Największy pływający dok jakim dysponowała rosyjska marynarka wojenna na morzach północy zatonął po spotkaniu… z jedynym rosyjskim lotniskowcem.
Czterech ludzi zostało rannych, jeden zaginął bez wieści. Incydent wydarzył się na zakończenie remontu lotniskowca „Admirał Fłota Sowietskogo Sojuza Kuzniecow” w stoczni remontowej oznaczonej kryptonimem Zakład 35. Dok należy do stoczni „Gwiazdeczka” znajdującej się w mieście Siewierodwińsk nad Morzem Białym, czterdzieści kilometrów na północ od Archangielska. Wszystkie rosyjskie źródła informujące o wydarzeniu podają, że doszło do niego w Murmańsku, należy więc przyjąć, że Zakład 35 jest murmańską filią siewierodwińskiej „Gwiazdeczki”, w której budowane są okręty podwodne o napędzie jądrowym, miedzy innymi sławny „Kursk”.
Podczas standardowej procedury zalewania doku wodą, aby okręt uzyskał pływalność, wystąpiła przerwa w dopływie energii elektrycznej. W rezultacie dok zaczął tonąć.
Według wstępnych ustaleń w okolicach Murmańska miało miejsce w tym czasie kilka wyłączeń prądu. Jednak jak utrzymuje lokalny operator sieci energetycznych „Rossieti”, w rejonie stoczni prąd nie był wyłączany. „Linie zaopatrujące podstacje zakładu pracowały w normalnym reżimie” – głosi stosowne oświadczenie, cytowane przez Agencję „Nowosti”.
Poszukiwania przyczyn awarii doprowadziły zatem śledczych do wewnętrznej sieci energetycznej Zakładu 35. Wstępna diagnoza brzmi następująco: „Prawdopodobnie dok nie posiadał wystarczających zabezpieczeń przed spadkami napięcia. W rezultacie przerwy w dopływie energii doszło do awarii urządzeń odpowiadających za napełnianie doku, co spowodowało awarię.”
Pewnym jest więc tylko to, że ktoś wyłączył prąd, ale jeszcze nie wiadomo kto.
Niewiadomych jest zresztą więcej. Z oświadczenia służb prasowych stoczni wiadomo, że podczas odholowywania okrętu z tonącego doku, na pokład zwalił się dźwig. Jednak w rezultacie uderzenia dziesiątek ton stali lotniskowcowi nic się nie stało. Pokład wytrzymał. Tak przynajmniej wyczytać można w oficjalnej informacji dla mediów. „Według wstępnych ocen do żadnych istotnych zniszczeń, mających wpływ na termin zakończenia remontu, nie doszło”. Anonimowi informatorzy, których zapytali dziennikarze nie podzielają tego optymizmu. Jakieś zniszczenia są i „w najbliższych dniach specjaliści ocenia rozmiar zniszczeń”.
W końcu głos zabrał Aleksiej Rachmanow, jeden z szefów stoczni, który oświadczył, że „na pokład upadł dźwig z wysokości 15 metrów i doszło oczywiście do uszkodzenia kadłuba i pokładu, na szczęście jednak, dotyczy to tych fragmentów, które nie są odpowiedzialne za funkcjonowanie jakichkolwiek istotnych mechanizmów okrętu. Powstała wyrwa o rozmiarach cztery na pięć metrów w miejscu, które można łatwo naprawić”.
Może i łatwo, tylko gdzie? Z dwóch doków do których mógł wpłynąć „Admirał Fłota Sowietskogo Sojuza Kuzniecow” jeden zatopiony w Murmańsku, a drugi znajduje się na wybrzeżu Pacyfiku.
Jedyny lotniskowiec rosyjskiej floty ma długą i ciekawą historię. Jego budowę rozpoczęto jeszcze w czasach sowieckich i nim wypłynął w pierwszy rejs kilkukrotnie zmienił swoja nazwę, bowiem historia była szybsza niż stoczniowcy. W każdym razie zaczął karierę jako „Leonid Breżniew”!
Częściej przebywał w stoczniach remontowych niż na morzach ku przerażeniu US Navy. Ostatni raz, w roku 2017, pojawił się na Morzu Śródziemnym, by wesprzeć rosyjską obecność w Syrii. Z tej niedalekiej w końcu podróży wrócił w takim stanie, że remont o którym piszemy miał zakończyć się w roku 2020. Po ostatnich wydarzeniach terminu tego będzie, jak widać, trudno utrzymać.
Z lotniskowca „Admirał Fłota Sowietskogo Sojuza Kuzniecow” nigdy nie było wiele pożytku i być może marynarka rosyjska wykorzysta ostatnie wydarzenie, do honorowego odesłania go na złom.
Dużo większą stratą wydaje się być zatonięcie doku PD-50. Był jednym z największych doków pływających na świecie. Zbudowano go w roku 1980 w Szwecji. Jego wymiary to: 330 metrów długości, 67 metrów szerokości, a wyporność 80 tysięcy ton. Oprócz „Admirała Fłota Sowietskogo Sojuza Kuzniecowa” służył do remontu okrętów podwodnych o napędzie jądrowym. Umieszczono w nim także wrak wydobytego z dnia morza „Kurska”. Wygląda na to, że teraz on sam będzie musiał zostać podniesiony z dna.
Adam Bukowski
4 komentarzy
Kocur
31 października 2018 o 14:48Może spieszyli się z robotą aby odpalić go na jakiś „prazdnik”, no i spaprali robotę. A może ruskich po prostu przerasta technika i nie są w stanie wyprodukować takiego sprzętu, z którego byłby jakiś pożytek.
Zibi no Angel
1 listopada 2018 o 07:26Nie zdążyły zaje..ć planów USS Ronald Reagan
marcin
3 listopada 2018 o 07:58Cała infrastruktura w Rosji pochodzi jeszcze z czasów ZSRR i właśnie zaczyna się powoli rozpadać ze starości.
Jędrzej
9 listopada 2018 o 14:43Wskazane by było częstsze powtórzenia tak spektakularnych operacji.