O pułku, który walczył w Powstaniu Wielkopolskim, gonił bolszewika na Białorusi i przez pewien czas dowodzony był przez jednego z najsłynniejszych wojskowych w historii Polski…
O tym, jak szczególną rolę odgrywała i jaką czcią otaczana była kawaleria w II RP, wie już chyba każdy polski patriota. Obecne zainteresowanie polskimi formacjami konnymi XX-lecia jest chyba rekordowe w historii, co w dużej mierze zawdzięczać należy klęsce tzw. pedagogiki wstydu. Krótko mówiąc, wolimy – mimo niedoskonałości warsztatowych – oglądać ułanów u Jerzego Hoffmana, a nie u Andrzeja Wajdy.
Ostatnimi czasy powstało też lub zostało wznowionych sporo – niekiedy doskonałych – publikacji, jak chociażby „Gawęda o Wieniawie”, a także popularna seria pt. „Wielka Księga Kawalerii Polskiej” – owoc benedyktyńskiej pracy kilku zapaleńców stawiających sobie za cel przywrócenie powszechnej pamięci nie tylko regimentów „czysto” konnych, a więc szwoleżerskich, ułańskich i strzeleckich, ale stworzenie wielkiej panoramy całokształtu kawalerii II RP – epoki, w której – dodajmy z żalem – wydała ona swój łabędzi śpiew. Nie należy też zapominać o bardzo sprawnie napisanej pracy Piotra Jaźwińskiego „Oficerowie i Dżentelmeni”.
Wśród licznych jednostek, bardzo ciekawym, posiadającym długą tradycję kadrową, był 1 Pułk Ułanów Wielkopolskich. Przemianowany później na 15 Pułk Ułanów Poznańskich, rozpoczął swój szlak bojowy jeszcze w przełomowym roku 1918, kiedy to w dzień po świętach Bożego Narodzenia wybuchło w Poznaniu Powstanie Wielkopolskie – dosyć bzdurnie, a powszechnie nazywane u nas jedyną zwycięską insurekcją.
Oprócz ludności cywilnej do walki stanęli wówczas i polscy żołnierze służący dotąd w armii pruskiej. Wśród nich znalazła się grupa kawalerzystów, którzy zachowawszy zimną krew, wymusili na Niemcach poddanie koszar kawaleryjskich przy dzisiejszej ulicy Grunwaldzkiej, podówczas – Augusty Wiktorii. Rzecz działa się jeszcze w roku 1918. Z kolei na początku roku następnego przyszli ułani wielkopolscy – tym razem pieszo – wzięli udział w obsadzeniu lotniska na Ławicy. Przyznać trzeba, że weszli do historii z właściwym kawalerii impetem.
21 stycznia 1919 r. to data otwierająca właściwe dzieje pułku. Przybyły ze wschodu gen. Józef Dowbór-Muśnicki (były dowódca wojsk polskich w Rosji po rewolucji lutowej) objął komendę nad całością rodzimych oddziałów w dawnym zaborze pruskim i rozpoczął tworzenie nowych, zreorganizowanych jednostek. Wśród nich znalazł się 1 Pułk Ułanów Wielkopolskich, do którego trafili m.in. bohaterowie poznańskiego zrywu.
Kolejne miesiące to służba w Wielkopolsce, przerywana niekiedy starciami z wycofującymi się ze Wschodu Niemcami. Prawdziwy przełom w dziejach regimentu nastąpił 1 sierpnia 1919 r, kiedy został on wysłany na front wschodni. Już wtedy dowodził nim późniejszy dowódca Armii Polskiej w ZSRR, a następnie II Korpusu – Władysław Anders (podówczas podpułkownik), dla wielu tysięcy rodaków niekwestionowany bohater, dzięki któremu udało im się opuścić w 1942 Związek Radziecki – „nieludzką ziemię”, jak napisze ocalony ze Starobielska Józef Czapski.
A oto fragment charakterystyki późniejszego generała nakreślonej przez stykającego się z nim wielokrotnie płk. Adama Ludwika Korwin-Sokołowskiego, od 1930 r. szefa gabinetu Marszałka Piłsudskiego, notabene również kawalerzysty: „w latach wojny z Rosją odznaczał się wielką odwagą i dobrym dowodzeniem pułku. Miał opinię bardzo dobrego żołnierza i dowódcy. Inteligentny, świetnie wychowany, bardzo kulturalny, zapisał się jako dobry fachowiec na szczeblach dowodzenia”.
Przez rok – do lata 1920 – regiment walczył na zachodniej Białorusi, w składzie dywizji przejściowo podległej gen. Konarzewskiemu – żołnierzowi znanemu z zamiłowania do kieliszka, przez co również bohaterowi powiedzenia: „pić, jak Konarzewski”. Rzeczona dywizja wchodziła z kolei w skład frontu dowodzonego przez Stanisława Szeptyckiego – rodzonego brata Andrzeja, metropolity lwowskiego obrządku greckokatolickiego, co, zważywszy trwającą do lata 1919 r. wojnę z Zachodnioukraińską Republiką Ludową, stanowi dobitny przykład dramatów tożsamościowych, do jakich dochodziło w czasach dojrzewania nacjonalizmów.
Do szczególnie ciężkich walk z udziałem 15 Pułku Ulanów dochodziło w Bobrujsku i jego okolicach. Polskie wojska dokonywały wypadów na lewy brzeg Berezyny, bijąc Rosjan, ale nie były to zdobycze trwałe. Ostatecznie, latem 1920, po rozprawieniu się z białymi generałami, bolszewicy przełamali front zachodni i zmusili Wojsko Polskie do cofnięcia się na całej jego linii. W tym czasie 15 Pułk Ułanów – który w międzyczasie otrzymał nazwę „poznańskich” – walczył w ariergardzie, osłaniając wycofującą się piechotę. Wskutek krwawych walk stan oddziału zmniejszył się o połowę.
W krytycznym dniu 15 sierpnia 1920, broniąc przeprawy przez Wisłę na południe od Warszawy, ułani poznańscy walczyli bohatersko pod Maciejowicami – tymi samymi, pod którymi przegrał bitwę i powstanie swego imienia Tadeusz Kościuszko.
Po tym, jak bolszewicy zostali odparci na przedpolach Warszawy, ułani poznańscy wzięli udział w pogoni za wrogiem, osiągając kolejno: Kałuszyn, Nur (obie miejscowości znane z bitew powstania listopadowego), Zambrów i Łomżę, by po różnych perypetiach wkroczyć de novo na zachodnią Białoruś, a konkretnie do Wołkowyska… skąd po podpisaniu z Rosją sowiecką rozejmu, a następnie pokoju w Rydze, wrócą do Poznania. Tam stacjonować będą aż do września 1939…
Mimo oczywiste dostojeństwo dziejów pułku piętnastego, nie sposób na koniec nie wspomnieć o żurawiejkach, jakie w II RP ułożono na jego temat. Dla symetrii przytoczmy dwie. Jedną pochlebną, napisaną pod wrażeniem walk na Białorusi – czy szerzej w wojnie polsko-bolszewickiej: „W ostrej walce krwią zbroczony,/ To piętnasty pułk czerwony” oraz pewną mniej chwalebną: „Po Poznaniu d… szasta,/ To z piętnastki pederasta”. Egzegezy tej ostatniej, prosząc Czytelnika o wybaczenie, autor nie podejmuje się dokonać.
Dominik Szczęsny-Kostanecki
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!