To ostatnia część mojej opowieści o tym, jak podbijano i wyzwalano Lwów na przestrzeni jego istnienia. Nie lubią w tym mieście wspominać dnia 27 lipca. Bo nie pokój i zgodę przyniosły wtedy sowieckie czołgi, a represje. Dziś nie ma już, na szczęście, ulicy imienia bohatera ZSRS czołgisty Marczenki, przy której mieścił się akademik mojej uczelni. Marczenko zrywał w wyzwolonym Lwowie flagę, ale nie niemiecką, a starał się oderwać białe płótno od polskiej biało-czerwonej flagi, za co dostał kulę. Ci „wyzwoliciele” zmarli już dawno. Odeszła nawet pamięć o nich – a Lwów żyje nadal i, jak zawsze, ma za nic władze centralne i śmiało patrzy w przyszłość…
Dlaczego, jeżeli wojska niemieckie zostały rozgromione pod Lwowem 22 lipca, Lwów został „wyzwolony” dopiero 27, gdy Niemców w mieście praktycznie nie było? Wtrąciła się tu Wielka Polityka. 20 listopada 1943 roku dowódca AK Bór-Komorowski wydał rozkaz rozpoczęcia akcji „Burza”, która miała na celu działania dywersyjne na zapleczu wycofujących się wojsk niemieckich. Przewidywano wykorzystanie różnicy czasu pomiędzy odejściem Wermachtu i wstąpieniem wojsk sowieckich.
W tym odstępie czasu planowano przejęcie władzy przez Polaków i zaprezentowanie jej jako legalnej władzy rządu na emigracji. W lipcu 1944 roku dowództwo AK wydało rozkaz swoim oddziałom samodzielnie przejąć władzę w historycznie polskich miastach Lwowie i Wilnie i ogłosić tam władzę rządu w Londynie. Mikołajczyk 6 sierpnia przybył z wizytą do Waszyngtonu. Roosevelt doradził mu unikanie ostatecznego rozwiązania kwestii granicy polsko-sowieckiej.
W tym samym czasie ambasador USA w Moskwie informował Stalina, że rozmowy Roosevelt-Mikołajczyk przebiegały „w formacie ustaleń teherańskich”. Administracja USA, a szczególnie wojskowi, wymagali od Mikołajczyka bezwzględnej koordynacji działań AK z dowództwem sowieckim. Warunkiem wykonania tej umowy miała być decyzja o przyznaniu polskiemu rządowi kredytu w wysokości 10 mln dolarów. W lipcu 1944 roku komitet dowódców sztabów armii USA radził nie wypłacać tej sumy w przypadku, gdyby AK odmówiła współpracy z Armią Czerwoną.
Po otrzymaniu wiadomości o zamachu na Hitlera Komorowski uznał, że nastąpił krach III Rzeszy i należy AK trzymać w stanie gotowości do działań, poczynając od 25 lipca. 23 lipca Stalin wyraził gotowość przyjęcia Mikołajczyka na Kremlu, a jednocześnie wydał rozkaz Koniewowi nie śpieszyć się z wyzwoleniem Lwowa, a zająć się zakończeniem lwowsko-sandomierskiej operacji.
Po rozbiciu kotła pod Brodami ugrupowania armii pancernych generałów Rybałki i Leluszenki wraz z piechotą 38 i 60 armii przeprowadziły atak w kierunki zachodnim, a zbliżywszy się do Lwowa zaczęły manewr oskrzydlający miasto od południa i północy. W obliczu zagrożenia okrążenia niemiecki gen. Josef Harpe wydał swym
oddziałom rozkaz opuszczenia miasta i skierowania się na Sambor. Przed opuszczeniem miasta Niemcy zniszczyli szereg obiektów i podpalili magazyny paliwa.
Plan operacji „Burza” przewidywał specjalne działania we Lwowie.
Przy zbliżaniu się frontu miały być prowadzone akcje sabotażowe na tyłach frontu w promieniu 10 km wokół Lwowa.
Przewidywano akcje w miejscowościach zamieszkałych przez Ukraińców. Przy wycofywaniu się wojsk niemieckich rozkazano prowadzić działania w okolicach miasta, szczególnie od południa i zachodu. Zakazano jakichkolwiek działań bojowych w centrum miasta.
Nakazano likwidację wszelkich ukraińskich prób opanowania miasta. Przy wejściu do miasta oddziałów Armii Czerwonej miała ich spotykać polska administracja. 7 lipca dowódca Okręgu Lwowskiego AK pułkownik Władysław Filipkowski otrzymał oczekiwany rozkaz Sosnkowskiego rozpoczęcia akcji „Burza” – za wszelką cenę przejąć władzę we Lwowie i stworzyć władze, które reprezentowałyby rząd w Londynie przed wojskami 1 Frontu Ukraińskiego.
Filipkowski miał do wykonania tego zadania około 7 tys. żołnierzy.
We Lwowie działały 3-tysięczna 5 dywizja piechoty, 14 pułk ułanów i kilka lokalnych oddziałów ochotniczych. Poza Lwowem w gotowości stały tzw. „oddziały leśne” – grupy „Wschód” (910 żołnierzy), „Zachód” (550), „Południe (150), „San” (600) i „Północ” (150). Ich zadaniem była działalność na szlakach komunikacyjnych. Gdy administracja niemiecka, urzędy, gestapo, policja w nocy z 22 na 23 lipca opuściły miasto, oddziały AK zaatakowały wychodzące z miasta oddziały 20 dywizji zmotoryzowanej i 101 dywizji górskiej Wehrmachtu.
Polakom udało się zająć przedmieście Hołosko, Pohulankę, zabudowania przy ul. Kochanowskiego (ob. Lewickiego), Zielonej, Jabłonowskich (ob. Rustaweli), Bema (ob. Jarosława Mądrego) i niektóre obiekty miasta. W tych działaniach wyróżnił się 14 pułk ułanów, któremu udało się zdobyć nawet kilka niemieckich czołgów. Oddziały AK i Armii Czerwonej wspólnie walczyły z oddziałami niemieckimi, jako sojusznicy.
Akowcy dobrze znając miasto i współpracując z oddziałami sowieckimi do prowadzili do jego zajęcia 27 lipca. Odtąd walki toczyły się jedynie w okolicy dworca i Cytadeli. W raporcie dowódcy 14 pułku ułanów majora „Draży” (oficera armii jugosłowiańskiej, który uciekł z niewoli niemieckiej i wstąpił do AK) zapisano: „Miasto opanowały polskie oddziały powstańcze, a sowieckie jednostki pancerne jedynie im pomagały.
Na budynkach wywieszono jedynie biało-czerwone flagi. Gen. Filipkowski, w nowym mundurze przebywał w swoim sztabie przy ul. Kochanowskiego 27. Płk Czerwiński został komendantem miasta, a porządku pilnowała policja AK”. Należy tu podkreślić, że 14 pułk ułanów naprawdę walczył zawzięcie, za co otrzymał podziękowanie od sowieckiego dowództwa. W ciągu kolejnych dwóch dni ulice Lwowa patrolowali wspólnie żołnierze AK i czerwonoarmiści.
Na wielu budynkach wisiały biało-czerwone flagi, na wieży ratusza też powiewał polski sztandar, a po bokach wisiały sztandary państw sprzymierzonych: USA, Anglii, Francji i ZSRR. Rząd w Londynie uważał przebieg akcji „Burza” we Lwowie jako bardzo pomyślny. Płk Filipkowski został awansowany do stopnia generała brygady i nagrodzony wraz z innymi oficerami lwowskiego okręgu krzyżem Virtuti Militari.
Jednak okres pokojowego współistnienia polskich i sowieckich wojsk szybko się zakończył. 27 lipca gen. Filipkowski ustanowił kontakt ze sztabem 1 Frontu Ukraińskiego, a już następnego dnia na spotkaniu z komisarzem bezpieki Gruszką ogłoszono mu, że Lwów jest miastem sowieckim. Nakazano mu zdjąć wszystkie polskie flagi, zakończyć patrolowanie przez żołnierzy AK, oddziały zgrupować w koszarach i złożyć broń.
Polski generał podpisał odpowiedni rozkaz dla Lwowskiego okręgu AK i na propozycję Gruszki odleciał 30 lipca do Żytomierza do sztabu 1 Armii Ludowego Wojska Polskiego do gen. Roli-Żymierskiego. Tam, w Żytomierzu, został aresztowany wraz z dowódcą okręgu tarnopolskiego płkiem Studzińskim i komendantem Lwowa płkiem Czerwińskim. 2 sierpnia dowództwo Lwowskiego okręgu, dowódcy poszczególnych oddziałów i urzędnicy polskiej administracji zostali zaproszeni przez sowietów na uroczystą kolację, na której aresztowano 32 osoby, pośród nich 4 kobiety.
Wszyscy zostatali osadzeni w więzieniu na ul. Łąckiego. Podczas rozpraw sądowych zapadły wyroki po 10-20 lat łagrów. 2 sierpnia wydano też ostatni rozkaz dowództwa lwowskiego AK o likwidacji Okręgu i zaproponowano żołnierzom AK wybór: wstąpienie do LWP lub internowanie przez sowietów. Większość odmówiła internowania, ale i tak trafiła do obozów w Rosji. Części udało się przedostać za San i dalej kontynuować walkę w jednostkach akowskich.
Już drugiego dnia po opanowaniu Lwowa rozpoczęła swoją działalność operatywna grupa Centralnego Komitetu Komunistycznej Partii (bolszewików) z Iwanem Gruszeckim na czele, której zadaniem było stworzenie sowieckiej administracji. Nowe władze zaczęły od nagrodzenia dowódców 1 Frontu Ukraińskiego za bojowe zasługi: marszałek Koniew, generałowie Leluszenko i Kuroczkin zostali „obdarowani” willami.
Jedna z willi należała wcześniej do syna Iwana Franki, Piotra, którego NKWD zamordowało w czerwcu 1941 roku… Niewiele lepiej potoczyły się losy zwykłych mieszkańców tych terenów. W styczniu 1945 roku przyjęto decyzję o wysiedleniu, przede wszystkim mieszkańców narodowości polskiej. W okresie od 1944 do 1952 wysiedlono też z terenów woj. lwowskiego około 203 tys. członków OUN, „kułaków”, „andersowców” i innych.
Wielu z tych „specprzesiedleńców” zmarło podczas tej akcji z głodu i chorób. 8 września 1944 roku w ramach umowy pomiędzy Polskim Komitetem Wyzwolenia Narodowego i rządem USRR o repatriacji ludności polskiej i ukraińskiej Polacy wyjechali na tzw. ziemie odzyskane, a Ukraińcy z terenów Łemkowszczyzny, Nadsania, Podlasia i Chełmszczyzny „repatriowani” zostali na Ukrainę. Na początek sierpnia 1946 roku – gdy to ogłoszono koniec „repatriacji” – z tych terenów przemieszczono około 480 tys. Ukraińców.
Około 5 tys. zginęło podczas akcji. Tym represjom nie ustępowały też represje, mające miejsce podczas akcji „Wisła” – przymusowego przesiedlenia ludności ukraińskiej, zamieszkującej Łemkowszczyznę, Nadsanie, Podlasie i Chełmszczyznę, którzy znaleźli się po stronie polskiej. Na tych terenach działały ugrupowania OUN-UPA, walczące z nową władzą.
Polacy zdecydowali rozwiązać problem poprzez przeniesienie ludności z terenów, zamieszkiwanych przez nich od wieków, na tereny, które zostały Polsce przyznane po konferencjach w Teheranie i Jałcie, a z których deportowano ludność niemiecką. Akcję tę prowadziły regularne jednostki Wojska Polskiego przy współpracy z władzami sowieckimi i czechosłowackimi. 3 sierpnia 1990 roku polski parlament osądził przymusowe przesiedlenie ludności, a w 2007 roku we wspólnym oświadczeniu Polska i Ukraina osądziły operację „Wisła”.
Wołodymir Syrotenko, Kurier Gailcyjski, 2016 r, nr. 19 (263)
Autor jest praprawnukiem ukraińskiego pisarza i wydawcy Pantelejmona Kulisza, prawnukiem autora hymnu Ukrainy „Ще не вмерли України ні слава, ні воля” Mykoły Werbyćkoho-Antiocha, wnukiem autora pieśni „За Україну, за її долю” Mykoły Woronoho, synem majora Armii Czerwonej Wasyla Syrotenki. Był profesorem historii średniowiecza. Zmarł w 2006 roku.
2 komentarzy
emeryt21
19 marca 2018 o 10:30Wiadomo, ze tak było. Komu jednak wiadomo ? Ilu Polakow uczylo się o tym na lekcjach historii w Polsce ?
Ja nie, ale cos tam wiem z opowieści ojca…
Przyznaje, ze moje dzieci już tego nie wiedza, bo uwazalem, ze im to niepotrzebne. I tak myslalo 99% Polakow z mego pokolenia a obecne pokolenie rodzicow już nic o tym nie slyszalo.
Napiszcie cos na ten temat….dziennikarze do gazet…
Wojt
7 maja 2019 o 09:23Historia jest bardzo przewrotna, Dziwimy sie ,jak mogl dojsc do wladzy Hitler.Tymczasem historia najnowsza dowodzi ,ze kazdy narod moze miec taki poziom frustracji i manipulacji ,ze wszystko staje sie mozliwe. Warto o tym pamietac „dumni Polacy”.