Białoruscy historycy chcą się zmierzyć z trudną przeszłością. Będą uczyć polskich studentów historii Białorusi z białoruskiego punktu widzenia. „Nasze zadanie – stworzenie historiografii białoruskiej, ale mającej niekonfliktowy wobec Polaków charakter”,
– mówi grodzieński historyk Aleś Krawcewicz, który stanął na czele Centrum studiów białoruskich przy Uniwersytecie Warszawskim.
Nowa struktura przy UW będzie miała charakter badawczy i dydaktyczny. Idea jej powstania pojawiła się jako chęć niesienia pomocy historykom prześladowanym przez władze białoruskie.
– Planujemy rozwijać kilka funkcji jednocześnie: wykłady i prace historyczne – tak słabo rozwinięte na Białorusi. Białoruscy historycy będą uczyć polskich studentów historii Białorusi z białoruskiego punktu widzenia. Spróbujemy też kształcić specjalistów od historii Białorusi w swoim duchu. Ale naszym strategicznym celem jest stworzenie historiografii białoruskiej, która nie będzie źródłem konfliktów z Polakami – mówi w rozmowie z dziennikarzem radia Svaboda Krawcewicz.
– A dokładniej proszę, takie stwierdzenia o „niekonfliktowym charakterze” na Białorusi to rzadkość.
– Oznacza to, że piszemy historię Białorusi z białoruskiego punktu widzenia, ale nie spowoduje to konfrontacji z sąsiadami. Naszym zadaniem jest zbliżenie, a nie konfrontacja, a przy tym nie pomijając przykrych momentów z naszej historii. Mamy już pewne doświadczenie.
-Na przykład…
– Choćby książka o Grodnie „Królewskie miasto z prowincjonalną historią” – napisali ją wspólnie białoruscy i polscy historycy, nie unikając drażliwych kwestii, przy czym napisali ją naprawdę w zgodzie z historią tego granicznego miasta. W Europie dziś dużo dzieje się w tym kierunku. Była na przykład, dość udana próba stworzenia historii I Rzeczpospolitej. Pisały ją zespoły historyków z Polski, Litwy i Białorusi. Praca została opublikowana w językach narodowych. Ze strony białoruskiej pisali ją Gienadzij Sahanowicz i W. Szybieka.
– Ale nadal trudno sobie wyobrazić napisanie historii „niekonfliktowo”. Czasami na konferencjach historycznych, kiedy pojawiają się kwestie sporne dochodzi nawet do drak między ekspertami.
– Nie zamierzamy pomijać drażliwych kwestii, powiedzmy, tematów Armii Krajowej, czy antybiałoruskiej polityki władz polskich w okresie międzywojennym, etc. Ale to wszystko ma być rozliczeniem z historią, chcemy mówić otwarcie o przeszłości, żeby nasze relacje w przyszłości były normalne – mówi Krawcewicz.
– Dosłownie w tym tygodniu w jednym z polskich miast organizowany był rajd rowerowy, reklamowała go mapa Polski sprzed 1939 roku….
– Chcę powiedzieć, że takie historie z drukowaniem map, na których włącza się obce terytoria w skład własnego państwa, zdarzają się niestety wszędzie. Nawet na Białorusi Białostocczyzna oznaczana jest tak, jakby była częścią naszego państwa. Ale są to działania marginalne, działania ludzi znajdujących się marginesie życia społecznego i moralnego. Takie rzeczy, powtarzam jeszcze raz, zdarzają się wszędzie, wszystkim naszym sąsiadom. Ale to jest margines nie mający nic wspólnego z nauką.
– Jakie będą pierwsze projekty Centrum studiów białoruskich?
– Akurat jest to dyskutowane w naszym środowisku. Ja, na przykład proponuję jako jeden z pierwszych projektów, napisać eseje o historii sąsiednich krajów z białoruskiego punktu widzenia. My na Białorusi nie mamy historii Rosji, napisanej przez Białorusinów. Musimy korzystać z rosyjskich podręczników lub tekstów, które za białoruskie pieniądze promują rosyjską oficjalną historię Rosji na Białorusi. Jak to tak? Na przykład w Grodnie pracuje profesor Czeczurin. Białoruskie państwo 30 lat karmi profesora, który w rzeczywistości pracuje na chwałę Rosji. Nie mamy również białoruskiej historii Polski, Litwy i Ukrainy. Chcemy wydawać rocznik, który będzie publikował nasze prace w języku białoruskim i polskim.
Rozmawiał Michaił Korniewicz/ svaboda.org
Kresy24.pl
4 komentarzy
józef III
22 października 2015 o 21:41agentura wpływu antypolskiego za polskie pieniądze
ltp
22 października 2015 o 22:09No tak, w Sowieckiej Białorusi obywatele opływali”mniodem”
cherrish
23 października 2015 o 06:22Mapa przedwojennej Polski…publikowanie takich map to już teraz jest zbrodnia?
Paweł
23 października 2015 o 08:59Jak miło udawać idiotę! Prawda, Cherrish?
„Jeśtem taka glupia, taka mala, więc mnie wszyscy podziwiajcie!” – żałosne, gdy dorosły udaje głupiego dzieciaka.
Oczywiście nie jest zbrodnią publikowanie historycznych map. Nawet publikowanie map sugerujących, że wysuwamy roszczenia terytorialne, to też nie zbrodnia, a jedynie głupota lub prowokacja. Gdy takie rzeczy robią na przykład prowokatorzy na Litwie albo Ukrainie, wówczas w nas aż huczy od „świętego” oburzenia średnio zdolnych dziennikarzy.