Zwolennicy prezydent-elekt Mai Sandu protestowali przed parlamentem mołdawskim w Kiszyniowie. Żądali dymisji rządu i przeprowadzenia przedterminowych wyborów parlamentarnych.
W stolicy Mołdawii na ulicę w niedzielę wyszło ok. 20 tys. osób. Wcześniej do protestów wezwała Sandu, po tym gdy 3 grudnia parlament uchwalił ustawę, która przyznała kontrolę parlamentowi nad Służbami Informacji i Bezpieczeństwa, wcześniej podlegającymi prezydentowi.
Zwolennicy Sandu uważają, że ustawa miała na celu ograniczyć uprawnienia nowo wybranej prezydent. Uchwalona została bowiem przez zwolenników obecnego prezydenta Igora Dodona z frakcji parlamentarnej Partia Socjalistów Republiki Mołdawii.
Protestujący w Kiszyniowie wezwali także do tego, aby inauguracja Sandu odbyła się, nie jak zakładano 24 grudnia, a już 11 grudnia na posiedzeniu parlamentu, czyli dzień po tym gdy Sąd Konstytucyjny Mołdawii potwierdzi decyzję Centralnej Komisji Wyborczej.
Wiceprzewodniczący parlamentu o proeuropejskich poglądach Alexandru Slusari, który popiera Sandu, powiedział: – My nie możemy czekać do 24 grudnia. W przeciągu tych dwóch tygodni Igor Dodon zrujnuje cały kraj.
Sandu w przemowie na wiecu 6 grudnia wzywała do przedterminowych wyborów parlamentarnych. – Igor Dodon nie chce przyznać się do porażki. Jego celem jest wywołanie zamieszek i chaosu w kraju, w następstwie czego Mołdawia znajdzie się w międzynarodowej izolacji – mówiła prezydent-elekt.
Przypomnijmy, że 16 listopada ogłoszono wyniki drugiej tury wyborów prezydenckich, które wygrała prozachodnia Maia Sandu, wygrywając wysoko ze swoim konkurentem prorosyjskim Igorem Dodonem. Jedną z ważniejszych obietnic wyborczych Sandu było rozwiązanie problemu korupcji w Mołdawii. Po wygraniu wyborów Sandu zaczęła też domagać się od Rosji wycofania swoich wojsk z separatystycznego Naddniestrza.
Oprac. DJK, dw.com, newsmaker.md
Fot. youtube.com
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!