czy jest to panu Desce znane?
Pafnucy
19 listopada 2017 o 19:51Jak czytałem ten artykuł to łzy ciekły mi po plecach. Kolejna łzawa i ckliwa historyjka o cyrku zwanym polsko-banderowskie pojednanie. OUN-B, dUPA, ss Galicja to mur nie do przebicia w relacjach z Polską. Ukraina go buduje od 2004 roku. Polska nie potrzebuje UPAiny i nie jest ona dla Polski żadnym strategicznym partnerem. SBU dobrze płaci Kowalom i Targalskim za opowiadanie takich bzdur Polakom. Sakiewicz już dostał medal za banderowską propagandę (usun.red.).
Wołyń1943
19 listopada 2017 o 22:15Czy Polak może nazwać Ukraińca wielbiącego Banderę przyjacielem? Cóż za zwichrowanie systemu wartości! Resztę tego bełkotliwego wodolejstwa nie da się skomentować. Czytanie było stratą czasu! Forma u autora nie idzie w parze z treścią… Droga Redakcjo, nie każdy tekst z KG zasługuje na absorbowanie naszej uwagi.
Maur
20 listopada 2017 o 11:09Mam się za patriotę i Polaka. I to jest fundament mojego świata wartości.
Nie ma w nim miejsca na przyjaźń z nikim kto będzie czcił zbordniarzy i ludobójców. Nie ma w nim miejsca nawet na znajomość z takimi osobnikami. Nie ma z nimi najmniejszego pola do dyskusji.
Oni mają swój świat. Niech więc nie pchają się do mojego i pozostaną w swoim a ja na pewno zostawię ich w spokoju.
Polak
20 listopada 2017 o 19:02CIA ujawnia. Bohater Ukraińców i morderca Polaków, Stefan Bandera, był nazistowskim agentem!
autor: leszekczarny (2017-11-15 16:35)
Kategorie: BanderowcybanderaUkrainaNaziścifaszyściCIAhistoria
Źródło: Public domain
Elektroniczna biblioteka CIA, opublikowała kilkadziesiąt odtajnionych dokumentów (293 strony dokumentów) dotyczących Stefana Bandery, lidera Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów.
Dokumenty pojawiły się w elektronicznej formie 10 lat temu, jednak zostały ujawnione dopiero niedawno. W dokumentach CIA Stefan Bandera nazywany jest faszystą, hitlerowcem, niemieckim szpiegiem, podkreślana jest także jego odpowiedzialność za zbrodnie dokonane przez UPA z polecenia kierownictwa partyjnego OUN.
W dokumentach potwierdza się działalność szpiegowska na rzecz III Rzeszy pod pseudonimem operacyjnym Consul II . Jednocześnie z dokumentów wynika, że po wojnie Bandera został współpracownikiem CIA.
W jednym dokumencie, sprawozdawca CIA nie bez wyrazów pogardy relacjonuje, stosunki panujące w OUN, opisując brutalne walki wewnętrzne ścierających się frakcji. Po zakończonych czystkach i przechwyceniu władzy w OUN, sprawozdawca CIA określił Banderę jako faworyta hitlerowskich władz na Ukrainie. Poniżej jeden z ujawnionych dokumentów. Stefan Bandera nazwany w nim jest zawodowym szpiegiem Hitlera o pseudonimie Consul II
Dla CIA było jasne, że Bandera był Niemcom potrzebny na Ukrainie jako narzędzie represji wobec mniejszości etnicznych. Zaznaczono także, że w tej kwestii był zupełnie bezużyteczny w centralnej i wschodniej Ukrainie gdzie był zupełnie nieznany.
Jeszcze gorzej opisane jest w tym samym dokumencie, odrodzone pod kierownictwem Bandery „państwo”, które nazwane tam zostało jako „mongrel state” „skundlonym państwem”. Podkreśla się, że 5 tygodni istnienia tej efemerydy, charakteryzowało się wysokim poziomem okrucieństwa i bezprawia. Autor raportu stwierdził nawet, że element prawa i legalności obecny w najgorszych nawet totalitaryzmach był kompletnie nieobecny w „państwie” Bandery.
Autor wspomina też, że w ciągu 5 tyg istnienia „mongrel state” ludzie Bandery zdążyli zamordować 15.000 Żydów, 3000 Ukraińców i kilka tysięcy Polaków. Na zakończenie raportu autor stwierdza, że apologeci „jednodniowych wakacji” jak określił krótkie istnienie samostijnej Ukrainy. Polegają na ułomności ludzkiej pamięci, przedstawiając ten epizod jako heroiczny i bohaterski fragment historii Ukrainy.
Zdaniem autora powinno być dokładnie na odwrót. Zwłaszcza ruch dążący do utworzenia w przyszłości wolnej Ukrainy, powinni wymazać ze swojej historii ten „haniebny hitlerowski, faszystowski epizod, który przyniósł tylko wstyd, hańbę i cierpienie”.
Poniżej link do omawianego dokumentu.
https://www.cia.gov/library/readingroom/docs/BANDERA%2C%20STEFAN_0018.pdf
A tu link do elektronicznego archiwum CIA gdzie można przeglądać inne dokumenty CIA o Banderze.
https://www.cia.gov/library/readingroom/search/site/bandera%20consul%202
miko
9 grudnia 2017 o 14:57Ukraińcy uparcie nie chcą zrozumieć, że nam nie chodzi ani o OUN, ani o Banderę, ani nawet o ich walkę w przedwojennej Polsce. Nie chodzi nam też o to czy ich ruch miał charakter faszystowski i co propagował. Nie chodzi nam o to, czy nacjonaliści ukraińscy współpracowali z III Rzeszą czy się jej sprzeciwiali. Nam chodzi o bestialskie wymordowanie 100 tysięcy Polaków, zarządzone przez kierownictwo UPA, a wykonane przez jej żołnierzy i ludność cywilną. Tej UPA, która była oficjalna organizację zbrojną OUN. Dlatego w Polsce nigdy nie będzie miejsca ani dla UPA, ani dla OUN, ani dla jej szefa Bandery. Nie będzie również ani sympatii, ani tym bardziej wsparcia dla kogokolwiek, kto oddaje im cześć.
katarzyna
10 grudnia 2017 o 21:51No cóż, różnimy się od autora artykułu tym, że ja bym sobie nie wybierała na przyjaciół osób, w domach których wisiałyby portrety Hitlera czy Hansa Franka, bo zwyczajnie nie po drodze mi z ich ideologią. Tak samo jak nie po drodze mi z czczeniem bohaterów Ukrainy, w postaci Bandery czy Szewczenki. Przyjaźń z takimi osobami jest w moim mniemaniu dla mnie niemożliwa, gdyż sama pochodzę z rodziny, która uciekła z Kresów. Mój pradziadek stracił siostrę i całą rodzinę pod banderowskimi siekierami, gdyby autor miał trochę empatii, to nawet by takich durnot nie wypisywał.
Ter
26 marca 2018 o 10:38Artur Deska to Ukrainiec udający Polaka robiący z Bandery „dobrego i świętego człowieka”
Panie deska kto Panu płaci za gloryfikowanie ludobójców z UPA??
Tiahnybok czy syn Szuchewycza???
jak można być „Polakiem0 i mieć przyjaciół wśród ludzi którzy mają portret Bandery na ścianie
trzeba złosić do Ministerstwa wniosek o odebrania przyznanego wam tytułu