Irena Biernacka, szefowa lidzkiego oddziału nieuznawanego przez władze w Mińsku Związku Polaków na Białorusi, opowiedziała Dmitrijowi Gurniewiczowi z Radia Svaboda o szczegółach przymusowego wydalenia z Białorusi, i o tym co przeżyła przez 2 miesiące pobytu w białoruskim więzieniu.
Irena Biernacka jest jedną z pięciu Polaków oskarżonych o „podżeganie do nienawiści na tle narodowościowym” i „rehabilitację nazizmu”. Wraz z nią oskarżono szefową ZPB Andżelikę Borys, członka Rady Naczelnej ZPB i dziennikarza Andrzeja Poczobuta, kierowniczkę oddziału ZPB w Wołkowysku Marię Tiszkowską, oraz przewodniczącą Forum Polskich Inicjatyw Lokalnych w Brześciu Annę Paniszewą.
25 marca milicja zatrzymała Biernacką w Lidzie, skąd pochodzi. Przeszukano jej dom, zabrano sprzęt i notatki. Następnie wezwano ją na „kilkuminutową rozmowę”.
„Byłam już wcześniej w areszcie i torbę na wszelki wypadek miałam przygotowaną. Wzięłam ją, bo myślałem, że mogą mnie wsadzić z powrotem do więzienia na 15 dni. W drodze na tę rozmowę zatrzymali się przy mojej szkole i zrobili mi rewizję. Przeprosili i powiedzieli: „Już tu rozmawialiśmy, a teraz pojedziemy z wami do Mińska. Zrozumiałam, że to będzie na długo”.
Biernacką zabrano do Wołożyna, stamtąd przewieziona przez funkcjonariuszy mińskiego Zarządu Głównego do Walki z Przestępczością Zorganizowaną i Korupcją (GUBOPiK) do Komitetu Śledczego.
„Ale nie złożyłam żadnego zeznania, bo nie czułam się dobrze. Wysłali mnie na Akrestina (areszt śledczy). Żadnych materacy, jak to się mówi, „waty”, nic mi nie dano. Ale w celi były wspaniałe dziewczyny, które mi pomogły, trochę się położyłam. Po 72 godzinach myślałam, że wypuszczą mnie do domu. Ale przyszedł śledczy i dał mi do podpisania papier, że jestem już podejrzana. I że zostałam aresztowana na 2 miesiące”.
Według prokuratury, Biernacka i inni oskarżeni Polacy, rzekomo od 2018 roku prowadzili nielegalne działania z udziałem nieletnich w Grodnie i regionie: oddając cześć antyradzieckim działaczom, „rehabilitowali nazizm i usprawiedliwiali ludobójstwo narodu białoruskiego” (cz. 3 art. 130 k.k.). Sankcja z artykułu karnego przewiduje od 5 do 12 lat pozbawienia wolności.
„Kiedy zadawali mi pytania dotyczące zarzucanych mi artykułów, nie rozumiałam, o co im chodzi. Robiłam wszystko to, co robili moi rodzice, moi przodkowie. Sprzątałam cmentarze, znałam święta katolickie, chodziłam i składałam tam kwiaty, odprawiałam nabożeństwa za ludzi, za chorych, za niepełnosprawnych. I uważają to za mowę nienawiści. Pytali też o „żołnierzy wyklętych”. Nawet teraz powiem co myślę: Każdy człowiek, przeklęty czy nie przeklęty, ale jego już nie ma, musimy docenić każdego. Tego uczy nas Kościół. Ci, którzy zabili, źle zrobili. Ci, którzy teraz zabijają, postępują źle. Kto potrafi kochać, czyni dobrze. Jestem mamą trójki dzieci, osobą spokojną, szanuję wszystkich i chcę, aby ludzie żyli w zgodzie. Będąc za kratkami, powiem państwu jedno: nie kochamy się wystarczająco. A jeśli zaczniemy kochać, nie będzie więzień i tylu okaleczonych ludzi”, mówi w rozmowie ze Svabodą Biernacka.
W październiku 2020 roku sąd skazał Biernacką za udział w niedozwolonej imprezie masowej z 1 września. Chodziło o Nowennę Pompejańską, którą kobieta odprawiała pod kościołem farnym w Lidzie w intencji Białorusi.
Z Akrestina Biernacka została przewieziona do aresztu śledczego nr 1, na tzw. Wołodarkę, do celi 8-osobowej. Siedziała z dziewczynami oskarżonymi w „sprawie studenckiej” i innymi młodymi więźniarkami politycznymi.
„Tam były piękne dziewczyny. Były tam siostry Wiktoria i Staśka Mironcewa. Była tam Irina Sczastnajya. Codziennie dziękowałam Bogu, że jestem z takimi ludźmi. To są ludzie przez duże L. Czułam się tam potrzebna jako matka. Nigdy nie byłam w więzieniu, ale byłam zaszczycona i zaszczycona przez Boga, że mogłam objąć te dziewczynki, że mogłam je pocieszyć jako matka. Są młode. Ale takie silne. One tak bardzo się tam trzymają, że wciąż musiałem się od nich uczyć. Jest ciężko, ale wspierają się nawzajem. Każdy jest w stanie to zrobić, jeśli ma cel.
6 maja oskarżeni w „sprawie polskiej” zostali przewiezieni do Komitetu Śledczego. Przy spotkaniu obecny był polski konsul, który pytał, jak czują się kobiety i czy zgodziłyby się wyjechać z kraju, gdyby była taka możliwość.
„My się tu urodziliśmy, to jest nasza ziemia, nie chcemy nigdzie wyjeżdżać. Ale odpowiedź brzmiała: Jak powiedzą. Nie jesteśmy politykami, nie wiemy, ale jeśli trzeba to zrobić, to trzeba to zrobić. Ale my chcemy żyć na własnej ziemi, gdzie są nasze domy. I to był koniec tego spotkania. Przywieziono nas z powrotem do aresztu śledczego i za około dwa dni dano nam do podpisania papier, że termin aresztu przedłużono o kolejne trzy miesiące. Wiadomo, że w środku aż się kurczysz, ale co robić, siedzimy, nie ma wyjścia”.
Za kilka dni Biernacka została poinformowana, że została przeniesiona do Żodzina. Tzw. etap nastąpił 17 maja.
„Dziękuję Panu Bogu, że byłam na poziomie tych ludzi, na których może nigdy nie zwracałam uwagi, że mogłam przejść ten etap, że widziałam tę sforę psów, które na mnie szczekały, te więźniarki, „stakany” (pojedyncza klatka dla więźnia – red.). Dowiedziałam się co to jest „stołypin” (wagon do transportu więźniów, w którym zamiast przedziałów zainstalowane są metalowe klatki 3 lub 6 – osobowe -red.). W Żodino więzienie jest straszne i warunki są straszne”.
25 maja upłynęły pierwsze dwa miesiące jej aresztu. Rano wręczono kobiecie listy, a gdy zaczęła je czytać, usłyszała polecenie: „Biernacka, z rzeczami na zewnątrz”. Postawili pod ścianę, przeszukali, potem zabrali na piętro niżej, gdzie dołączyła do mnie Maryna Tiszkowska.
„Tam zaczęli mnie badać, wsadzili do „stakana”, potem po kolei zapraszali do rozmowy jedną osobę. Był tam człowiek w masce, jak rozumiem, oficer KGB. Powiedział, że od dziś będę w domu, ale jutro muszę się stawić na milicję w Lidzie i się zameldować. Śledztwo trwa, ale będzie je prowadzić Komitet Śledczy w Lidzie. Zgodziłam się, ale nie dali mi zaświadczenia, przekazali je oficerowi KGB. Jechaliśmy, jechaliśmy, jechaliśmy, ale do Mińska nie dotarliśmy. Pytam: „Dokąd mnie zabieracie?”. Oni odpowiadają: „Zaraz zobaczysz”. Powiedziałam: „Samochód nie ma tablic, dlaczego nosicie maski?”. Wpadłem w lekką histerię, bo myślałam, że może zabierają mnie do lasu, żeby mnie zastrzelić. Powiedziałam im, że jeśli do lasu, to muszę się modlić i poprosiłam, żeby daleko mnie nie wieźli. Ale minęliśmy Lidę i pojechaliśmy do Grodna, i zrozumiałem, że wiozą mnie do granicy. Nie miałem paszportu. Gdy dojechałam do granicy, wysiadłam, a z innych autobusów wysiadły Tiszkowskaja i Paniszewa. Mężczyźni w cywilnych ubraniach przebrali się w mundury straży granicznej, dołączyło jeszcze kilka osób. I tak przeprowadzili nas na polską stronę. Bez paszportu, bez niczego, zostawili nas tam”.
Informacja o przyjeździe białoruskich Polaków do Polski przez pierwszy tydzień nie była nagłaśniana. Irena Biernacka tłumaczy, że nie pozwalał na to stan psychiczny kobiet, który jeszcze do tej pory się nie ustabilizował.
Biernacka nie podpisała żadnych dokumentów poza tym, że została umieszczona w areszcie domowym. Nie została złożona żadna prośba o ułaskawienie. Nie słyszała nic o tym, że Nursułtan Nazarbajew rzekomo pomógł uwolnić Polaków z Białorusi.
Na pytanie, dlaczego, jej zdaniem władzom potrzebna była „sprawa Polaków” i dlaczego ona sama została oskarżoną w tej sprawie, kobieta odpowiedziała:
„W Lidzie, skąd pochodzę, jest bardzo dużo Polaków. My kochamy Białoruś, kochamy Białorusinów i nigdy tego nie ukrywaliśmy, wspieraliśmy ich. W moim przypadku właśnie dlatego. To bardzo dziwne, ale takie teraz czasy nastały dla Białorusi. Powiem jedno: tam, gdzie jest wasz dom, tam jest wasze przeznaczenie i jesteście potrzebni. Tam są moi przodkowie, babcie, dziadkowie. Moja matka tam jest. Polska jest też moją ojczyzną, ale ja chcę być w swoim domu, budowałam go po to, żeby w nim mieszkać, żeby dzieci i wnuki do mnie przyjeżdżały.
Irena Biernacka przez miesiąc będzie dochodzić do siebie po dwumiesięcznym pobycie w więzieniu, a potem planować, co dalej. Dwoje oskarżonych w „sprawie polskiej” liderów Związku Polaków na Białorusi Andżelika Borys i Andrzej Poczobut nadal przebywają w areszcie śledczym.
Dmitrij Gurniewicz/Radio Svaboda
oprac. ba
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!