Czego dowiedzą się turyści z Polski, którzy odwiedzą nowo powstałe muzeum Wielkiej Wojny Ojczyźnianej w Mińsku? Czy znalazła sie w nim choćby wzmianka o polskich oficerach zamordowanych w Katyniu decyzją politbiura, a może łukaszenkowska propaganda uznała, że wystraczy ekspozycja poświęcona tragedii w Chatyniu?
Michaił Skobła z Radia Svoboda rozmawiał byłym sowieckim partyzantem i weteranem wojennym, dziś lekarzem emerytem Iwanem Daniłowem, który z dumą opowiada, że nigdy nie uczestniczył w wojskowych paradach z okazji Dnia Zwycięstwa. On sam o wojnie wie sporo, napisał o niej siedem książek.
– Nowe muzeum rzeczywiście pokazuje tylko połowę prawdy…. Kiedyś zapytałem pracującego tam historyka, dlaczego nie pokazujecie, jak Stalin przed wojną Komunistyczną Partię Zachodniej Białorusi i Zachodniej Ukrainy pogonił, jak wcześniej przygotowywał się do podpisania porozumienia z Hitlerem? Gdy w piwnicach NKWD rostrzeliwano antyfaszystów. O Chatyniu muzeum wspomina, a o Katyniu? Mogliby przynajmniej umieścić na ekspozycji decyzję Biura Politycznego KPZR (b) o zagładzie 25 tysięcy polskich oficerów.
Po wyjściu z muzeum, spotkałem turystów z Polski, poprosiłem, żeby opowiedzieli mi o swoich wrażeniach, i wiecie co od nich usłyszałem, powiedzieli mi: „To jest muzeum kłamstwa”. Ja osobiście uważam, że jest tam wiele wspaniałych eksponatów, dlatego powiem, że jest to muzeum półprawdy
Gdzie więc szukać prawdy o wojnie?
– W książkach Wasyla Bykowa – odpowiada Daniłow. – Jak on pisał – tak i było, a nie tak jak to przekazywała i nadal przekazuje sowiecka i postsowiecka propaganda. Moje wrażenia o wojnie są tylko negatywne, tyle krwi przelanej…
Kiedy amerykański generał Eisenhower zapytał marszałka Żukowa: „Jak przejść przez pola minowe? Żukow powiedział: „Przodem puszczamy piechotę, a później już czołgi”. Tak to generalicja traktowała zwykłych żołnierzy. Bykow pisał o tym. Zresztą – lepiej od niego nikt o wojnie nie napisał…
– Gdzie stacjonowały pańskie oddziały partyzanckie?
– Koło kanału Dniepr-Bug. Nasz teren był między Prypecią i kanałem. Kontrolowaliśmy też odcinek kolejowy Homel- Brześć. Byłem zwiadowcą, dobrze znałem podejścia do torów, chodziłem razem grupami, które je wysadzały.
Na Polesiu działały różne grupy partyzanckie, nie tylko sowieckie. Spotykaliście się czasem?
– W naszej brygadzie był oddział im Tadeusza Kościuszko, miał propolską orientację. Gdy w 1943 roku, po bitwie pod Kurskiem, nastąpił punkt zwrotny w wojnie, a Armia Czerwona wzięła odwet, przeszła do ofensywy, to przyszedł rozkaz, aby oddziały Armii Krajowej traktować jako wrogie. Wtedy oddział im. Kościuszki natychmiast opuścił naszą brygadę i przeniósł się na Grodzieńszczyznę. Był jeszcze jeden problem.
W naszym regionie często dochodziło do starć między AK i UPA. Były walki, wiele słowiańskiej krwi się polało.
Pamiętam jak dwóch księży i wielu Polaków uratowaliśmy z rąk UPA.
Ale muszę powiedzieć, że Armia Krajowa też zgubiła wielu niewinnych ludzi, nauczycieli i pracowników administracji cywilnej. Próbowała tego samego na Ukrainie, ale tam spotkała się ze zdecydowanym oporem. Ukarińcy – nie są taj jak pokojowi Białorusini. Byłem w sowieckiej partyzantce – w brygadzie im. Mołotowa.
– W tym roku udało mi się odwiedzić trzy wioski spalone przez sowieckich partyzantów, w rejonie mostowskim, w Borkach i Bule w rejonie iwacewickim. A w waszym rejonie partyznci nie walczyli z własnym narodem?
– W jednej z książek napisałem o jednej z takich wiosek- Koniuchy – na białorusko – litewskiej granicy. Partyzanci oskarżyli wieśniaków, że ci pomagali Armii Krajowej, spalili wioskę a 36 jej mieszkańców rozstrzelali. W naszej brygadzie był oddział specjalny , który zajmowal się podobnymi sprawami. Na przykład, we wsi Jaźwiny została zabita rodzina Saliwończyk, w tym dwoje dzieci, tylko za to, że głowa rodziny pracował za Niemców jako agronom. Stało się to za wiedzą komendantury. Partyzanci z tego oddziału zastrzelili także jednego Ukraińca, który ukrywał się przed mobilizacją do UPA, podejrzewając go o szpiegostwo.
– Istnieje taka opinia, że partyzanci prowokowali Niemców do operacji represyjnych, odwetowych w wioskach. Co Pan o tym sądzi?
– Takie prowokacje miały miejsce. Ich celem było przyciągnięcie jak najwięcej ludzi do partyzantki. A do 1942 roku nie było aktywnej partyzantki. Opowiem wam pewną historię. W rejonie Iwanowskim w czasie ślubu został zabity przez okno obecny tam niemiecki oficer. Niemcy okrążyli wieś. Ludzie mówili im: „to jest prowokacja, wiemy, kto to zrobił, znamy go, sami go znajdziemy”. Ale Niemcy odpowiedzieli: „czekamy na rozkaz z Pińska”. A rozkaz stamtąd przyszedł następujący – „całe wesele rostrzelać…”.
Niemcy z jakiegoś powodu dziwnie się zachowywali w sytuacjach takich prowokacji. Nic dziwnego, że Stalin kiedyś powiedział: „To dobrze, że Niemcy są tacy głupi”. Niemcy, na przykład, wkrótce po wybuchu wojny aresztowali Stepana Banderę i trzymali go w obozie koncentracyjnym do 1944 roku.
– Jak twierdzi historyk Jurij Turonok, tylko w jednym okręgu Słonimskim partyzanci spalili 40 szkół białoruskich. Dlaczego szkoły palili?
– Taki rozkaz przyszedł – palić wszystkie szkoły, żeby Niemcy nie mogli wykorzystywać ich jako koszary. Rozkaz, moim zdaniem, głupi. Myślę, że wydał go Ponomarenko. My także paliliśmy wszystkie szkoły. A jeśli nauczyciel nie zgodził się pójść do lasu, partyzanci mieli pozwolenie żeby go zabić.
– Ale o takich historiach nie pisze gazeta „Biełaruś Sewodnia”, nie mówi białoruska telewizja. Tam już od kilku miesięcy wybrzmiewają stałe fanfary, tak samo jak w czasach sowieckich, mitologizacja?
– Propagandzie potrzebne są mity, a nie prawda. Przykład dobrze wam znanej z czasów szkolnych Zoji Kosmodziemiańskiej. Ona była chora psychicznie, powiedział mi to w wielkie tajemnicy jeszcze w latach 60. profesor psychiatrii Skugarewski. Chorą Kosmodziemiańską, która przed wojną leczyła się w psychaitryku, w srogą zimę wysłali, żeby spaliła domy pod Moskwą, w których ukrywali się przed mrozem nie tylko Niemcy, ale także cywile, którzy ostatecznie aresztowali podpalaczkę. Nie Niemcy ją aresztowali, ale Rosjanie – mieszkańcy tych domów- jak szaloną podpalaczkę. Ot taka była bohaterka, ale jak ją uwielbiała propaganda sowiecka!
– Na ulicach Białorusi często można spotkać georgijewską wstążeczkę, pomimo faktu, że władza nie wykorzystuje jej oficjalnie w dekoracjach świątecznych. O czym to świadczy?
Kreml skalał i georgijewskie wstążki, które teraz są postrzegane jako przejaw agresji rosyjskiej.
– To pokazuje, jak wielki wpływ ma na naszych ludzi natrętna rosyjska propaganda, to jest po prostu porażające jak Kreml chce podnieść swój prestiż za pomocą wstążeczki, gdy tyle zła spowodował swoją agresją na Ukrainie! Pamiętam, jak kiedyś pewna starsza wierząca kobieta powiedziała: „Komuniści splugawili cerkiew”. Tak więc moim zdaniem, Kreml skalał i wstążki georgijewskie, które teraz postrzegane są jak przejaw agresji rosyjskiej.
-70 -lecia Zwycięstwa zjednoczona Europa nie świętuje z Rosją, choć nie wszyscy przywódcy zignorowali zaproszenie Putina, by wziąć udział w paradzie w Moskwie. Po czyjej jest pan stronie w tej globalnej konfrontacji?
Ja jestem po stronie prawdy. A prawda jest taka. Byłem swego czau w USA i pytałem tamtejszych weteranów, dlczego nie świętują ani 8, ani 9 maja jako dnia zwycięstwa nad faszystowskimi Niemcami, dlaczego nie świętują zwycięstwa nad Japonią? I tacy sami jak ja weterani odpowiedzieli mi, że nie chcą być podobni do dzikusów, którzy stracili połowę swoich wojowników, a potem skaczą przy płonącym zwycięskim ognisku. Wojna, to problem nie tylko tych którzy przegrali, ale również zwycięzców.
Nasze imponujące uroczystości potrzebne są tylko dla celów propagandy. Teraz tych „nocnych wilków” nie wpuścili do Polski a Moskwa lamentuje. A dla Polaków – te 50 powojennych lat oznaczało dokładnie to samo co niegdyś 150 lat pod panowaniem Imperium Rosyjskiego – okres niewolnictwa i okupacji.
– Ma pan odznaczenia wojenne – order wojny ojczyźnianej I stopnia, medal „za zasługi bojowe”, i „partyzanta wielkiej wojny ojczyźnianej”.
Dlaczego nie uczestniczy Pan w oficjalnych obchodach?
– Nikt mnie tam nie zapraszał. Ani razu nie uczestniczyłem w tych obchodach. Organizatorzy obchodów rocznicowych, być może nie wiedzą o moim istnieniu, jestem zwykłym weteranem, nie generałem czy pukownikiem. Wprawdzie niedawno otrzymałem od państwa 8 mln. rubli – z okazji Dnia Zwycięstwa, może wydam za to kolejną książkę….
3 komentarzy
macko
5 maja 2015 o 13:07Czytać wywiady z takimi ludźmi to czysta przyjemność. Przynajmniej można się dowiedzieć jak to naprawdę wyglądało, zamiast czerpać informacje z przejakrawionych historyjek internetowych.
Frodo
7 maja 2015 o 00:47Tam półprawda, manipulacja jak w tamtym świecie. A z drugiej strony czy Polacy muszą tam jeździć i zasilać ich budżet?
ryszard
20 października 2019 o 20:51Tak , powinnismy jezdzic na Białorus. Kieys tworzylismy wspolne panstwo Biołurus i Polska