Mimo że przedmiotem uwielbienia w II RP byli przystojni aktorzy, atrakcyjne tancerki i piosenkarki, wśród kandydatów na mężów i żony poszukiwano cech zupełnie innych niż uroda. Do jakich mężczyzn wzdychały nasze prababcie? O jakich kobietach marzyli pradziadkowie? Kto był najlepszym kandydatem na męża oraz idealną wybranką na żonę? Odpowiedź można znaleźć w pożółkłych dziś czasopismach, w których ogłoszenia matrymonialne stanowiły dość istotną treść.
W czasach, gdy zamiast Internetu królowała tradycyjna korespondencja, a niezawodne gołębie pocztowe z powodzeniem zastępowały telefon komórkowy, najłatwiejszym, choć nie zawsze skutecznym sposobem na spotkanie drugiej połówki, okazywały się anonse towarzysko-matrymonialne. Dzięki nim zbolałe od samotności i „z braku znajomości” dusze miały możność poznać interesujących dżentelmenów i damy z różnych sfer.
Panowie z samochodami
Jaki typ mężczyzn był najbardziej pożądanym przez niewiasty? Zależy, z której strony na to popatrzymy, nie zawsze chodziło wyłącznie o szybki ożenek i założenie szczęśliwej rodziny, lecz dobrą, szampańską zabawę i jeszcze lepsze, doborowe towarzystwo.
„Dwie młode, inteligentne blondynki, poszukują znajomości z dwoma ciemnowłosemi, młodymi ludźmi w celu towarzyskim. Pierwszeństwo mają posiadający auto” – tak w połowie lat dwudziestych ubiegłego wieku opisywały swoje, można by rzec uniwersalne wymagania na łamach „Ilustrowanego Kuriera Codziennego” dwie krakowianki.
Inne, znudzone prowincjonalną idyllą, szukały zapewne bardziej artystycznych wrażeń: „Dwie młode istoty, którym los wetknął w ręce kaganiec oświaty, nie przyzwyczajone do monotonii wiejskiej, pragnęłyby listownej wymiany myśli z inteligentnymi i młodymi. Najchętniej widziani przystojni i zawołani tancerze. Zgłoszenie pisemne do Adm. Kuryera pod ‚Płomyk’ (dla brunetki), ‚Zefir’ (dla blondynki).”
A kolejna z ogłaszających się też jasno dawała do zrozumienia, na kim najbardziej jej zależy: „Blondynka z wyższym wykształceniem poszukuje towarzysza na przechadzki. Pierwszeństwo ma wojskowy”.
Spragnieni damskiego towarzystwa panowie też nie wysilali się na wyszukane słownictwo, choć z dzisiejszej perspektywy nawet tego typu anons brzmi szarmancko i z klasą:
„Która z eleganckich przystojnych sportsmenek chce spędzić mile czas w Krynicy-Zakopanem na saneczkowaniu etc. w towarzystwie eleganckiego, kulturalnego młodzieńca zechce odpowiedzieć pod „Saneczki” – pisał prosto z mostu jeden z nich, a inny zamożny obywatel tak opisywał swoje tęsknoty i pragnienia:
„Dyrektor banku, kawaler, lat 31, pragnie poznać pannę, wybitnie przystojną, muzykalną, najchętniej lwowiankę, z którą mógłby uczęszczać na koncerty i bale. Zgłoszenia pisemne do Adm. Kurjera pod „The International”.
Zdarzały się również szczere, oszczędzające poszukującym czas, anonse: „Stęskniony do życia rodzinnego, dobry chłopczyk lat 26, urzędn. instytucyi handl., pragnie dać wyrozumiałej, uczciwej niewieście, pedantce do lat 24, szatynce lub brunetce, zupełne zadowolenie życia, jednak dla wspólnego dobra, prosi o pożyczenie na rok 1.000 dolarów, ostatecznie 500 dolarów” – czytamy w jednym z numerów „IKC”,
zaś w „Tygodniku Małżeńskim” z maja 1914, jeden z mężczyzn nie pozostawił ani grama złudzeń, jakich kobiet nigdy nie będzie tolerował. „Kawaler w wieku średnim, niezależny, poszukuje osoby nie starszej nad 27 lat o łagodnym charakterze i sympatycznej powierzchowności dla zarządu domem i – towarzystwo. Osoby mające skandaliczną przeszłość mogą się nie fatygować. Tylko poważne oferty proszę nadsyłać do redakcji ul. Sienna 59, dla „Samodzielnego”.
Posag wymagany
Błędem byłoby jednak sądzić, że szpalty ówczesnych gazet zapełnione były miłośnikami niezobowiązujących zabaw i nic nieznaczących damsko-męskich flirtów. Zdecydowana większość ówczesnych ogłoszeń skupiała się bowiem na poszukiwaniach kogoś, z kim chciałoby się spędzić i dzielić resztę życia. Najlepiej w zapewniającym godne życie dostatku i będąc otoczonym prestiżem. W cenie byli więc mający stałą posadę urzędnicy państwowi, lekarze, właściciele kamienic czy ziemianie; mniej wymagające (lub raczej nie pochodzące z „dobrych domów”) panie poszukiwały leśników i innych fachowców. Dla większości z nich istotna była również – podobnie jak dziś – inteligencja, wykształcenie, uczciwość oraz dobre serce.
I w miarę duża gotówka: wygląd, wyznanie, to czy ktoś był rozwodnikiem lub wdowcem, a nawet dojrzały wiek był sprawą raczej drugorzędną. Panowie zaś marzyli o „poważnie myślących” pannach „towarzysko wyrobionych”, praktycznych i mających „zdrowe poglądy oraz wyższe zalety ducha”, posiadających „własną realność” czy „wyprawę i ładne mieszkanie” lub takich, które umożliwią „otwarcie interesu”; słowem – posiadających „odpowiedni posag”.
„Kawaler, żyd, inteligentny, towarzyski, młody, właściciel kamienicy w mieście powiatowym zagłębia naftowego, składającej się z wygodnego pomieszczenia i dobrze prosperującego interesu – ożeni się natychmiast z panną sympatyczną, uszczęśliwi ją. Posag wymagany. Poważne zgłoszenia pisemne do Adm. Kuryera pod „Dobra partya 17” – takiej treści anons nie należał do rzadkości.
„Panienka starsza, sierota, wesoła, bardzo przystojna, wyższego polotu ducha, gospodarna, posiadająca 3 tys. gotówki, 4 pokoje umebl., mieszkanie z kompl. wyprawą, nie mając znajomości panów a znużona samotnością, pragnie tą drogą poznać w celu matrym. pana od lat 38 do 50. Panowie szlachet. duszy na wyższych, samodzielnych stanowiskach ewentl. z kół oficerskich. Wdowiec z dzieckiem również mile widziany. Uprasza się oferty do niniejszego pisma pod 2371” – opisywała w 1926 roku na łamach „Kuriera Poznańskiego” swojej zalety, ale i wymagania pewna panna.
Nie było w tym nic dziwnego, że tak dokładnie wyliczyła materialne dobra – w tamtych czasach mało kto udawał, że pieniądze są sprawą drugorzędną, a miłość to podstawa udanego, szczęśliwego związku.
„Kawaler naturalnie, nie bardzo młody urzędnik etatowy, mający 1000 rb z kopiejkami rocznie, ożeniłby się z niewiastą inteligentną, do lat 35, mającą również około 1000 rb. stałego utrzymania (magazyn mód, kapeluszy lub też inny uczciwy zakład) pożądane przymioty: tusza średnia, twarz pociągła, nos z garbkiem. Adres: Filja Tyg. Małż. „Okazicielowi trzyrublówki Nr 599606” – ogłaszał się w kwietniu 1914 roku pewien jegomość w „Tygodniku Małżeńskim”.
A kolejny stanu wolnego w tym samym, czwartym numerze zapewniał: „Kawaler lat 34, monter mechanik, pensja 1920 rocznie, słusznego wzrostu, inteligentny, (z braku znajomości) pragnie ożenić się z panną lub młodą wdową o sympatycznej powierzchowności, z posagiem od 5 tys. rub., ponieważ sam tyle zaoszczędził. Traktuję serjo, dyskrecja, na anonimy nie odpowiadam. Adresować proszę Red. Tyg. Małż. Nowo-Sienna 3, dla „W.W. Ubezpieczonego”.
Poszukujący prawdziwej, jedynej w swoim rodzaju miłości, rzadko gościli w rubryce matrymonialnych ogłoszeń. Anonse typu: „Źle jest mi samej na świecie i oto dlaczego pragnę znaleźć wśród wiru labiryntu ludzkiego duszę pokrewną” należały do zupełnej rzadkości. Dla większości ogłoszeniodawców liczył się majątek, niezła pensja i posiadane nieruchomości. Czy był to brak hipokryzji, zdroworozsądkowe podejście, a może gra w otwarte karty? A owijanie w bawełnę i czułe słówka były zupełnie nie na miejscu…?
Artur KRASICKI
Dziennik Kijowski nr Nr 8 (471) kwiecień – maj 2014
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!