16 września 1999 jeden z głównych oponentów Aleksandra Łukaszenki, były przewodniczący Centralnej Komisji Wyborczej, Wiktor Gonczara oraz jego przyjaciel, biznesmen Anatolij Krasowski nie wrócili do domu. Kolejny przeciwnik Łukaszenki – były minister spraw wewnętrznych Jurij Zacharenko – przepadł bez wieści kilka miesięcy wcześniej – 7 maja tego samego roku.
Sprawy karne zostały wszczęte w tym samym czasie – 17 września 1999, gdy okazało się, że zniknięcia są ze sobą powiązane. Minęło 15 lat, i przedawniły się sprawy, nie można już pociągnąć do odpowiedzialności „nieznanych sprawców”, nazwiska których jest w stanie wskazać niemal każdy Białorusin.
Po 17 września obie sprawy zostaną prawdopodobnie zamknięte, a matki, wdowy, dzieci zaginionych bez wieści stracą status poszkodowanych – pisze Irina Halip w „Nowoj Gazietie”.
Jurij Zacharenka, były minister spraw wewnętrznych, 6 maja 1999 zadzwonił do żony z parkingu: poinformował ją, że właśnie odstawił samochód i za pięć minut będzie w domu. Nigdy go nigdy więcej nie zobaczył. Wiktor Gonczar i Anatolij Krasowskij wieczorem 16 września poszli – jak w każdy czwartek wieczorem do bani. Wyszli stamtąd o 22.35, i tak jak w przypadku Zacharenki slad po nich przepadł i nikt ich więcej nie widział.
Krewni, przyjaciele, współpracownicy i po prostu ludzie, którzy potrafią samodzielnie myśleć, a nie żywić się treścią podawaną przez państwową telewizję BT, doskonale rozumieli, na czyje zamówienie są te zniknięcia. Ale w 2001 roku, w ręce dziennikarzy wpadł raport naczelnika milicji kryminalnej MSW RB Nikołaja Łapatika sporządzony dla szefa MSW RB Władimira Naumowa.
„6 maja 1999 Szejman W.W (wówczas sekretarza Rady Bezpieczeństwa, główny powiernik Łukaszenki) polecił Siwakowowi J.L (wówczas ministrowi spraw wewnętrznych) wydanie broni, z której wykonywane są wyroki śmierci Pawliczence D. W. (w tym czasie dowódca specnazu – wojsk wewnętrznych). W tym samym czasie Szejman W.W. wydał polecenie Pawliczence fizycznego zniszczenia byłego ministra spraw wewnętrznych Jurija Zakcarenki. Zabezpieczenie informacyjne, min. o miejscu przebywania Zacharenki prowadziła na rozkaz Szejmana W.W. jednostka specjalna Wasilczenki N.W. Szejman W.W. wydał rozkaz za pośrednictwem swoich współpracowników.
Akcja porwania a następnie zabicia Zacharenki koordynowana przez Pawliczenkę, została wykonana przez dowódcę sił specjalnych i czterech jego ludzi. 8 maja 1999 Pawliczenko zdał pistolet Olegowi Ałkajewowi (ówczesny szef więzienia numer 1 przy ul. Wołodarskiego w Mińsku, gdzie wykonane są wyroki śmierci).
Podobną kombinację zdarzeń przeprowadził Pawliczenko 16 września 1999, gdy porwał a następnie zabił Gonczara i Krasowskiego. Miejsce pochówku zwłok Zacharenki, Gonczara i Krasowskiego – najprawdopodobniej specjalna kwatera na Cmentarzu Północnym” – cytuje treść raportu Halip.
Już następnego dnia po opublikowaniu raportu przez media naczelnik „Wołodarki” Oleg Ałkajew potwierdził wydanie pistoletu w dniu 6 maja i 16 września 1999 roku. Wszystko wydawać by się mogło bardzo jasne. Ale Aleksander Łukaszenko na ujawnienie raportu zareagował po swojemu; zwolnił prokuratora generalnego, który podpisał nakaz aresztowania Pawliczenki, a na jego miejsce wyznaczył tego samego Szejmana, który jak wynika z raportu generała Łapatika, wydawał rozkaz zabicia ludzi. I śledztwo ucichło, a w 2003 roku zawieszono je całkowicie – zgodnie z oficjalną wersją, w związku z tym, że nie udało się ustalić sprawców przestępstwa.
Ale zawieszenie dochodzenia okazało się bronią obosieczną: zgodnie z prawem śledczy zobowiązani byli zapoznać poszkodowanych z materiałami sprawy. O ile żony zaginionego przez cztery lata nie mogły uzyskać żadnych informacji od śledczych, bo ci zasłaniali się tajemnicą śledztwa, po zawieszeniu postępowania uzyskały wreszcie dostęp do materiałów. I okazało się wówczas, że zabezpieczona w pobliżu feralnej bani krew, została w wyniku ekspertyz sądowych zidentyfikowana jako krew Gonczara i Krasowskiego. Okazało się też, że byli świadkowie, którzy słyszeli krzyki, wołanie o pomoc, że wiceminister spraw wwnętrznych Czwankin podczas przesłuchania potwierdził: ówczesny minister Siwakow wydał rozkaz, aby pobrać z którejś z jednostek MSW pistolet z tłumikiem. Okazało się nawet, że były minister został również przesłuchany na tę okoliczność, a jego zeznania nie trzymały się kupy. Siwakow zeznał, że pistolet miał posłużyć: „realizacji planu poprawy systemu więziennictwa, w tym celu potrzebne byłyo wiarygodne informacje na temat organizacji i realizacji procedur wykonywania kary śmierci”. Ale na pytanie w jakich okolicznościach, kiedy nakazał wypożyczyć pistolet nie odpowiedział –zasłonił się niepamięcią.
Jeśli dochodzenie zostało zawieszone, to tajemnica śledztwa nie obowiązuje. I żony zaginionych mówiły publicznie o tym, co przeczytały w materiałach sprawy.
Obrońca praw człowieka Oleg Wołczek, były śledczy, przez te wszystkie lata był oficjalnym reprezentantem matki zaginionego Jurija Zacharenki. Uważa on, że sprawa nie zostanie zamknięta.
„W przypadku zamknięcia sprawy, oni będą musieli zapoznać poszkodowanych z materiałami, – powiedział „Nowoj Gazietie” – A wszystko to zostanie automatycznie podane do wiadomości publicznej: czyli albo wyjdą na jaw albo ich totalne zaniechania w sprawie, albo to, co władze przez lata ukrywają. Tak więc odłożenie sprawy do archiwum nie opłaca się im. Z ich punktu widzenia lepiej stwarzać nadal pozory, że śledztwo cały czas się toczy i nie przekazywać rodzinom żadnych wiadomości.
Z drugiej strony, zamknięcie sprawy natychmiast pozbawi nas – poszkodowanych i ich przedstawicieli prawnych możliwości pisania petycji i skarg oraz zwalnia ich z obowiązku robienia czegokolwiek. Ponadto, zgodnie z prawem sąd uznaje zaginionego bez wieści jako osobę nieżyjącą, na wniosek rodziny po trzech latach od zaginięcia. Ale kiedy my z matką Jurija Zacharenki zwróciliśmy się do sądu, odmówiono nam tego, powołując się na fakt, że dopóki trwa śledztwo, człowiek nie może zostać uznany za zmarłego.
Zamknięcie sprawy oznacza mimo wszystko, że ludzie ci zostali zabiciu. A na razie sprawia się takie wrażenie, jakby żadnych morderstw nie popełniono. Ciekawi mnie, w jaki sposób władze będą się teraz wykręcać” – zastanawia się Wołczek.
Na pewno będzie, tak jak przez wszystkie te minione lata. Irina Krasowskaja, żona uprowadzonego Anatolija Krasowskiego nie wie, jakie materiały dodatkowe pojawiły się od roku 2003, czyli od czasu, gdy śledztwo zostało nagle zawieszone. Od tego czasu kobieta co trzy miesiące dostaje powiadomienie o przedłużeniu dochodzenia, a przy tym nie ma prawa do zadawania pytań. Albo raczej, nie ma prawa do tego, by uzyskać na nie odpowiedź. Wszystko w ramach tajemnicy śledztwa.
Z całej rodziny Zacharenki została tylko jego matka – Uljana. Jego żona, córki, wnuk wyjechali do Niemiec. Nie mogły zostać na Białorusi.
Irina Krasowskaja też wyjechała z Białorusi, mieszka w Waszyngtonie i współpracuje z grupą roboczą przy ONZ ds. zapobiegania zaginięć. W ciągu 15 lat znalazła nowych przyjaciół – takich żon jak ona, nie brakuje w Ameryce Łacińskiej, Azji i Afryce. Ale bólu, który rozrywał ją 15 lat temu, nie udało się pokonać.
Kresy24.pl/novayagazeta.ru
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!