„Magnit”, ostatnia z wielkich prywatnych firm rosyjskich, została sprzedana bankowi WTB za sto trzydzieści miliardów rubli, czyli trochę ponad osiem miliardów złotych. W Polsce firma znana jest z tego, że każdego dnia kilkadziesiąt wielkich tirów z jej logiem przekracza naszą granicę w drodze po zachodnie towary.
W ciągu ostatnich sześciu lat dokonała się w Rosji istna rzeź prywatnego biznesu. Wymieniać można długo: Jukos, Eurosiet, Biłain, Mail.ru, Transaero, Basznieft, WSMPO, Awisma i wiele innych. Nie zostało już nic, co w ten czy inny sposób związane jest z Kremlem.
Na specjalnie zwołanej konferencji prasowej założyciel firmy Sergiej Galicki, przez zaciśnięte szczęki wycedził takie oto słowa: „Nadszedł czas zmienić coś w swoim życiu. To były dobre czasy i decyzja nie była łatwa. Stworzyłem tę firmę, lecz przecież nic nie jest wieczne. Inwestorzy widzą nieco inaczej jej przyszłość. Nie powinienem wstrzymywać tego procesu i jeśli inwestorzy chcą coś zmieniać, powinni to robić. Dalej „Magnit” rozwijał się będzie beze mnie”
Obserwatorzy i analitycy rynku rosyjskiego uważają, że zakup akcji przez bank jest tylko pierwszym etapem transakcji. WTB nie ma ani ochoty, ani możliwości zarządzać tak skomplikowanym imperium jakim jest sieć sklepów dyskontowych. Do tego potrzebne jest know how , które mają podobne firmy i z pewnością jedna z nich przejmie „Magnita”, zmieni markę i powiększy swój udział w rynku.
138 miliardów rubli za które „poszło” tak wielkie przedsiębiorstwo, to marne pieniądze. Jest to ledwie 14 procent rocznego obrotu, który wynosi 982 miliardy rubli (60 miliardów złotych). Do tego doliczyć, a raczej odjąć, należy 13 procentowy podatek dochodowy, który Galicki musi zapłacić. Niewiele więc mu zostanie po firmie, którą budował przez dwadzieścia pięć lat i doszedł do liczby 16 tysięcy sklepów!
Nie ma wątpliwości, że powodem sprzedaży nie była ani rozbieżność między nim a inwestorami, ani dwie zniżki kursu akcji w zeszłym roku. Galicki nie raz pokazał, że jest twardy i kryzys na rynku mu niestraszny. „Magnit” zajmował w rosyjskiej branży sklepów dyskontowych drugie miejsce i żaden z drobnych inwestorów nie podskakiwałby właścicielowi kontrolnego pakietu 29% akcji.
Gdyby rzeczywiście biznesmen tego formatu chciał pozbyć się interesu, to sprzedałby go po hucznej kampanii reklamowej i marketingowej ładnie opakowanego za kilka bilionów rubli.
W zachowaniu i słowach Galickiego na konferencji prasowej znać było ból po rozstaniu się z dziełem swojego życia. Świadczyło to o jednym: gdyby powiedział co innego, miał do wyboru albo apartament w Londynie, albo więzienie. A przecież jeszcze w zeszłym roku plotka głosiła, że jego pozycja jest nie do ruszenią, bowiem posiada na Kremlu mocną „kryszę”. Widać albo któryś z kremlowskich opiekunów osłabł, albo zmienił się system. Chyba raczej to drugi.
Sprzedaż „Magnita” wpisuje się w szerszy kontekst „rekonstrukcji” biznesu prowadzonej przez kremlowskie struktury Kreml. Na naszych oczach tworzy się system, który nazwać można zabezpieczeniem „pasywnych dochodów” władzy. Przykładem niech będzie branża deweloperska, której narzucono przymusowe ubezpieczenie w wysokości 1,5-3% wartości każdego zbudowanego metra kwadratowego. Prawo do ściągania tego haraczu przyznano tylko pięciu firmom. Oczywiście wszystko po to, aby zabezpieczyć się przed kanciarzami, którzy gdyby tych firm było więcej, z pewnością oszukaliby lokatorów. Tak przynajmniej twierdzi ustawodawca. Deweloperzy zaś mówią, że żaden z lokatorów na oczy nie zobaczył tego ubezpieczenia.
Wygląda na to, że na celowniku jest teraz branża budowlana, ale na każdego przyjdzie swoja kolej.
W podobny sposób władza zaczyna kanalizować i nadzorować wszystkie przepływy pieniężne. Wszystko to skończy się powrotem do karykatury gospodarki planowej, która będzie się nazywała dla niepoznaki gospodarką rynkową, bo działać w niej będzie jakieś trzydzieści firm.
Mamy tu więc twórczo zmodyfikowaną regułę z czasów komunizmu złotą zasadę, że czy się stoi, czy się leży… Tyle, że teraz korzystają z niej nie kołchoźnicy i proletariusze a kapitaliści na państwowych etatach.
Adam Tokariew
fot. CC BY-SA 3.0
3 komentarzy
Dzierżyński
1 marca 2018 o 12:49Dla nas to dobra nowina – bo ruskie się ekonomicznie zwijają (bez okradania ich elity nie potrafią egzystować), mamy więc szansę im odskoczyć ekonomicznie i cywilizacyjnie (pod warunkiem, że u siebie pozbędziemy się postsowieckich polityków i nadzorców).
Luk
1 marca 2018 o 23:33Mocno spadły ceny ropy i gazu a zatem dochody z tych surowców, więc kacapska bezpieka coraz mocniej okrada swoich obywateli.
max
2 marca 2018 o 00:28a mi się wydaje że putin kopiuje chińskie doświadczenia czyli całkowita kontrola państwa nad gospodarką a jeśli już prywatny właściciel to też całkowicie zależny od władzy tylko niestety dla rosjan nie ta skala,nie to społeczenstwo(niż demograficzny,nasilająca się ucieczka „mózgów”na zachód)
a i w samych chinach na tym etapie perspektywy rozwoju nie wyglądają kolorowo