Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow powiedział, że nie ma planów odwołania dekretu Władimira Putina o „częściowej mobilizacji” w całej Rosji.
Dodał, że liczba zmobilizowanych nie może przewyższyć 300 tysięcy, bo taka dokładnie liczba jest w dekrecie Putina.
Pieskow zwykle kłamie, a liczba do zmobilizowania została w dekrecie utajniona, nie wiadomo więc jak jest naprawdę. W każdym razie, widać rozdźwiek między władzą Moskwy a władzą całej Rosji. Jak pisaliśmy, wczoraj mer Moskwy Siergiej Sobianin oświadczył, że dziś zamykają się wszystkie punkty dla mobilizacji do wojska. Sobianin powiedział, że to dlatego, że Moskwa już spełniła wymagane kwoty rezerwistów w ogłoszonej miesiąc temu przez Putina „częściowej mobilizacji”. De facto mobilizacja była pełna – wcielano do wojska siłą kogo się dało, setki tysięcy Rosjan uciekło przed mobilizacją. Zresztą, wiele wskazuje na to, że Kreml planuje ogłosić kolejne fale mobilizacji. 3 dni temu Putin powiedział, że mobilizacja zakończy się 3 tygodnie. Jednak jak wiadomo słowa Putina są nic nie warte. Putin twierdził, że planowano powołać 300 tysięcy rezerwistów (w rzeczywistości wielu z nich nie było nawet rezerwistami), a powołano 222 tysiące.
Sobianin jako „tylko” mer Moskwy w zasadzie nie ma nic do powiedzenia w kwestii mobilizacji w Moskwie, bo to nie należy do jego kompetencji. Jednak lokalne władze mają za zadanie pomagać przy przeprowadzaniu mobilizacji wojsku. Zamykanie punktów poborowych, o ile rzeczywiście zostanie zrealizowane, może spowolnić mobilizację w stolicy. Choć i tak wojsko i policja wynajmują nawet bezdomnych, żeby wręczali powołania do wojska, mobilizacja w całej Rosji odbywa się też bowiem w postaci „łapanek” na ulicach.
Putin roznieca gigantyczną wojnę między dwiema elitarnymi grupami na Kremlu
Oprac. MaH, twitter.com
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!