Aleksander Łukaszenko podkreśla szczególną rolę KGB w zapewnieniu bezpieczeństwa kraju. Podczas czwartkowego spotkania z szefem tej specsłużby Walerym Wakulczykiem stwierdził, że już sama nazwa – Komitet Bezpieczeństwa Państwowego, – najlepiej oddaje jej rangę i znaczenie.
«Wielu nas krytykuje za to, że pozostaliśmy przy starej nazwie KGB, określa mianem wsteczników. Ale już dzisiaj widzę, choć publicznie o tym nie dyskutuję z moimi kolegami, to dostrzegam, że oni mi zazdroszczą. A zazdroszczą nie dlatego, że jesteśmy wierni tradycji, choć to też jest bardzo ważne… Powiem tylko, że nie mamy się czego wstydzić.
Do nas – do czekistów, ciężko mieć jakieś zarzuty. Po pierwsze, byliśmy częścią systemu, ale i tak u nas na Białorusi haniebnych uczynków zawsze było mniej. Dlatego szczerze i otwarcie mówię – naprawdę nie mamy się czego wstydzić», – powiedział Aleksander Łukaszenka.
«Komitet Bezpieczeństwa Państwowego – to teraz najlepsza nazwa we współczesnym świecie. Można tę formację nazywać służbami, ale wobec tendencji, które obserwujemy na świecie, utrzymaliśmy nazwę, i jest ona bardzo, ale to bardzo aktualna. Gwarantujemy bezpieczeństwo państwowe na wszystkich kierunkach», – podkreślił białoruski prezydent.
Białoruś jest jedynym państwem poradzieckim, które po rozpadzie ZSRR utrzymało nazwę KGB dla swoich służb bezpieczeństwa. W samym Mińsku znajdują się trzy pomniki założyciela Czeki Feliksa Dzierżyńskiego. Ostatni został odsłonięty 18 grudnia 2012 roku. Ma 3,5 m. wysokości, został wzniesiony przed siedzibą Instytutu Bezpieczeństwa Narodowego. W jego odsłonięciu brał udział Walery Wakulczyk – szef białoruskiego KGB i Aleksander Bortnikow – dyrektor FSB Rosji.
Sam Aleksandr Łukaszenka nigdy nie ukrywał nostalgii za słynącą z okrucieństwa bezpieką. Każdego roku, w rocznicę utworzenia KGB składa życzenia emerytowanym funkcjonariuszom. Przy każdej okazji podkreśla, że formacja ta przejęła najlepsze tradycje policji bezpieczeństwa z pierwszych lat władzy sowieckiej. O bezprawiu, jakiego dopuszczała się na niewinnej ludności cywilnej nie chce nawet słyszeć. Potwierdza to choćby fakt, że po niemal 24 latach na fotelu prezydenckim, ani razu nie pofatygował się na podmińskie uroczysko Kuropaty, miejsca kaźni narodu białoruskiego, Polaków i Żydów, gdzie według historyków w masowych grobach może spoczywać nawet 250 tysięcy ludzi.
Co prezes IPN usłyszał w Mińsku nt. białoruskiej części Listy Katyńskiej
Kresy24.pl/belta.by/AB
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!