Przed wojną adepci słynnej na całą Polskę lwowskiej szkoły kasiarzy byli znani z finezji i precyzji. Ich ukraińscy następcy wykazali się brawurą i niepospolitą siłą fizyczną. Ale też poszli… vabank!
Do kantoru przy ulicy Kopernika zuchwali złodzieje dostali się nocą, przez okno na pierwszym piętrze. Złoczyńców było trzech, co zarejestrowały kamery monitoringu. Weszli na daszek, wybili okno. W środku była krata, którą błyskawicznie wycięli piłą spalinową.
I dosłownie w ciągu kilku minut wynieśli z pomieszczenia niemal stukilogramowy, stalowy sejf. Opuścił on budynek tą samą drogą, którą dostali się doń przestępcy.
Hałas i huk słyszeli niemal wszyscy mieszkańcy budynku, jednak nikt nie nadał mu większego znaczenia. Dopiero nad ranem dowiedzieli się o szczegółach – od milicjantów i pracowników kantoru.
– Sejf wyrzucili przez okno i wywieźli podwórkami – odtwarzał przebieg wydarzeń starszy kasjer Mychajło Tracz. A w sejfie było ponad pół miliona hrywien.
Udało im się, mimo że kantoru pilnowało prywatne biuro ochrony. Gdy włączył się alarm, jej pracownicy przyjechali na miejsce. Tyle tylko, że nie mogli dostać się do środka, bo rabusie, którzy uciekli przez okno najpierw zabarykadowali od wewnątrz drzwi wejściowe.
– Jest nawet możliwe, że działali jeszcze wtedy, kiedy ochrona już tam była – nie wyklucza szef lwowskiej milicji Serhij Ziubaczenko. Sama milicja rozpoczęła poszukiwania złodziei ze sporym opóźnieniem, bo zdezorientowani ochroniarze zgłosili fakt włamania dopiero po godzinie.
Poszukiwania zuchwałych rabusiów trwają.
Kresy24.pl/tsn.ua
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!