„Mam taki charakter, że nie lubię się godzić. A nawet jak się pogodzę z kimś po większej awanturze, to potem i tak pozostaje mi niesmak. Jest kilka takich osób w moim życiu, z którymi już nigdy nie porozmawiam i zrobię wiele, żeby ich nie spotkać.” Swoimi refleksjami ma temat relacji polsko – ukraińskich opartych o zaszłościach historycznych podzieliła się z „Monitorem Wołyńskim” Ewa Mańkowska z Ukraińsko – Polskiego Sojuszu imienia Tomasza Padury w Równem.
„Wiem po prostu, że to ja mam rację i jestem na milion procent przekonana, że to ja poniosłam w danej sprawie większe straty niż mój przeciwnik” – ironizuje Mańkowska.
Dalej pisze:
„I nie chce mi się nikomu tego udowadniać ani przedstawiać listy szkód.
Ja to wiem, w moim mniemaniu Bóg to wie i to mi całkowicie wystarcza. Trzymam w sobie swoją prawdę w sercu i wiem, że zwycięstwo moralne było, jest i będzie po mojej stronie. Wcale nie chce mi się godzić, ani jednać («przez trudną pamięć»). I nie chce mi się też swoich krzywd obwieszczać «urbi et orbi» ani grzebać w nich z perwersyjną przyjemnością.
Przecież ja i cały wszechświat wiemy, że to ja byłam ofiarą, a tamten katem. Mogę też domniemać, że strona przeciwna myśli tak samo jak ja. I jest tak samo przekonana do swoich racji. I wiem instynktownie, że jeśli ma również silny charakter jak ja, to zdania swojego nie zmieni, choćbym jej przytoczyła cyfry, pokazała zdjęcia i niezbite dowody.
Zatem dowodzenie swego wydaje mi się stratą czasu i marnotrawieniem energii. Tak sobie żyję i jest mi z tym dobrze. Mam tu na Ukrainie wielu przyjaciół i czuję się tu bardzo bezpiecznie. Jednocześnie buduję sobie własne życie.
Uwielbiam je i jestem w nim szczęśliwa. Otaczam się ludźmi, którzy mnie inspirują i od których mogę się czegoś nauczyć. Tych, co mi zaszli za skórę zostawiam, bo życie toczy się dalej w obojętności do tego, co ja tam sobie w środku czuję czy nie czuję. Zastanawiam się, czy jest to możliwe na wyższych szczeblach?
Czy obywatele, politycy i państwa mogą żyć dalej bez przebaczenia, ale jednocześnie konstruktywnie budować swoje relacje i wspólną przyszłość? No bo jeśli chodzi o nasze dwa to raz już sobie przebaczyliśmy. Zatem widać, że to nie o przebaczenie tu chodziło. Ale widać, że mało nam było, więc proces pojednania i trudnego (jak się to podkreśla) dialogu trwa.
Oglądałam ostatnio huczne obchody rocznicy Rzezi Wołyńskiej. Dożyliśmy czasów, że nasi prezydenci obchodzą je osobno i szukają porozumienia też osobno. Jeden szuka w Łucku, a drugi w Sahryniu. Szczerze Wam powiem, że tak się zmęczyłam tym naszym polsko-ukraińskim jednaniem, że musiałam zmieniać kilkakrotnie kanały telewizyjne.
Na szczęście, kiedy my się godziliśmy przez trudną pamięć i wyliczanie strat, do Tajlandii zjechało się 1000 ludzi z różnych stron świata, żeby uratować więzionych pod ziemią ludzi. 19 z nich weszło kilometr pod ziemię i wyciągnęło stamtąd 12 tajskich dzieci i ich opiekuna. Kiedy my się konsekwentnie i cierpliwie godziliśmy, świat zdawał w tym czasie trudny egzamin. Zdał na ocenę celującą. Nam na razie wypada mierna.”
Ewa MAŃKOWSKA, Ukraińsko-Polski Sojusz imienia Tomasza Padury w Równem
Monitor Wołyński № 14 (214) 19.07.2018
4 komentarzy
Irek
29 września 2018 o 21:34….Zatem dowodzenie swego wydaje mi się stratą czasu i marnotrawieniem energii…..zaiste, doczytałem do końca i było to „stratą czasu i marnotrawieniem energii”
tagore
29 września 2018 o 23:35jakoś nie widać mojego wpisu?
abdullah
30 września 2018 o 22:06Ja Polak przeprasam naszych braci Ukraińców, że mordowali naszych przodków. Czy o to pańci chodzi? Czy mam jeszcze przyklęknąć i błagać zanosząc się żalem o przyjaźń z naszymi odwiecznymi braćmi?
tagore
1 października 2018 o 09:38Autorce dedykuję ostatnie wyczyny „dzieci Bandery” czyli C14 na Ukrainie.To najlepszy komentarz do tekstu Pani Mańkowskiej