Umowę między Polską i Litwą o współpracy wojsk specjalnych podpisali w Wilnie litewski minister obrony Juozas Olekas oraz szef polskiego MON Tomasz Siemoniak.
„Polska i Litwa współdziałają militarnie ponad 600 lat. Nie bez przyczyny jesteśmy w Sali Grunwaldzkiej, na której ścianie jest zawieszony ogromny obraz przedstawiający nasz wspólny wysiłek wojskowy” – powiedział po podpisaniu umowy Juozas Oleksas.
„Zacieśnianie współpracy pomiędzy polskimi i litewskimi komandosami jest również bardzo ważne w kontekście starań naszego kraju, aby stać się jednym z państw uprawnionych do dowodzenia natowskimi operacjami specjalnymi. Litwa jest jednym z kilkunastu państw, które zadeklarowały gotowość do przekazania swoich specjalistów pod naszą komendę” – napisano w specjalnym oświadczeniu Tomasza Siemoniaka.
Tematem rozmów obu ministrów było również uczestnictwo polskich lotników w misji Baltic Air Policing, bezpieczeństwo energetyczne oraz współpraca w programach modernizacyjnych.
Kresy24.pl
1 komentarz
misiorny
19 lutego 2015 o 22:25Tylko Polska może szybko pomóc Łotwie, czy Litwie
Widać coraz wyraźniej, że ani prezydent Komorowski, ani dziennikarze mainstreamowego frontu ideologicznego w ogóle nie biorą pod uwagę, że to nie tylko NATO ma obowiązki wobec nas, w zamian za posłuszne wysłanie naszych batalionów na amerykańską wojnę do Azji, my też mamy obowiązki. To nieprawda, że teraz możemy spać spokojnie, i że NATO ma obowiązek (a prezydent Komorowski przez to rozumie Amerykę) nas bronić. Mamy również obowiązki europejskie wobec słabszych od nas militarnie i ekonomicznie członków NATO. A konkretnie – jedyną natowską armią, która jest najbliżej zagrożonej Łotwy , jest Wojsko Polskie. Ani Amerykanie, ani Bundeswehra nie mają fizycznej możliwości szybkiego przemieszczenia się nad Bałtyk.
Co powinien w tej sytuacji zrobić prezydent Rzeczpospolitej? Co najmniej sprawdzić zdolności praktycznego współdziałanie Wojska Polskiego oraz niedużych armii: łotewskiej, litewskiej i estońskiej w ramach pilnie zorganizowanych ćwiczeń symulujących wojnę. Tak, aby w razie nagłego i niespodziewanego zajmowania urzędów i placówek rządowych przez zielonych, mówiących po rosyjsku survivalowców np. na Łotwie można było szybko i zbrojnie temu przeciwdziałać. Co to oznacza? To proste – trzeba od razu po pojawieniu się, w kilka godzin ich rozbrajać, aresztować i przekazać miejscowej policji za nielegalne posiadanie broni. Należy to zrobić natychmiast po ich pojawieniu się na ulicach, czyli najpóźniej w kilka godzin. Później – będzie już „po ptokach”. Da to czas niezbędny NATO na pozbieranie stosownych sił do bezzwłocznej, masowej odpowiedzi politycznej, lub nawet militarnej.
Polska premier, niegdyś zapytana, co zrobi w razie zagrożenia odpowiedziała, że zamknie się w mieszkaniu i będzie starała się przeczekać, aż agresywni, uzbrojeni mężczyźni sobie pójdą. Zapewne wyglądając zza firanek, przez lufcik, czy wojsko już sobie poszło i można wrócić do Urzędu na swój wygodny fotel. Takiego premiera, to ja nie potrzebuję. Ostatecznie, mógłbym jeszcze się na takiego dekownika zgodzić pod warunkiem, że Naczelny Wódz polskich sił zbrojnych, czyli po prosu prezydent Komorowski zareaguje tak, jak przystało na zwierzchnika armii, a nie będzie tchórzliwie krył się za mikrofonami i ekranami telewizyjnymi, wygłaszając wzniosłe pogawędki o odpowiedzialności i powadze urzędu prezydenckiego, czy mamrotaniem o niemożności dysponować wojskiem bez pozwolenia z amerykańskiej centrali NATO.
A niestety, takiego mamy teraz prezydenta.
Jeśli prezydent Komorowski rzeczywiście uważa, że nie wolno mu rozkazywać Wojsku Polskiemu, to może powinien od razu, natychmiast oddać urząd komuś mniej bojaźliwemu.