28 października odbyło się we Lwowie spotkanie Klubu Galicyjskiego poświęcone dziennikarstwu. Rozmawiano o misji zawodu, o wypaczeniach współczesnego dziennikarstwa i o współpracy dziennikarzy polskich i ukraińskich.
O współczesnym dziennikarstwie i stosunkach polsko-ukraińskich na tym polu dyskutowali (z całą relacją ze spotkania można zapoznać się tu) Andrzej Klimczak z rzeszowskiego oddziału Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich oraz dr Wasyl Rasewycz, ukraiński historyk i publicysta. Spotkanie prowadził Wojciech Jankowski, redaktor Kuriera Galicyjskiego i Radia WNET.
W ocenie dr. Rasewycza media na Ukrainie są w rękach oligarchów, którzy dyktują, co i jak ma się w nich ukazywać. Problemem ukraińskiego dziennikarstwa jest również niski poziom wykształcenia dziennikarzy. Ukraińscy dziennikarze mają braki w wiedzy historycznej, często mylą wydarzenia i fakty. Czy działają tak z własnej woli? Nie wiadomo. Nie znają ponadto języków. I tak np. lwowscy dziennikarze wiedzę o wydarzeniach w Polsce czerpią z prasy kijowskiej, która, z kolei, opiera się na mediach rosyjskich. Co z tego wynika, wiadomo – komentował Wasyl Rasewycz.
Polska prasa też bazuje w niektórych przypadkach na mediach rosyjskich – mówił Rasewycz, wskazując na przykład wypromowanego przez rosyjskie media Prawego Sektora, który jest – jak podkreślił ukraiński publicysta- organizacją marginalną. Niemałą rolę odgrywają te polskie media, które „tworzą” wywiady z takimi osobami jak syn Romana Szuchewycza, Jurij, czy nieznany nikomu Skoropadzki, rzecznik Prawego Sektora (faktycznie jest to obywatel Rosyjskiej Federacji). Stosują te praktyki m.in. Gazeta Wyborcza, czy Rzeczpospolita. I tu jest zadanie dla dziennikarzy ukraińskich, którzy powinni tego rodzaju materiały wyjaśniać. Sprzyjać temu powinny wzmożone kontakty między dziennikarzami naszych państw – uważa Wasyl Rasewycz.
W dyskusji obecny był wątek kreowania pamięci historycznej w stosunkach polsko-ukraińskich. – Możemy mieć różne poglądy na historię i rolę, jaką odegrały w niej różne formacje, ale uważam, że w interesie Ukrainy jako państwa i w interesie społeczeństwa ukraińskiego jest to, żeby zmienić [obecną] politykę historyczną, która musi konsolidować społeczeństwo a nie je dzielić – powiedział Rasewycz.
Październikowe potkanie Klubu Galicyjskiego było swego rodzaju hołdem oddanym przedwojennemu dziennikarstwu we Lwowie. W prelekcji historycznej, która była wstępem do spotkania, dr. Piotr Szopa z rzeszowskiego IPN-u przytoczył interesujące fakty, nieznane obecnie nawet historykom. Prelegent zaznaczył, że historia lwowskiego dziennikarstwa z lat 1918–1939 jest na tyle bogata, że stawia Lwów w czołówce dziennikarstwa odrodzonej Rzeczypospolitej: ponad 1000 tytułów prasowych, 37 tytułów prasy religijnej, nakłady pism codziennych po 60 tys., a np. pisma dla pięciolatków – 40 tys. Z kolei audycja „Wesołej lwowskiej fali” zbierała przy odbiornikach w całej Polsce około 6 mln słuchaczy! Piotr Szopa przedstawił również sylwetkę ostatniego spikera Polskiego Radia Lwów w 1939 roku – Władysława Żebrowskiego, który jako były wojskowy nadawał komunikaty do ostatniej chwili działania rozgłośni.
Spotkania Klubu Galicyjskiego są finansowane w ramach sprawowania opieki nad Polonią i Polakami za granicą przez Senat Rzeczypospolitej Polskiej za pośrednictwem Fundacji Wolność i Demokracja. Ostatnie zbiegło się z wizytą we Lwowie dziennikarzy rzeszowskich, którzy tradycyjnie w przededniu 1 listopada odwiedzają Cmentarz Łyczakowski i porządkują groby spoczywających tam przedwojennych dziennikarzy.
Kresy24.pl/Kurier Galicyjski (HHG)
6 komentarzy
krogulec
31 października 2017 o 11:23To nowi banderowcy sponsorowani przez Moskwę chcą skłócić Polskę z Ukrainą, a Ukraina śpi.
Mike
31 października 2017 o 13:27Dla oligarchów ukrainskich taki układ jest wygodny. To oni stoją za polityką układania się z Rosją i jednoczesnym wyciąganiu kasy z Unii. Taki balans na dwóch frontach.
observer48
31 października 2017 o 17:13Zgadzam się na 100%, bo na bieżąco śledzę ukraińskie portale anglojęzyczne. Dobrze się prezentują, a wszystko na nich jest pisane niezłą angielszczyzną. Na Zachodniej Ukrainie osób władających nawet bardzo ograniczonym angielskim jest jak kot napłakał, nawet wśród młodych i wykształconych. W większości lwowskich hoteli, czy restauracji osoby potrafiące co nieco dukać w tym języku można policzyć na palcach u rąk. Na moje pytanie zadane mówiącemu płynnie po polsku kierownikowi jednego z luksusowych hoteli dlaczego nie organizuje dla personelu stykającego się z klientami lekcji podstawowego angielskiego odpowiedział, że mówiący po angielsku dawno wyjechali z Ukrainy na Zachód, a niemal 50% gości to Polacy.
Bez grubych milionów dolarów ukraińskich oligarchów takie portale, jak Euromaidan Press, Unian, czy Kyiv Post nie miałyby racji bytu nawet przez miesiąc. Ukraińscy oligarchowie dmuchają z kacapami i szkopami w tę samą trąbę, a przy tym są wrogo ustosunkowani do Polski, którą traktują jako zawór bezpieczeństwa redukujący horrendalny poziom bezrobocia na Ukrainie. Podsycają oni celowo kult Bandery, Szuchewycza i innych banderowskich zbirów, bo dzielą oni samych Ukraińców, a podzielony naród łatwiej bezkarnie okradać i łatwiej nim rządzić.
sasha s urałmasha
3 listopada 2017 o 21:53Ich media w ręku oligarchów, a nasze w rękach niemieckich. Co lepsze?
observer48
4 listopada 2017 o 21:21@sasha s urałmasha
Nasze to znaczy czyje? Polskie media niedługo wrócą w polskie ręce, bo projekt PiS ustawy medialnej dopuszcza udział obcego kapitału nie większy, niż 15% w polskich mediach licencjonowanych na terytorium RP.
observer48
5 listopada 2017 o 05:37@sasha s urałmasha
Polskie media niedŁugo przejdą w polskie ręce po uchwaleniu przez sejm nowej ustawy medialnej ograniczającej udział obcego kapitału w jakichkolwiek mediach licencjonowanych w Polsce do 15%, a ukraińskie nadal będą tubą tamtejszych oligarchów-kleptokratów.