Jednym z papierków lakmusowych słabości Polski na arenie międzynarodowej jest jej całkowita bezradność wobec rażącej dyskryminacji Polaków na Litwie. Nie spodziewałem się jednak, że w roli „życiowej ofiary” wystąpi sam Marszałek Senatu Najjaśniejszej RP.
Przywykliśmy już do tchórzostwa naszych polityków w sprawie ofiar banderowskiego ludobójstwa. Bezradność, wasalizm i wieczne obawy, aby nie urazić „ukraińskiej” wrażliwości, o czym pisałem już zresztą w innym tekście. I tak przez ostatnie 20 lat. Nawet, gdy banderyzacja na zachodzie Ukrainy dopiero się zaczynała, a opinie o banderowcach były tam podzielone – nawet wtedy polski mainstream nawoływał by siedzieć cichutko i nie przeszkadzać w infekowaniu tą zarazą ukraińskiego społeczeństwa.
Dziś wprawdzie nadal większość Ukraińców ma UPA w „głębokim poważaniu”, lecz ta większość nie jest tak krzykliwa jak neobanderowcy. Ich coraz głośniejszy wrzask to dla polskich polityków doskonała okazja, by jeszcze głębiej wleźć pod stół i tam popiskiwać o „ukraińskiej” wrażliwości.
Podobnie jak w kwestii Wołynia, tak i w sprawie Polaków na Litwie ściana milczenia rozwaliła się oddolnie. Teraz nasi wspaniali politycy z utęsknieniem czekają więc, aż Lietuvisi uchwalą w końcu jakieś nic nie znaczące koncesje dla polskiej mniejszości. Będzie wtedy można otrąbić wielki sukces i „postępy dialogu”, a przede wszystkim znowu nawoływać, by „dać Litwinom więcej czasu”. Najlepiej ze dwie dekady, albo od razu pół wieku.
Podobne apele o cierpliwość słyszymy od wielu lat w sprawie ukraińskiej. Opierają się one na pobożnym oczekiwaniu, że problem sam się rozwiąże – rozpędzona lokomotywa nacjonalizmu w końcu zwolni i zatrzyma się. A że dużo wcześniej zostawi mokrą plamę z Polaków na Ukrainie i Litwie, czy z uczciwych Ukraińców? Co tam! Przynajmniej nie będą przeszkadzać politykom w „dobrosąsiedzkim dialogu”. A Kresowianie sobie wymrą i będzie można spokojnie spisać „protokół pojednania”.
Wróćmy jednak do wypowiedzi Marszałka Borusewicza: „Patrzymy, monitorujemy, co się dzieje. Mówimy stronie litewskiej, co nam się nie podoba, możliwości nacisku są jednak ograniczone. Próbowaliśmy już wszelkich sposobów. Mimo to wciąż jest bardzo duży nacisk na stronę litewską, żeby przestrzegała standardów europejskich”.
Trochę jakbym słuchał nieporadnego życiowo kolegi. Albo jak w reklamach proszków i odplamiaczy, w których panie bezradnie miętolą w rękach zafajdane ubrania i żalą się: próbowałam już wszystkiego i nic nie pomaga… Wtedy wkracza do akcji jakiś dziarski facet lub sympatyczna maskotka z pytaniem: „A próbowałaś już…?” Tu pada nazwa nowego cudownego środka.
Ogólnikowe stwierdzenie „próbowaliśmy już wszelkich sposobów” budzi tylko uśmiech. Jakich sposobów? I czy aby rzeczywiście „wszelkich”? Metody nacisku w świecie polityki są niezwykle bogate i wcale nie muszą być przy tym radykalne. Wystarczy chcieć po nie sięgnąć.
A po jakie konkretnie, to bynajmniej nie zamierzam tu tłumaczyć. Bo wiem, że zanim nasi wspaniali reprezentanci by się na którykolwiek zdecydowali to władze Litwy już dawno zdążą się przed tym zabezpieczyć. Szkoda strzępić język. Polscy politycy i tak wolą odstawiać teatrzyk i udawać, że coś robią bo wtedy nie trzeba się dużo ruszać. Chociaż bardziej przypomina to operę, w której chór rycerzy przez pół godziny śpiewa: „Spieszymy na pomoc! Zmierzamy na ratunek!”, tkwiąc ciągle w tym samym miejscu.
Jak w kawale o anemiku: „Móóówiiimy co naaam się nieeepooodoooba”. Jakież to urocze. To „mówienie” to pewnie najpotężniejszy z tych „wszelkich wypróbowanych sposobów”?
Pamiętam też inną wypowiedź Marszałka, przy okazji walki Polaków na Wileńszczyźnie o niewprowadzenie antypolskiej uchwały edukacyjnej. Sens jego słów był mniej więcej taki: Zlikwidują część polskich szkół na Litwie? Nic nie szkodzi, zapłacimy za busy by dowoziły dzieci do innych szkół. Ze względu na poszanowanie dla sprawowanej funkcji i zasłużonych przodków Marszałka nie zacytuję, jak skomentował to w Internecie jeden z zainteresowanych, ale prawie umarłem ze śmiechu.
Szkoda, że Bogdan Borusewicz, którego stać na celne wypowiedzi, psuje je potem takim asekuranctwem. Jako jeden z nielicznych miał na przykład odwagę by wypunktować Landsbergisa, który długo cieszył się w Polsce statusem „świętej krowy”:
„Problem z Litwą wziął się stąd, że Landsbergis, odbudowując państwo litewskie, odtworzył politykę antypolską. Mówię to otwarcie, chociaż niektórzy się od tego dystansują. O ile przed wojną ta ideologia miała sens, bo był konflikt o Wilno, to w tej chwili nie ma ona żadnego sensu. To jest odpowiedzialność Landsbergisa”.
Piękna wypowiedź, Panie Marszałku. Tylko jaki sens ma zastrzeżenie, że antypolska ideologia była w ogóle kiedykolwiek uzasadniona? Rozumiem, że Marszałek chciał w dyplomatycznym języku przekazać, iż litewska paranoja nie ma dziś podstaw, choćby nawet miała je przed wojną. Ale paranoja to paranoja i nigdy żadnego sensu nie ma. Przed wojną też nie miała, nawet z Wilnem po polskiej stronie.
Dostrzegli to zresztą sami Lietuvisi w 1938 roku, kiedy w końcu zostali skutecznie potrząśnięci przez Polaków. Zobaczyli, że i Polska potrafi tupnąć nogą. I gdy musieli wtedy wybierać między orłem, swastyką i czerwoną gwiazdą, wybrali nas, gdyż z całego tego towarzystwa byliśmy do nich najprzychylniej i mimo wszystko sentymentalnie nastawieni.
Zamiast więc użalać się nad własną bezradnością i mówić, że litewska ideologia nienawiści do Polaków miała przed wojną sens, Marszałek Borusewicz zrobiłby znacznie lepiej, gdyby skorzystał z tegoż przedwojennego dorobku polskiej dyplomacji w zakresie przywoływania do porządku rozbrykanego litewskiego sąsiada.
Aleksander Szycht
9 komentarzy
Dalia Vaginus
25 lipca 2014 o 12:59A może do świętego spokoju przesiedlić Polaków z Wileńszczyzny na rodzime ziemię słyszałam, że na Mazurach są połacie ziemi do zagospodarowania.
Wandek
25 lipca 2014 o 13:19Na pewno poczuli, by się, jak u siebie, ale nie rozumie dlaczego mieli, by się przesiedlać z ziem zamieszkiwanych od pokoleń przez Polaków przecież tam nie trwa jakaś wojna, czy czystki etniczne wydaje mi się, że rodacy z tamtych terenów już bardzo dużo zapłacili podczas okupacji różnych machin zbrodniczych.
Boruta
25 lipca 2014 o 14:49„Dalia Vaginus”, ja myślę, czy np. nie zrobić z bohaterskich Litwinów światowych pionierów i nie osiedlić ich na księżycu. Tak dzielni starożytni wojownicy, wkrótce podbili by dla nas pół kosmosu. Jeśli nawet znaleźli by jakichś kosmitów, to zaczęliby utrzymywać, że to spolonizowani Litwini. dla nich bułeczka z masłem, rodzaj ludzki rozszerzył by się bardzo szybko. Niech żyje prezydent Śmietana, teraz w południe i z rana.
Litwin
25 lipca 2014 o 15:05Bardzo dobry artykuł. Skoro jednak Autor słusznie zaczął używać rzeczownika „Lietuvisi”, niech też używa rzeczownika „Lietuva” oraz „lietuvski”. I nazwijmy rzecz po imieniu: państwo o tej nazwie było i jest nam jednoznacznie wrogie i jako takie powinno być traktowane. I nie wybrało nas w 1938 roku, tylko uczestniczyło w rozbiorze Polski 1939 roku, podobnie jak wcześniej brało Wilno z rąk bolszewików, a później mordowało jego mieszkańców w Ponarach pod opieką Niemiec.
Lietuva to skroplony antypolonizm, wyprodukowany w laboratoriach Niemiec i Rosji.
Litwin
25 lipca 2014 o 15:11PS. Międzywojenny „Spór o Wilno” Lietuvy z Polską to jak spór gangstera z właścicielem o samochód.
A swoją drogą: kto „negocjatorów” traktatu dwustronnego z 1994 roku upoważnił do zrzekania się części terytorium Rzeczypospolitej? W każdym razie jego drastyczne łamanie przez Lietuvę upoważnia RP do użycia wszelkich możliwych środków.
domini
26 lipca 2014 o 02:21Kiedyś, tzn. jeszcze kilka lat temu można było mieć madzieję, że na Litwie wreszcie nastaną normalne czasy w relacjach polsko-litewskich. Teraz szkoda czasu na naiwne rachuby. Wszyscy widzą, że jest coraz gorzej, a Polacy na Litwie potrzebują wsparcia z kraju i twardej, zdecydowanej postawy. W przeciwnym wypadku tuż przy naszej granicy powstanie wylęgarnia szowinizmu i zalążek etnicznych waśni na skalę porównywalną z Bałkanami.
Kresowiak
28 lipca 2014 o 08:05Pan Aleksander jak zawsze trafnie określa zachowanie polskich polityków.Może gdyby marszałek był dobrym mówcą,ale to może……
grzech
28 lipca 2014 o 09:04takie są skutki braku niepodległości i niezależności przez nasz kraj. I niech mi nikt nie mówi że żyjemy w Polsce. To jest tylko antypolski twór. Odzyskajmy niepodległość i weźmy się za tych litewskich bałwanów, skoro na Wileńszczyźnie mieszka większość Polaków zróbmy referendum i się okaże kto jest cwaniak.
A „naszą” elitę pora wysłać do ich macierzy-albo do Niemiec, albo do Ameryki, albo do Rosji albo do Izraela! Ustanówmy w końcu swoją – polską!
Litwin
28 lipca 2014 o 17:03@ domini
Nie „powstanie”, ale powstała – w 1918 roku.