Jeszcze w 2012 roku biuro białoruskiego pełnomocnika ds. religii i narodowości Leonida Hulaki podawało, że na Białorusi pracuje 152 polskich księży, czyli co trzeci duchowny białoruskiego Kościoła był wtedy obywatelem Polski. Teraz, jak dowiedziała się „Rzeczpospolita”, pozostaje jedynie 87 polskich duchownych, reszta od tamtej pory musiała wrócić do kraju.
O instytucji pełnomocnika ds. religii i narodowości, polityce władz Białorusi wobec Kościoła i sytuacji księży z Polski pisze Rusłaln Szoszyn w poniedziałkowym wydaniu dziennika Rzeczpospolita.
Jednym z nielicznych przypadków, gdy białoruski reżym wycofał się ze swej decyzji, jest franciszkanin z Sobiesław Tomała. Pozwolono mu pozostać na Białorusi jeszcze pół roku. Wcześniej białoruskie władze bez żadnych wyjaśnień zdecydowały, że do 31 stycznia ma on opuścić Białoruś. Od 20 lat jest proboszczem parafii w Soligorsku, gdzie wybudował jeden z najpiękniejszych kościołów w okolicy. W jego obronie wierni zebrali niemal pół tysiąca podpisów, interweniowało katolickie duchowieństwo i polska dyplomacja.
O przedłużenie pobytu na Białorusi przez ostatnie kilka miesięcy starał się też ksiądz Paweł Knurek, proboszcz jednej z parafii w Witebsku. Niestety bezskutecznie, po 16 latach służby w tym kraju pod koniec listopada musiał wrócić do Polski. Jego parafianie również zbierają podpisy i zapowiadają, że „pójdą do Łukaszenki”. Białoruś od lat konsekwentnie prowadzi jednak politykę usuwania polskich duchownych.
Od 14 lat na Białorusi istnieje instytucja pełnomocnika ds. religii i narodowości, na czele której stoi 70-letni absolwent wyższej radzieckiej szkoły partyjnej w Mińsku Leonid Hulaka czytaj dalej…
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!