Nie lada niespodziankę sprawił milicji w Głębokiem działacz opozycyjny Jarosław Biernikowicz. Mężczyzna niedawno stracił kolejną pracę. Jak wiadomo, ludzie jawnie kontestujący władzę Łukaszenki nie mają na Białorusi szans na znalezienie oficjalnego zatrudnienia.
Tymczasem w ręce Jarosława Biernikiewicza wpadła gazeta „Wolne Głębokie”, w której przypadkiem znalazł ogłoszenie o naborze do milicji w rodzinnym mieście. Opozycjonista pomyślał, że spełnia wszelkie wymagania, posiada odpowiednie kompetencje i nie zastanawiając się długo udał się z dokumentami do jednostki milicji.
Jakże musieli zdziwić się milicjanci na widok aplikującego o posadę w milicji mężczyznę, którego funkcjonariusze organów ścigania znają przecież dobrze z jego działalności opozycyjnej. Trudno byłoby nie rozpoznać w tak małym miasteczku człowieka, który nie raz zalazł za skórę stróżom prawa.
Jak opowiedział Euroradiu pan Jarosław Biernikiewicz, milicjanci bardzo się zdziwili,gdy wręczył im podanie o pracę. Próbowali zniechęcać go na wszelkie sposoby. Tłumaczyli, że praca jest słabo opłacana, ciekawa i nudna, bo trzeba uzupełniać bazy danych w komputerze. Wreszcie powiedzieli, że decydować będzie naczelnik, który w tej chwili przebywa na urlopie, ale obiecali oddzwonić.
Teraz pan Jarosław Biernikiewicz czeka na odpowiedź, a naczelnik, który z urlopu wrócić ma 8 sierpnia, będzie miał sporą zagwostkę jak wybrnąć z sytuacji.
Kresy24.pl/euroradio.fm
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!