Czy w obliczu zagrożenie ze Wschodu, białoruska opozycja zapomni na chwilę krzywdy wyrządzone jej przez dyktatora? Mamy oto do czynienia z sytuacją, w której zbiegają się interesy narodowo zorientowanych Białorusinów i obozu władzy z Łukaszenką na czele.
Jak zauważa Jan Awsiejuszkin na portalu naviny.by, w miniony weekend w Mińsku miały miejsce największe po „marszach pasożytów” z 2017 roku nielegalne protesty przeciwko integracji z Rosją. Przez dwa dni z rzędu po kilkaset osób zbierało się w centrum stolicy, i– co warto podkreślić – nie doszło do rozpędzenia demonstracji. Zatrzymano za to jednego prowokatora, który z obłędem w oczach krzyczał „Rasija wpieriod!” (Naprzód Rosjo!).
Czy mamy zatem do czynienia z długoterminową tendencją do liberalizmu, czy z sytuacyjnym sojuszem dwóch przeciwników przeciwko trzeciemu? – zastanawia się Awsiejuszkin.
W tym kontekście publicysta zwraca uwagę na rolę, jaką odegrał Paweł Sewieryniec z opozycyjnej Białoruskiej Chrześcijańskiej Partii Demokratycznej. To on, charyzmatyczny, wiecowy polityk, znany ze swoich konserwatywnych, a nawet ortodoksyjnych poglądów, nijak nie pasował mu do roli tego, który pójdzie na żadne kompromisy, nawet w imię zjednoczenia narodu. Okazało się, że był jedynym, który odważył się wziąć na siebie tę odpowiedzialność.
Portal naviny.by przypomina, że powodzenie akcji było możliwe dzięki temu, że informacja o czasie i miejscu jej przeprowadzenia zaczęła być rozpowszechniana zaledwie kilka dni przed, 5 grudnia, po wystąpieniu Łukaszenki przed deputowanymi Izby Reprezentantów 6. i 7. zgromadzenia, kiedy złożył przed nimi obietnice, że „skóry tanio nie sprzeda” i nie odda Kremlowi tego, co budował dziesięcioleciami.
Dał wtedy jasno do zrozumienia, że wszelkie manifestacje, czy to zorganizowane przez opozycję czy sprzyjające mu środowiska, będą mile widziane. Potwierdził to 7 grudnia portal zbliżony do Administracji Prezydenta, który obwieścił, że Białorusini wspierają Aleksandra Łukaszenkę prowadzącego negocjacje z Putinem w Soczi.
Pośrednią wskazówką, że władze pozwolą na manifestacje, był rezultat procesów sądowych przeciwko działaczom za udział w wiecach podczas kampanii parlamentarnej, zakończonej „wyborami” 17 listopada.
W pierwszym tygodniu grudnia miało miejsce kilkadziesiąt procesów, z czego tylko jeden z nich zakończył się piętnastodniowym aresztem, pozostali otrzymali grzywny – wysokie, bo o równowartości dwóch pensji, ale tylko grzywny.
Naviny.by zauważa, że chociaż funkcjonariusze organów ścigania mieli dogodną okazję odizolowania najaktywniejszych, w tym bezpośrednich organizatorów akcji, władze na to nie poszły. Jednocześnie organizatorzy sobotnio – niedzielnych protestów nie mieli pewności aż do ostatniej chwili, czy takowe się odbędą.
Awsiejuszkin pisze, powołując się na szefa jednej z partii opozycyjnych, że przed akcją odbyło się spotkanie liderów opozycji, podczas którego naradzano się;
„Paweł powiedział, że bierze na siebie odpowiedzialność. Miał świadomość, że w każdej chwili może zostać aresztowany i poszedł na marsz ze spakowany plecakiem (gotowy do odsiadki – praktyka opozycjonistów). Ale zmobilizowaliśmy naszych aktywistów w Mińsku i regionach” – wyjaśnił rozmówca agencji BelaPAN.
Według niego, dwudniowa akcja opozycji byłą próbą nerwów dla funkcjonariuszy organów ścigania.
„Mogli zablokować lub rozpędzić marsz w dowolnym momencie, ale najwyraźniej dostali prikaz, żeby zaznaczyć swoją obecność ale nie ingerować”.
Białoruska opozycja zapowiada kolejne protesty na 20 grudnia, gdy w Sankt Petersburgu odbywać się będzie II runda negocjacji Putin – Łukaszenka.
Wiadomo już, że ich forma może zostać nieco zmodyfikowana. Pojawiła się nawet myśl, by powstrzymać się od atakowania władzy, nie prowokować.
Pytanie jak na taką formę protestu zareaguje władza, trudno przewidzieć. Probierzem będzie decyzja; karać, czy zaniechać prześladowania aktywistów za zorganizowanie i uczestnictwo w poprzednich akcjach. Jeśli nie zostaną ukarani grzywnami, oznacza to, że władze dają milczące przyzwolenie na protesty przeciwko integracji Białorusi i Rosji.
Ale o liberalizacji mówić za wcześnie. Mamy bowiem do czynienia z sytuacją zbieżności interesów. Zachowania suwerenności kraju chce narodowo zorientowana część społeczeństwa oraz Łukaszenka.
Jednocześnie „rusofobiczny” obrazek z Mińska jest na rękę prezydentowi, który może wykorzystać go w rozmowach z Kremlem.
Zdaniem publicysty portalu naviny.by, nie należy się jednak łudzić, „pakt o nieagresji” nie potrwa długo. Odmowa ustępstwa wobec Kremla oznacza rosnącą presję ze strony Rosji, a co za tym idzie pogorszenie się sytuacji materialnej Białorusinów. A to przełamie kruchy konsensus.
A w przeddzień wyborów prezydenckich zaplanowanych na wczesną jesień 2020, względna liberalizacja może się przerodzić w ostre dokręcenie śruby. Dlatego prawdopodobnie Białorusini dopiero wkrótce mogą poznać cenę Niepodległości.
oprac. ba na podst. naviny.by/BelaPAN
2 komentarzy
henryk
13 grudnia 2019 o 01:15niepodleglosc krzyzami sie mierzy bocko
SyøTroll
13 grudnia 2019 o 09:44A za ewentualne pogorszenie sytuacji materialnej Białorusinów, odpowiedzialność będzie musiała wziąć oprócz władzy również wspuierna przez Europę opozycja.