Redakcja „Krynicy” prezentuje czytelnikom pierwszy fragment powieści „Pod żaglami «Zawiszy». Don Kichoci z «Cietrzewia»”, opartej na autentycznych, pełnych bohaterstwa i jednocześnie tragicznych wydarzeniach. Autor powieści – kapitan żeglugi wielkiej Piotr Dymitr WISZNIEWSKI jest kresowianinem z dziada pradziada. Urodził się na Wołyniu i tam spędził dzieciństwo. W wieku 16 lat związał swoje życie z morzem. Pracował na 40 statkach pod banderami; RFN, Wielkiej Brytanii, Panamy, Cypru, Hondurasu. Nadal czynny zawodowo, dowodzi katamaranem „Jantar” pod banderą RP.
Motto: „…Nie ma w literaturze światowej przykładu tak bolesnej rozpaczy człowieka, który widzi jak rozpada się w jego kraju wszystko, co stworzyli przodkowie, co kochał i do czego był przywiązany. Zdeptane zostają więzi przyjaźni i pokrewieństwa, szczerość, otwartość, szacunek do tradycji. Te bezcenne wartości zastępuje gangrena przystosowania, podyktowana strachem przed więzieniem, deportacją do gułagu czy rozstrzelaniem…” (Fragment recenzji książki „Droga do nikąd” Józefa Mackiewicza, napisanej przez Czesława Miłosza o sowieckiej okupacji Wileńszczyzny w latach 1940-41.)
Dnia 3 maja do portu Nex na Bornholmie wchodzi szkuner „Zawisza Czarny” – flagowy żaglowiec polskich harcerzy. Manewrując w wąskim kanale uderza zaobleniem dziobowej części swego kadłuba w lewe nadburcie katamaranu „Jantar”, zacumowanego przy terminalu pasażerskim a należącego do Kołobrzeskiej Żeglugi Pasażerskiej.
Trwa akurat embarkacja pasażerów. O godz.18.00 „Jantar” odcumuje i wyruszy w podróż do Kołobrzegu. Po „stłuczce” kapitan „Zawiszy”, pan Marek Ihnatowicz, przybył na mostek „Jantara”, aby – zgodnie z procedurą dobrej praktyki morskiej – podpisać „list obciążający”; prawdziwi pracownicy morza zawsze byli i są w każdym calu i każdym momencie dżentelmenami. W rozmowie z dowódcą „Jantara” komendant „Zawiszy” podzielił się swoją refleksją o zaistniałym przed chwilą zdarzeniu: – Pogoda wymarzona, wiatr 0 st. B, widzialność doskonała, maszyna sprawna, statek słucha steru i nagle, ni stąd ni zowąd, dziób leci w lewo i uderza w „Jantara”, to jakieś irracjonalne zjawisko… – Zgadzam się całkowicie – odrzekł kapitan „Jantara” – musiały zadziałać paranormalne moce, czy jak tam je nazwać, których ingerencja spada jak grom z jasnego nieba w momencie zawsze nieodpowiednim i nieoczekiwanym.
Nie zgłębiona tajemnica; jak np. pojąć taki oto przypadek: uroczystości pogrzebowe Papieża Jana Pawła II, Watykan, kaplica Sykstyńska, na trumnie otwarta Biblia, żadnych przeciągów i w pewnym momencie Święta Księga samoczynnie się zamyka?!.. Również nadprzyrodzonym wydarzeniem jest to, że pański żaglowiec najechał dzisiaj na „Jantara” o godzinie 17.30… A wie pan, co wydarzyło się dokładnie co do minuty 59 lat temu?.. – ???.. – „Zawisza Czarny”, wówczas lugrotrawler „Cietrzew”, łowił śledzia na Morzu Północnym. Został uprowadzony i właśnie o godzinie 17.30 dnia 3 maja 1955 roku buntowników- porywaczy pojmano i aresztowano. Zdarzyło się to na pełnym morzu, 110 mil morskich od wschodniego wybrzeża Szkocji. Aresztantów lodołamacz „Swarożyc” dostarczył do Szczecina na Wały Chrobrego, skąd czarnymi limuzynami marki Citroen powieziono ich do Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa przy ulicy Małopolskiej.
Kompleks monumentalnych budynków z blokiem więziennym na zapleczu do 1945 roku należał do Gestapo. I znowu zdumiewające skojarzenie, niepojęty znak ze świata paranormalnego. Podczas dywanowych nalotów alianckie bombowce zburzyły miasto w 80%. Starówka legła w gruzach a okazał gmach opery, przylegający do siedziby Gestapo – przemieniony w pryzmę gruzu – osmalonymi kikutami ścian i stropów straszył i przez lata nie pozwalał zapomnieć o okropnościach wojny. Ale kombinat zbrodni i oprawców bomby oszczędziły. To przykład diabelskiej intrygi, to nakaz przekazania pałeczki następcom także z piekła rodem. Podczas Konferencji Jałtańskiej (4-11.02.1945 r.), skazującej Polsce na niewolę bolszewicką, Roosevelt nachyliwszy się do Stalina zapytał konfidencjonalnie: – Kto to? – wskazując na łysego bruneta w binoklach.
Stalin uśmiechając się szyderczo odparł: – A… to Ławrentij Pawłowicz Beria, taki nasz Gimler… Konferencja odbywała się w okazałej rezydencji Liwadia, wybudowanej w latach 30. XIX wieku przez hrabiego Józefa Potockiego. Zgubę Polski zatwierdzono w pałacu należącym niegdyś do polskiego arystokraty. To nie sprawa przypadku; to zamierzona, cyniczna prowokacja i kpina. *** 19 kwietnia 1955 roku „Cietrzew” przysposobił się do wyprawy na łowisko. Zaopatrzony w sprzęt łowny, beczki, sól, prowiant, paliwo, wodę pitną, oleje smarne, papierosy, alkohole wysokogatunkowe etc. Kierownik zaopatrzenia nie robił trudności mimo wygórowanej specyfikacji dostawczej.
Nawet na twarzy pojawił się przyjazny uśmiech po trzymaniu bakszyszu w postaci 2 kartonów papierosów marki „Wawel” i 3 butelek czystej wyborowej, każda o pojemności litra, zwanych „krowami”. Prezenty owe zaliczały się do artykułów luksusowych, nieosiągalnych w sklepach PSS. Wyjście ze Szczecina wypadło podczas paskudnej, typowo rybackiej pogody: wiatr 6/7 st. B, rzęsisty deszcz, widzialność 2 mile, szybkość statku ok. 7 węzłów. Po dotarciu na Rynnę Norweska wydano sieci stawne, zwane w żargonie rybackim „fletem”. Kilka dni później okazało się, że rep (lina o długości 3 km łącząca zestaw sieci) grozi zerwaniem, a tym samym utratą sprzętu łownego. Kapitan Leszek Żmudziński powiadomił bazę, czyli „Morską Wolę”, o potrzebie wymiany repu.
Dnia 3 maja w godzinach rannych m/t „Cietrzew” zacumował do lewej burty m/a „Morska Wola”, statku o bogatej i chwalebnej przeszłości. W służbie PKH, u armatora GA£ (Gdynia America Lines) pojawiła się wraz z siostrzaną „Stalowa Wola” w lutym 1939 roku. Obydwa drobnicowce, zbudowane w 1924 roku, obsługiwały porty południowej i środkowej Ameryki. Przez okres wojny od 1939 – 1945 roku, podobnie jak 50-tka pozostałych frachtowców PMH, uczestniczyły w konwojach. Pierwszy pamiętny chrzest bojowy „Morska Wola” przeszła na grudniowym Atlantyku 1940 roku. Konwój – 37 statków – zaatakował niemiecki krążownik „Admirał Scheer”; pięć z nich poszło na dno. Każdego dnia niemieckie uboty podstępnie atakowały konwoje, zatapiały statki czyniąc spustoszenie w systemie dostarczania materiałów wojennych dla walczącej Europy. „Morska Wola” pod dowództwem kpt. Stanisława Zelwerowicza, syna Aleksandra – wielkiego aktora scen polskich, uchodziła za „lucky ship”.
Na jej pokładzie w roku 1944 gen. Kazimierz Sosnkowski udał się na emigrację do Kanady, gdy na żądanie W. Churchilla utracił po wybuchu Powstania Warszawskiego stanowisko naczelnego wodza. 20 września 1945 roku m/s „Morska Wola” wraca z wojny do Gdyni pod dowództwem kpt. ¯.W. Tadeusza Szczygielskiego – popularnego we flocie znawcy gołębi pocztowych. W roku 1952, po remoncie adaptacyjnym, stała się bazą rybacką. M/t „Cietrzew” kołysze się lekko, rep ciągnie winda ładunkowa „Morskiej Woli”, załoga rozpierzchła się po zakamarkach bazy. Niektórzy udali się do łaŸni, inni zajęli miejsca w sali kinowej; wyświetlano film p.t. „Czapajew” gloryfikujący waleczność czerwonoarmistów podczas wojny domowej.
Za chwilę puszczą „Świat się śmieje” – propagandowy gniot o radosnych kołchoźnikach. W mesie załogowej z polecenia sekretarza partii i oficera KO szkolenie ideologiczne o „chwalebnej” postaci z panteonu kanalii sowieckiego państwa – Pawce Morozowie. Zasłużył się tym, że w okresie kolektywizacji doniósł władzy na swoich rodziców, że razem z kułakami ukryli zboże, za co zostali rozstrzelani. W swojej wsi rodzinnej założył bojowy oddział komsomolski, którego zadanie polegało na odbieraniu zboża kułakom i tropieniu kontrrewolucjonistów. Gdy Stalin przeczytał o nim w „Prawdzie”, rzekł do Andreja Żdanowa: – A to gnida. A po chwili namysłu dodał: – Ale pożyteczna, trzeba go rozsławić. I w ten sposób Pawka Morozow, zero moralne, został wykreowany na patrona ruchu komsomolskiego i stał się wzorem do naśladowania dla młodzieży i obywateli, najpierw Związku Sowieckiego, a po 1945 roku PRL.
Na mostek „Morskiej Woli” udał się Paweł, gdzie spotkał II oficera Marka Wojciechowskiego, kolegę ze Szkoły Morskiej, zajętego akurat korektą map i wydawnictw nawigacyjnych. Udostępnił stare, pamiętające czasy świetności frachtowca mapy, locje, spisy świateł, już nie aktualne. Paweł zóbrał cały plik pomocy nawigacyjnych obejmujących północne i zachodnie wybrzeże Szkocji, Przesmyk Pentland, wody irlandzkie, Kanał La Manche, Zatokę Biskajską. *** Na pokładzie „Cietrzewia” tylko wtajemniczone cztery osoby. Każdy wie, co ma robić. Mechanik Albert udaje sie do maszyny, Janek staje przy sterze, Krzysztof dowodzi całością. Na „Morskiej Woli” oprócz wachty kotwicznej służbę pełnią zakonspirowani ubowcy udający załogę. Są uzbrojeni. W razie potrzeby do pomocy powołają grupę ormowców (funkcjonariuszy ORMO – Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej – przyp red.). „Cietrzew” musi szybko, jak najszybciej odcumować. Czas nagli, potrzeba go nie więcej niż złodziejowi do ukradzenia samochodu. Wgrę wchodzą sekundy, żeby zdążyć przed ewentualnym abordażem… CDN
Piotr Dymitr WISZNIEWSKI/ KRYNICA nr 86, rok 2014 (21)
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!