11 września na Białorusi odbyły się wybory parlamentarne, które od 1996 roku, nigdy nie zostały uznane na Zachodzie. Tradycyjnie, listę posłów sporządził sam prezydent z wyprzedzeniem. Tym razem nawet postanowił do niej włączyć dwie opozycjonistki. Kilka dni przed wyborami, obserwatorzy OBWE i PACE otrzymali pisma zawierające szczegółową listę przyszłych zwycięzców – pisze Dmitrij Bałkuniec na portalu Echo Moskwy.
– Po zamknięciu lokali wyborczych, osobiście przeprowadziłem małe śledztwo, żeby przekonać się jak idzie liczenie głosów. Szefowie komisji wyborczych otrzymywali telefonicznie polecenia, żeby zwiększać frekwencję, zmniejszać lub zmniejszać ilość głosów na rzecz poszczególnych kandydatów.
Największe oszustwo jakie sobie można wyobrazić, i to w biały dzień. Taki parlament nie może zostać zaakceptowany przez Białorusinów i społeczeństwo międzynarodowe – pomyślałem. Pomimo tak licznych przypadków, które należałoby uznać za policzek dla europejskich wartości demokratycznych, obserwatorzy OBWE postarali się, żeby raport podsumowujący wyniki wyborów nie wybrzmiał zbyt drastycznie.
W latach ubiegłych wybory przeprowadzone w ten sam sposób nie zostały uznane na Zachodzie. A więc co? Mamy do czynienia z polityką „podwójnych standardów”. Zachód przymknął oczy na rażące łamanie kodeksu wyborczego podczas głosowania przedterminowego, dorzucanie kart wyborczych do urn, i inne jawne fałszerstwa, których nawet nie próbowano ukrywać.
Taka powściągliwość nie jest zaskakująca. Mińsk liczy na uznanie wyborów w Europie, oczekuje powrotu białoruskiego parlamentu do Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy i normalizację stosunków z Waszyngtonem.
Po wydarzeniach na Ukrainie, Zachód jak wiadomo zmienił retorykę wobec Mińska. Bruksela już nie nazywa reżimu białoruskiego „ostatnią dyktaturą w Europie”, pomimo faktu, że w kategoriach politycznych, nic się nie zmieniło w tym kraju. Dlaczego?
Może białoruska opozycja okazała się nie tym koniem, na jaki należało postawić wykładając przez 20 lat środki europejskich podatników? Teraz brukselscy urzędnicy próbują sprawy załatwiać już tylko z oficjalnym Mińskiem.
Oczekiwanym gościem w stolicach europejskich jest szef MSZ Białorusi Uładzimir Makiej, nazywany szarą eminencją białoruskiej polityki. Makiej jest nieoficjalnym patronem i kuratorem niemal wszystkich prorządowych organizacji społecznych i politycznych oraz ośrodków analitycznych, otrzymujących środki finansowe z zagranicy oraz od Administracji Łukaszenki.
Tylko od stycznia br., według oficjalnych danych, Uładzimir Makiej spotkał się z przedstawicielem Fundacji Adenauera, szefem Fundacji Friedricha Eberta, Prezesem Fundacji Jamestown (USA), delegacją amerykańskiej fundacji „Duchowa Dyplomacja”, a w imieniu kierownictwa Białorusi wyraził życzenie rozwijania współpracy z USAID.
22 września Uładzimir Władimirowicz w Nowym Jorku odbył spotkanie z przedstawicielami Pentagonu i sfotografował się z Barackiem Obamą.
Kiedy był szefem Administracji prezydenta, Uładzimir Makiej nadzorował dyskusje analityczne na temat polityki zagranicznej i wewnętrznej kraju. W roli ministra dyplomacji nadal spotyka się z ekspertami oraz wspiera międzynarodowe konferencje, dobierając program i listę uczestników. Pod patronatem Ministerstwa Spraw Zagranicznych Białorusi w Mińsku wielokrotnie organizowano zamknięte konferencje na temat bezpieczeństwa w Europie z udziałem funkcjonariuszy CIA i urzędników NATO – bez udziału Rosji. Makiej marzy o neutralnym statusie Republiki i jak podkreśla nie widzi „zagrożenia dla bezpieczeństwa w rozmieszczeniu wojsk NATO w krajach sąsiednich”.
Prowadzona przez niego polityka znajduje zrozumienie i wsparcie prezydenta Ukrainy Petro Poroszenko, który swego czasu również był Ministrem Spraw Zagranicznych.
Z ust zachodnich polityków otwarcie wybrzmiewa nazwisko Makieja jako najbardziej odpowiedniego zmiennika Łukaszenki. Na wszelką krytykę szefa białoruskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych w pewnych środowiskach białoruskiej opozycji i władzy obowiązuje tabu. Ten kto się ośmieli krytykować ministra natychmiast dopisywany jest do listy agentów Kremla i wrogów niezależnej republiki.
Aleksander Łukaszenko w pełni podziela politykę swego ministra. We wtorek, w przeddzień wizyty Makieja w Waszyngtonie, przywódca Białorusi po raz kolejny zaatakował Rosję:
„Od kilku miesięcy nie możemy porozumieć się co do ceny gazu. W związku z tym, Rosja zmniejszyła dostawy ropy na Białoruś. Postrzegamy to jako wywieranie presji na Białoruś, ale nie będę tego znosił dłużej, i Białorusini też”.
W tym miejscu należy przypomnieć odpowiedź przedstawiciela MSZ FR z 2004 roku, na absolutnie analogiczne oskarżenia pod adresem Moskwy.
„Nasuwa się oczywiście pytanie: Do czego to było potrzebne Aleksandrowi Łukaszence. Odpowiedzi należy szukać na płaszczyźnie wewnątrz-politycznej. Na prezydencie Białorusi spoczywa bowiem odpowiedzialność za wszystkie porażki systemowe w polityce wewnętrznej i zagranicznej państwa, które utrudniają rozwój społeczno-gospodarczy kraju, i które już doprowadziły do izolacji Białorusi na arenie międzynarodowej. Prowokując kryzys wokół dostaw rosyjskiego gazu, Łukaszenka próbuje odwrócić krytykę oraz przesunąć odpowiedzialność za swoje błędy na Rosję. Białorusini – mądrzy ludzie i nie pozwolą się oszukać. Rosja zawsze będzie z białoruskim narodem, z którym mamy wspólną przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. ” (19.02.2004 rok).
Minęło 12 lat i nic się nie zmieniło. Nie jest tajemnicą, że cały ten „białoruski cud gospodarczy”, i władza Łukaszenki utrzymywane były i nadal trzymają się na rosyjskich dotacjach i kredytach. Rosja jest głównym rynkiem zbytu dla towarów białoruskich. To wstyd, że stosunki między krajami sprowadzają się do wypraszania o kolejny kredyt.
Białoruś potrzebuje demokratyzacji systemu politycznego. Pod względem długości zasiadania w fotelu prezydenckim, Aleksander Łukaszenka nie ma sobie równych wśród wybranych przywódców Europy. Tylko królowie mogą z nim konkurować. Ciągłe wysysanie pieniędzy z Moskwy nie będzie trwało w nieskończoność. Aleksander Łukaszenko jak sumienny uczeń powtarza wszystkie błędy Wiktora Janukowycza.
Cena pokoju, bezpieczeństwa i niepodległości Białorusi jest wyższa niż osobiste ambicje jednego człowieka.
Zachęcamy do komentowania materiału na naszym oficjalnym fanpage’u: https://www.facebook.com/semperkresy/
Kresy24.pl/echo.msk.ru
3 komentarzy
polak z Białorusi
24 września 2016 o 02:58O jakim dążeniu do niepodległości przez Makieja pisze autor? I łuka i Makiej nie będą walczyli o niepodłegłość w razie zagrożenia … pozbawienia stanowisk, bo już dawno wykonują wszystkie polecenia Moskwy-Putina-KGB na rzecz polityki „ruskiego mira”. „Handlowe i ropowe wojny” to są też część gry udawania w niezawisłość, „gruszki na wierzbie wmawiają”. Można śmiało powiedzieć- dopuki będzie istniał Putin z KGB ,doputy będą Luka i Makiej na stanowiskach….Dranie bez morali i sumienia… Autor co naimniej dał się nabrać, nie zna się narzeczy …
obrucz
24 września 2016 o 18:38Dranie są wszędzie. Jak nie będą podporządkowani Rosji, to USA czy UE będą im narzucały prawo i obowiązki. Jaka tam niepodległość? Wszystkim sąsiadom i nie tylko chodzi o wpływ na sytuację geopolityczną.
SyøTroll
26 września 2016 o 11:53A co, czyżby zaczął przebąkiwać cóś ta temat bliskiego przyłączenia Białorusi do UE i NATO oraz kusić nimi Białorusinów ?