Ihor Mosijczuk z Parii Radykalnej został wyprowadzony z parlamentu w kajdankach przez specjalny oddział SBU „Alfa”. Wcześniej pozbawiono go immunitetu. Przed głosowaniem deputowanym pokazano nagranie, na którym Mosijczuk obiecuje rozmówcy, że za 100 tys. hrywien będzie ochraniać jego biznes.
Mosijczuk nie przyznaje się do wzięcia łapówki. Twierdzi, że nagranie zostało sfabrykowane przez SBU na zlecenie władz, które obawiają się ujawnienia przez niego wiedzy o wydarzeniach, jakie miały miejsce 31 sierpnia przed Radą Najwyższą, kiedy jeden z członków batalionu „Sicz” rzucił granat w stronę sił porządkowych, w wyniku czego zginęło dwóch milicjantów, a kolejnych kilkunastu zostało rannych. Przekonuje, że ma wiedzę o tym, iż zamachowiec odwiedził dzień wcześniej biuro administracji prezydenta Poroszenki. Domaga się wyjaśnienia w jakim celu tam poszedł i kto go zaprosił.
Według Mosijczuka wydarzenia związane z pozbawieniem go immunitetu nabrały tempa po tym, jak publicznie zarzucił prokuratorowi generalnemu winę za zaginięcie materiałów w sprawie zabójstwa Georgija Gongadze.
Dziennikarz gazety internetowej „Ukrainska Prawda” Georgij Gongadze, który tropił korupcję na najwyższych szczeblach władzy, zaginął we wrześniu 2000 roku. Dwa miesiące później jego pozbawione głowy ciało odnaleziono w lesie w okolicach Kijowa. Na opublikowanych w tym samym roku nagraniach wykonanych przez ochroniarza ówczesnego prezydenta Leonida Kuczmy, Mykołę Melnyczenkę, słychać, jak prezydent mówi, że należy pozbyć się Gongadzego. Śmierć dziennikarza nie została do dziś do końca wyjaśniona.
https://www.youtube.com/watch?v=_8hFQ7UJgqE
Kresy24.pl
1 komentarz
Tengu
21 września 2015 o 19:13Ale spasiona świnia, teraz jego rodzina jest szczęśliwa, po aresztowaniu… państwo musi go żywić!