Archaiczna broń sprzed 140 lat ruszyła na front. Tym razem to Ukraińcy zadziwili wroga swoim wiekowym uzbrojeniem.
Nie tylko Rosjanie przeczesują stare „sowieckie kufry”, by uzupełnić swój sprzęt „perłami z lamusa”. Ukraina ma ich spore zasoby, gdyż w czasach sowieckich była głównym składowiskiem dawnej sowieckiej broni i amunicji i niemało jej zostało w całkiem dobrym stanie.
Jak podaje Kyiv Post, Ukraińcy zaczęli używać 60-letnich wyrzutni przeciwlotniczych S-125, strzelających 40-letnimi rakietami. Czasem nawet udaje się nimi strącić współczesne rosyjskie rakiety, a tym bardziej – drony. Ale to nie te wyrzutnie są najstarszym sprzętem na wyposażeniu armii ukraińskiej.
Znacznie starsze są ręczne karabiny maszynowe RKM-D z końca II wojny światowej, opracowane w 1943 roku przez Wasilija Diegtiariewa, choć ich prototypy pojawiły się już w latach 20-ch XX wieku. W ZSRR produkowano je masowo do 1953 roku.
Proste w obsłudze, odporne na brud, wodę i korozję, strzelają standardową amunicją 7,62 mm na 1000 metrów z prędkością 650 wystrzałów na minutę. Część żołnierzy twierdzi, że skuteczność prowadzonego ognia jest nie gorsza niż z kałasznikowa. Nawet Amerykanie używali we Wietnamie „obrzynów” ze ściętą lufą zrobionych z RKM-D, gdyż były znacznie lżejsze niż ich M60.
Ale prawdziwym hitem retro w tej wojnie jest ciężki karabin maszynowy KM M1910, czyli popularny „maxim”, tak dobrze znany z obu wojen światowych i Rewolucji Październikowej. To rosyjska wersja brytyjskiego ckm-u Maxim, który pojawił się w latach 80-ch XIX wieku, a na wyposażenie armii carskiej trafił w 1910 roku.
To bez wątpienia najstarsze używane jeszcze na świecie ckm-y, których historia liczy już 140 lat. W Związku Sowieckim uznano je za przestarzałe już w latach 50-ch XX wieku. Dlatego Rosjanie i dziennikarze byli zaszokowani, gdy zobaczyli jak Ukraińcy strzelają z nich w czasie obrony Bachmutu.
Teraz maximy przeżywają swoją drugą młodość, a część ekspertów zapewnia, że to „najlepsze karabiny maszynowe strzelające ogniem ciągłym”. Ich największy plus jest jednak taki, że Ukraina ma ich na składach tysiące i były dobrze konserwowane, więc działają „jak nowe”.
Konieczność ich chłodzenia wodą nie stanowi dużego problemu w wojnie pozycyjnej w okopach, a ukraińscy żołnierze zapewniają, że maxim może strzelać nieprzerwanie cały dzień, byle były taśmy z amunicją. Jedyny mankament to konieczność obsługiwania go przez dwie osoby i jego dość „stacjonarna” specyfika.
Ciekawe, co jeszcze wygrzebią z magazynów staroci i muzeów obie strony tej wojny. Kartaczownice? Petrynały? Działa spiżowe? A może katapulty, „grecki ogień” lub pierwsze chińskie granaty z czasów dynastii Yuan?
KAS
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!