NATO zdecydowało, że ataki hybrydowe i sabotaż są powodem do uruchomienia Artykułu 5 dotyczącego zbiorowej obrony przed agresją.
Dokument końcowy ostatniego szczytu Sojuszu Północnoatlantyckiego w Waszyngtonie stwierdza, że operacje hybrydowe przeciwko jednemu z sojuszników mogą zostać uznane za atak zbrojny, co skutkuje uruchomieniem Artykułu 5 NATO.
NATO faktycznie utożsamia ataki sabotażowe i hybrydowe z atakiem na swoje kraje, zauważa publicysta portalu Gławred Jurij Romaniuk.
Co należy rozumieć przez sabotaż? Ataki na infrastrukturę krytyczną państw Sojuszu. Na przykład na bardzo ważne kable podmorskie (komunikacja internetowa i telefoniczna).
Według Romaniuka, całkiem możliwe, że Rosja już teraz minuje te kable na całym świecie, aby w godzinie X nagle zostawić NATO i całą Europę bez Internetu.
Przez ataki hybrydowe należy rozumieć cyberataki na obiekty infrastruktury krytycznej w krajach zachodnich. Mogą to być ataki na elektrownie jądrowe, takie jak Francja, Stany Zjednoczone, Kanada lub inne kraje. Takie ataki mogą doprowadzić do całkowitego paraliżu. Pozbawienie kraju prądu oznacza, że nie będzie działać nic, zwłaszcza komunikacja internetowa.
Jak zauważa publicysta Gławred, NATO całkiem słusznie zdecydowało, że przeciwstawienie się tym potencjalnym atakom może wiązać się z wykorzystaniem Artykułu 5 Sojuszu. Bo takie działania, z punktu widzenia zagrożenia, są niemal bezpośrednią agresją militarną.
W ciągu wszystkich 75 lat istnienia bloku Artykuł 5 NATO został właściwie użyty tylko raz – 11 września 2001 r. Ale w rzeczywistości nie można tego nazwać uruchomieniem artykułu, ponieważ wojska amerykańskie nie zostały wprowadzone w pełną gotowość bojową z użyciem broni.
Trudno zatem powiedzieć, jak mechanizm będzie działał w praktyce. Nikt nie może zagwarantować, że kraje takie jak na przykład Słowacja czy Węgry nie odmówią udziału w wojnie na rzecz NATO.
Jeśli jednak Rosja i Białoruś dopuszczą się agresji wobec korytarza suwalskiego, reakcja NATO będzie ostra.
Myślę, że w Sojuszu od dawna panuje konsensus co do stosowania art. 5 obrony zbiorowej w przypadku ataku na korytarz suwalski. Najbardziej prawdopodobnym scenariuszem rosyjskiej agresji na kraje bałtyckie i Polskę jest atak na to terytorium. NATO będzie gotowe na poważną decyzję – pisze Romaniuk.
Jego zdaniem Zachód rozumie niebezpieczeństwo ze strony Rosji i porozumienia takie jak rozmieszczenie w Niemczech amerykańskich rakiet Tomahawk, SM-6 i broni hipersonicznej dokładnie to potwierdzają.
Publicysta wskazuje, że jest to reakcja na rozmieszczenie przez Rosję rakiet zakazanych obowiązującym wcześniej Traktatem o siłach nuklearnych średniego i średniego zasięgu. To stary spór między Stanami Zjednoczonymi a Rosją, która od 2010–2011 r. produkuje, a nawet testuje swoje rakiety wbrew porozumieniu amerykańsko-rosyjskiemu.
Rosjanie zwiększyli liczbę swoich Iskanderów w obwodzie kaliningradzkim w pobliżu NATO, rozmieścili rakiety i jednostki wojskowe na Białorusi, a także grożą rozmieszczeniem na Białorusi kilku głowic nuklearnych małej mocy. I choć nie ma ostatecznego potwierdzenia rosyjskiej broni nuklearnej na Białorusi, Rosjanie straszą Zachód. Mówią, że jeśli NATO rzekomo zaatakuje Białoruś, to Mińsk będzie mógł w odpowiedzi użyć „własnej” broni nuklearnej.
Jednak wszyscy doskonale rozumieją, że Białoruś nie ma nic – wszystko jest w rękach Kremla i Putina. Przycisk nuklearny jest w Moskwie. I jest rosyjski, a nie białoruski. Łukaszenka jest tylko „piorunochronem” dla Putina.
Według zamysłu Moskwy, Łukaszenka miał być starym głupcem, który może użyć broni nuklearnej przeciwko NATO, jeśli go zaatakuje. A Putin jako ten dobry, który nikomu nie grozi i nie używa broni nuklearnej. Przekaz Putina miał być taki: Łukaszenka jest niebezpieczny i jeśli wycofacie wojska z krajów bałtyckich, porozmawiam z nim i być może zmieni zdanie.
Było to maskarada, którą na szczęście NATO już dawno przejrzało.
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!