Według wyliczeń przywoływanego wcześniej wielokrotnie Nikołaja Iwanowa w wyniku ludobójstwa drugiej połowy lat 30. XX zginęło od 15 do 20% Polaków zamieszkujących Związek Sowiecki. To tak, jakby w każdej pięcioosobowej rodzinie zgładzono jednego człowieka.
Trudno – niezwykle trudno – w kontekście masowych mordów nurzać się w rozważaniach na temat mechaniki i dynamiki zbrodni, nie doznając tego paskudnego uczucia, że oto wchodzi się w zażyłość z „logiką oprawców”, jak podpowiada fraza z „Potęgi smaku” Zbigniewa Herberta – poety tak srogo doświadczonego przez bolszewizm.
Chcąc jednak poznać (przypomnieć) prawdę o tamtych potwornościach – chociażby po to, by w walce o dobre imię polskiej historii dysponować twardymi dowodami, musimy, nolens volens, takiej wiwisekcji dokonać. W czasach odradzającego się rosyjskiego imperializmu – również w kontekście historycznym, a także przy coraz mniej odczuwalnym na zachód od Odry kacem moralnym – walka ta – mówiąc językiem towarzysza Stalina – będzie się tylko zaostrzać.
Wróćmy jednak do wydarzeń sprzed 80 lat. Zgodnie z klasycznymi regułami zmagań politycznych, zaatakować trzeba najsilniejszego z przeciwników, którego jesteśmy w stanie pokonać. Zasadę tę widać bardzo dobrze na przykładzie rozprawy komunistów z PSL-em w latach 1945-1947, a wcześniej chociażby w hitlerowskim ataku na Polskę we wrześniu 1939 roku. Ktoś wrzaśnie: ale Francja była silniejsza! Owszem, ale w przypadku ataku na Francję, Anglia, a przede wszystkim Polska pospieszyłyby z pomocą. Nie można zatem zestawiać Heksagonu i Lechistanu, tylko tę drugą wobec koalicji trzech państw i bez pomocy Związku Radzieckiego.
Tak samo zrobi sowiecki aparat bezpieczeństwa, czyli NKWD. W pierwszej kolejności wymorduje tych Polaków – w tym wypadku lepiej mówić o polskojęzycznych obywatelach Kraju Rad, ale takiego uzusu językowego nie ma – którzy stanowili podporę systemu komunistycznego: czołowych komunistów, zarówno z KPP, jak i WKP(b).
To właśnie wtedy pod nóż trafiają tak zasłużeni działacze jak chociażby towarzysz Dąbal – jeden z czołowych ideologów Marchlewszczyzny, człowiek, który zasłynął m.in. tym, że zaproponował śmiałe uproszczenie pisowni polskiej zgodnie z zasadą „jak się słyszy, tak się pisze”. Toważysz Dombal wyrokiem Kolegium Wojskowego Sądu Najwyższego z dnia 21 sierpnia – a więc 10 dni od rozpoczęcia operacji polskiej skazany został na karę śmierci. Wyrok wykonano jeszcze tego samego dnia.
Nieco później z życiem rozstał się wieloletni sekretarz generalny (I sekretarz) Komunistycznej Partii bolszewików Ukrainy, Stanisław Kosior, który mimo iż twardy w śledztwie, zmiękł, gdy NKWD-ziści przyprowadzili do więzienia jego 16-letnią córkę, a następnie zgwałcili ją na oczach ojca.
Krwawe żniwa nie ominęły innego z wysoko postawionych Polaków – mianowicie Stanisława Redensa, deputowanego Rady Najwyższej ZSRS. Zginął mimo okoliczności, wydawałoby się niezawodnych, tzn. mimo powinowactwa ze Stalinem. Jak wiadomo, w polityce nie ma miejsca na sentymenty…
Jednak chyba najsłynniejszą polskojęzyczną ofiarą ówczesnej czystki był poeta Bruno Jasieński, którego kiedyś obficie żałowały (nie wiem, czy do tej pory żałują) polonistki po roku 1989. Warto przy okazji zauważyć, że przez wiele lat – o zgrozo – operację polską redukowano, nie tylko na języku polskim, ale również na historii do „wymordowania polskich komunistów”.
Zarzuty stawiane oskarżonym o konszachty z Polską Organizacją Wojskową były niekiedy tego rodzaju, że gdyby próbowano przekuć to na opowieść artystyczną, wszyscy popukaliby by się w czoło, uznawszy że tak niewiarygodne rzeczy w przyrodzie nie występują. Trzymam w ręku archiwalny numer magazyny „Uważam Rze Historia” z sierpnia 2012 roku. Na jego łamach, w jednym z artykułów dokonano zgrabnego zestawienia owych kuriozalnych zarzutów. Dla poglądu przytoczmy trzy:
„- SPINAJSKIJ, urzędnik fabryki obuwia, „rezydent konsulatu polskiego w Charkowie” miał założyć siatkę szpiegowską, która doprowadziła do podpalenia zakładu piekarniczego w Charkowie
– GRANKOWSKIJ, robotnik w fabryce wyrobów cukierniczych „Kofok” miał zatruwać arszenikiem i bakteriami tyfusu wyroby cukiernicze.
-KARPINSKAJA Anna Iwanowna urodzona 1909 […] przed aresztowaniem kołchoźnica. […]
b) Systematycznie uprawiała szkodnictwo w kołchozie, produkując włókna lnu złej jakości.
c) Prowadziła działalność kontrrewolucyjną wśród kobiet, wykazując, jak niekorzystne jest pozostawanie w kołchozie oraz wychwalając ustrój faszystowskiej Polski, gdzie mieszka jej brat, z którym utrzymuje kontakt listowny. […]
Do winy się przyznała”.
Wiemy zatem już jak wyglądała procedura oskarżania. Wynajdowano bądź kreowano najbłahszy związek z polskością, rozdmuchiwano go mniej lub bardziej udolnie, po czym przedstawiciele wojsk wewnętrznych NKWD dokonywali aresztowania, często zgarniając po drodze ludzi, o których istnieniu nie mieli nawet pojęcia, a wszystko po to, by wrogów ludu było jak najwięcej.
Przesadzam? Nic z tych rzeczy.
Niemal równolegle z operacją polską realizowano tzw. operację kułacką, czyli czystkę z formalnego punktu widzenia skierowaną przeciwko bogatym chłopom – niedobitkom z czasów kolektywizacji, czytaj: Wielkiego Głodu. To ważne dla niniejszych rozważań o tyle, że Polacy – choć tym razem nie z powodów narodowościowych – byli prześladowani niejako z dwóch paragrafów jednocześnie. I właśnie operacja kułacka dowodzi źródłowo, iż mimo odgórnego określenia kontyngentu wrogów ludu – ustalonego na poziomie 75 950 osób w pierwszej kategorii (rozstrzelanie) i 193 000 w drugiej (więzienie albo obóz pracy), lokalne NKWD – tzn. przede wszystkim ukraiński i białoruski – „poprosiły” o podwyższenie tych kontyngentów. W rezultacie na śmierć skazano 386 798 osób (50%), a na karę więzienia 380 599.
Stanowi to przesłankę, by mniemać, że do podobnego zawyżenia kontyngentów doszło również w przypadku realizacji rozkazu nr 00485.
Tak, czy owak, odsetek osób zamordowanych w operacji kułackiej, obejmujących swym dobrodusznym ramieniem i bez żadnych przesądów etnicznych, wszystkie narody zamieszkujące Związek Radziecki, był o 30 punktów procentowych niższy od tego, który daje się uchwycić – zdaniem Iwanowa – w toku badań nad operacją polską.
Po wynalezieniu „zbrodniarzy” oraz przetransportowaniu ich do tymczasowego aresztu, po pewnym czasie zaczynał się proces. Procesy odbywały się wówczas w Związku Radzieckim na potęgę. Jeśli jednak myślą Państwo, że miały one coś wspólnego z naszymi wyobrażeniami o funkcjonowaniu wymiaru sprawiedliwości – najwyższy czas porzucić wszelkie złudzenia.
Po pierwsze nie sądzono ludzi, którzy na ogół nie wiedzieli, że jakaś rozprawa – a już tym bardziej ich dotycząca – ma miejsce. Miast oskarżonych, sądzono teczki – tzw. albumy, w których widniały wszelkie potrzebne dokumenty osobowe.
Album po zatwierdzeniu przez szefa miejscowego NKWD i prokuratora trafiał do Moskwy w celu uzyskania akceptacji. Wiadomo, że przynajmniej kilkunastu pracowników centrali NKWD w Moskwie zajmowało się tymi albumami. Zwyczajowo zatwierdzano te wyroki bez poprawek. Potem potrzebny był jeszcze podpis Jeżowa oraz prokuratora generalnego Wyszyńskiego (ale po jednym dla całego albumu!) i można było mordować…
Spraw było jednak zbyt dużo – mówimy o 143 tysiącach ludzi w ramach samej tylko operacji polskiej. W końcu Łubianka zaczęła dławić się albumami. 15 IX 1938 politbiuro podjęło uchwałę powołującą w regionach „trójki”, które otrzymały prawo zatwierdzania wyroków bez konsultacji z Moskwą. W skład takiej trójki wchodzili: I sekretarz regionalnej organizacji partyjnej, lokalny prokurator i szef miejscowego NKWD. Często były to te same zespoły, które „pracowały” podczas „operacji kułackiej”. „Trójki” oczywiście nie miały czasu czytać podsuniętych im papierów, tak więc panem życia i śmierci zostawał oficer śledczy, rekomendujący wyrok.
Panowie na Kremlu i ich wykonawcy na tyle zasmakowali w polskiej krwi, że zamiast planowanych 3 miesięcy operacja trwała ponad rok. W samej tylko Winnicy zamordowano w tym czasie ponad 5 tysięcy osób.
Orgia przemocy została wstrzymana 17 listopada 1938. Zaczyna się upadek „krwawego karła”, jak nazywano Nikołaja Jeżowa. W lutym 1940 jego wątłe ciało zostanie rozryte kulami wystrzelonymi przez pluton egzekucyjny.
111 091 ofiar operacji polskiej – Polaków zgładzonych za Upór – nie poruszyło się jednak w związku z tym ani o centymetr.
Kudłaty
2 komentarzy
Paweł Bohdanowicz
26 sierpnia 2017 o 04:16Ile byłoby komentarzy, gdyby artykuł dotyczył UPA?
kocky
2 września 2017 o 08:31napisz pan Paweł ,dlaczego???? masz na myśli??? lub wiesz na pewno???wydaje mi się, że komentatorzy ( Wschodnei gazety -patrzy się jednym okiem