– Stefan był szczęśliwy, że dostał zaproszenie od prezydenta Polski na uroczystości do Katynia – tak swoje ostatnie spotkanie z przewodniczącym Komitetu Katyńskiego z 9 kwietnia wieczorem wspomina Łukasz Kudlicki wieloletni współpracownik i przyjaciel Stefana Melaka. – Widziałem, że odebrał to jako symboliczny gest uznania ze strony państwa polskiego dla kilkudziesięcioletniej, toczonej w osamotnieniu walki o prawdę o zbrodni katyńskiej, swoiste zadośćuczynienie za upokorzenia i prześladowania, których doznał.
– Żył nadzwyczaj skromnie, by nie powiedzieć biednie, wiele lat był marginalizowany, ale on nade wszystko cenił niezależność, nie musiał się nikomu podporządkowywać, zawsze chodził wyprostowany – dodaje Kudlicki, który jest autorem książki biograficznej „Stefan Melak. Strażnik pamięci Katynia”.
Pozostali bracia Melakowie byli samowystarczalni finansowo – mieli swoje firmy, budowlaną i ślusarską, dlatego mogli wspierać Stefana materialnie. – On był humanistą, wizjonerem i intelektualistą, mimo niedokończonych studiów. Andrzej, Sławomir i Arkadiusz ogarniali sprawy organizacyjne i techniczne. Arek miał ponadto talent artystyczny, projektował tablice, nielegalne wydawnictwa, medale – wyjaśnia Kudlicki.
Prekursor IPN
Stefan Melak miał świetne relacje z prezesem IPN Januszem Kurtyką. Ten ostatni był o kilkanaście lat młodszy, ale urodziny mieli tego samego dnia, 13 sierpnia. Połączyły ich też data i miejsce śmierci – 10 kwietnia 2010, Smoleńsk.
Sejm uchwalił kilka miesięcy przed katastrofą Narodowy Dzień Pamięci o Żołnierzach Wyklętych wyznaczając dzień jego obchodów na 1 marca, na pamiątkę rocznicy śmierci płk Łukasza Cieplińskiego, szefa zarządu WiN. Była to inicjatywa podjęta przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego, a pomysł wyszedł od prezesa IPN. Jak mówił sędzia Bogusław Nizieński, były Rzecznik Interesu Publicznego, także pod wpływem takich osób, jak właśnie Stefan Melak.
Dziś Narodowy Dzień Pamięci o Żołnierzach Wyklętych to jedna z najważniejszych rocznic obchodzonych przez polskie państwo i jednocześnie ważnych dla milionów zwykłych Polaków. – Jeszcze kilkanaście lat temu, gdy Stefan pisał artykuły do tygodnika „Gazeta Polska” o Żołnierzach Wyklętych, wiele z tych postaci i zdarzeń, które przedstawiał, było nowością dla większości czytelników – wspomina Kudlicki.
Podobnie jest z obchodami rocznicy zbrodni katyńskiej. A przecież Stefan Melak i jego bracia oraz współpracownicy, gdy zaczynali działalność Kręgu Pamięci Narodowej i Komitetu Katyńskiego, byli osamotnieni. Oprócz nich zaledwie kilka osób próbowało prowadzić jakieś zorganizowane działania w sprawie Katynia.
Krąg Pamięci Narodowej powstał w 1974 roku z inicjatywy braci Melaków, ks. Wacława Karłowicza ps. Andrzej Bobola, kapelana AK ze Starego Miasta w Powstaniu Warszawskim, innego kapelana AK ks. Antoniego Czajkowskiego ps. Badur oraz biskupa Władysława Miziołka. W latach 70. i, 80. organizowali uroczystości patriotyczne i spotkania z bohaterami i świadkami historii. Była to działalność nielegalna, prowadzona gdzie się da. Na przykład Stefan Melak brał udział w pielgrzymkach z Warszawy na Jasną Górę. Ponieważ odbywały się one w sierpniu, mógł przy okazji kolejnych rocznic – wybuchu Powstania Warszawskiego, śmierci K.K. Baczyńskiego, stracenia Romualda Traugutta, przywódcy Powstania Styczniowego, czy zwycięstwa nad bolszewikami w Bitwie Warszawskiej, opowiadać pielgrzymom o polskiej historii. I był w popularyzacji historii Polski skuteczny. Z kolei w symbolicznej „Dolince Katyńskiej” na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach Melakowie organizowali coroczne nielegalne uroczystości ku czci polskich oficerów WP, KOP i policji zamordowanych przez Sowietów w 1940 roku. 13 kwietnia 1979 SB zatrzymała uczestników tej uroczystości.
We wrześniu 1979 roku powstał zaś Komitet Katyński – podczas zebrania na plebanii kościoła św. Wacława na warszawskim Gocławku, z inicjatywy ks. Karłowicza, braci Stefana, Andrzeja, Arkadiusza i Sławomira Melaków, Jana Wasia i ks. Antoniego Czajkowskiego (w sumie deklarację założycielską podpisało 19 osób, a pełnego poparcia Komitetowi udzielił bp Władysław Miziołek).
31 lipca 1981 roku, w czasie tzw. „karnawału „Solidarności”” w Dolince Katyńskiej na warszawskich Powązkach działacze Kręgu Pamięci Narodowej postawili pierwszy pomnik katyński w Polsce, wykonany w tajemnicy przez grupę śmiałków pod kierunkiem Arkadiusza Melaka. Już następnej nocy pomnik został skradziony przez „nieznanych sprawców”. Sprawa stała się głośna, od tego momentu „Solidarność” włączyła do swojego programu postulat budowy Pomnika Ofiar Zbrodni Katyńskiej. Dziś to oczywistość, ale w tamtym czasie prawda i pamięć o Katyniu z trudem przebijały się nawet do świadomości ludzi „Solidarności”. Sami Melakowie związani byli z podziemną Konfederacją Polski Niepodległej.
Stefan Melak przewodniczył Komitetowi aż do tragicznej śmierci w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 roku. Nie był pierwszym człowiekiem związanym z budową pomnika katyńskiego na Powązkach, który zginął na terenie Rosji. Stefan Krzemiński, który transportował pomnik w 1981 roku do Dolinki Katyńskiej, stracił życie pod kołami tira – również w Rosji.
Po wprowadzeniu stanu wojennego władze internowały członków Komitetu, w tym dwóch braci Melaków. Arkadiusz wyszedł na wolność jako jeden z ostatnich. Po przełomie 1989 roku odnalazł się skradziony pomnik. Stanął w Dolince Katyńskiej w 1995 roku. W 1998 roku na rogu ul. Senatorskiej i Placu Zamkowego Melakowie postawili, we współpracy z płk. Ryszardem Kuklińskim i Józefem Szaniawskim, niewielki pomnik katyński, z tablicą zaprojektowaną przez rzeźbiarza Andrzeja Renesa. W 2012 roku miasto oddało działkę, na której stał pomnik w ramach realizacji roszczeń, i pomnik miał być usunięty. Andrzej Melak i dr Józef Szaniawski nagłośnili sprawę i władze miasta wydały zgodę na przesunięcie kamienia bliżej Placu Zamkowego. W ten sposób pomnik zyskał lepszą ekspozycję od pierwotnej.
Kudlicki zwraca uwagę na nazwę i zakres działalności organizacji Melaków. Nazwa Krąg Pamięci Narodowej przywodzi przecież na myśl Instytut Pamięci Narodowej. Krąg zajmował się społecznie tym samym, czym zajmuje się teraz IPN – dokumentacją, edukacją, upamiętnianiem. A dlaczego Katyń zajmuje tak szczególne miejsce w pracach Melaków? Nie tylko dlatego, że ich dom rodzinny był bardzo patriotyczny, a w Katyniu zginął wujek braci. – Katyń to zbrodnia i kłamstwo założycielskie PRL, wierzchołek góry lodowej sowieckich kłamstw i zbrodni – przekonuje Andrzej Melak.
Umiesz liczyć, licz na siebie
– Stefan mówił, że w sprawie Katynia skupiają się jak w soczewce także inne ważne zjawiska. Stosunek do Katynia dzielił Polaków na obojętnych i nigdy niepogodzonych z bezmiarem zbrodni. Kłamstwo katyńskie było fundamentem systemu komunistycznego. Sprawa Katynia pokazuje też stosunek Zachodu do Polski, do komunizmu, do Rosji. Rządy USA i Wielkiej Brytanii za sprawą swoich wywiadów od razu doskonale wiedziały, co stało się z oficerami polskimi wziętymi do niewoli przez Sowietów. Ale przez lata nie tylko milczały, lecz także cenzurowały informacje na ten temat w swojej prasie. Dopiero gdy podczas wojny koreańskiej nie było wiadomo, co stało się z oficerami amerykańskimi wziętymi do niewoli przez komunistów, Amerykanie powołali komisję Kongresu, która ujawniła światu prawdę. Nie z sympatii do Polski, ale po to, by pokazać światu do czego są zdolni komuniści, ale też by propagandowo wykorzystać przeciwko ZSRS Katyń i jednocześnie zapobiec temu, by to samo, co z Polakami, zrobiono z ich żołnierzami – wyjaśnia Kudlicki. – Stefan nie był naiwniakiem geopolitycznym. Szanował kulturę francuską, brytyjską, lubił jeździć do USA, gdzie mieszkają jego córka i wnuki. Ale zawsze mówił, że nikt nie zadba o nasze sprawy, jeżeli sami nie zadbamy o nie.
Mając do dyspozycji niewielkie środki, ale za to żelazną wolę i wielkie serce, realizował nawet najbardziej niemożliwe projekty. W 1991 roku starą ciężarówką, cudem wyproszoną od wojska, zabrał do ZSRS dziewięciometrowe krzyże, by upamiętnić polskie ofiary Sowietów. Miał paliwo do granicy, podróż zorganizował z Kazimierzem Lichnowskim z USA, synem oficera zamordowanego w Katyniu, który finansował podróż. Przejechali 8 tysięcy km po upadającym ZSRS. Odwiedzili m.in. Charków, Miednoje i inne miejsca związane z męczeństwem Polaków. W Charkowie odnaleźli budynek siedziby NKWD/KGB, gdzie mordowano jeńców, i kapelan rodzin katyńskich ks. Zdzisław Peszkowski w piwnicy katowni odprawił Mszę świętą. W drodze do Miednoje, w Moskwie, zastał ich pucz Janajewa. Z jednym z tych krzyży podjechali pod „biały dom”, czyli siedzibę parlamentu w Moskwie. Już było wiadomo, że wygra Jelcyn. Stefan Melak był w Dumie akurat, gdy deputowani potępiali zbrodnie Stalina. Opowiadał, że z tamtej wizyty zapamiętał też „babuszkę” demonstrującą pod pałacem prezydenta Rosji z transparentem: „Borysie Nikołajewiczu, teraz wygraliście, ale gady z KGB ukryły się i czekają na swój czas”.
– Stefan nie miał złudzeń co do Rosji, jak i do Władimira Putina, gdy ten doszedł do władzy – uważa Kudlicki.
– Mój brat przewidział także to, co robi teraz Rosja na Ukrainie, ale również to, co się dzieje z Europą, która zapomniała o swojej historii i swoich wartościach – mówi Andrzej Melak.
Proporczyk Legii znaleziony w Smoleńsku
Stefan Melak był otwarty na ludzi. Nie ukrywał swoich piłsudczykowskich i antykomunistycznych poglądów, a mimo to starał się poznać każdego i współpracować z każdym, kto mógł coś pożytecznego zrobić, nawet jeśli był z innej opcji. Tak było na przykład ze sprawą Olszynki Grochowskiej, gdzie do działania zachęcił wszystkie siły polityczne działające w lokalnym samorządzie.
Interesował się życiem narodu niemal w każdym jego przejawie – kulturą, życiem politycznym, gospodarczym, duchowym, itd. Nawet popkulturą. Sądził, że w III RP Polakom idzie jak po grudzie, ale był optymistą. Uważał, że czas działa na korzyść jego sprawy, kolejne pokolenia Polaków będą bardziej świadome i patriotyczne oraz zachwycą się pięknem niezakłamanej polskiej historii.
Był też człowiekiem bardzo wierzącym. Nie licząc sierpnia 1982, gdy był internowany, nie odpuścił przez 37 lat aż do śmierci żadnej sierpniowej pielgrzymki do Częstochowy.
Jego wielką pasją był zaś sport. W młodzieńczych czasach uprawiał nawet z sukcesami boks. Był kibicem reprezentacji Polski i Legii Warszawa. Dla niego to był przede wszystkim klub wojskowy, założony przez legionistów Józefa Piłsudskiego. W Smoleńsku, przy ciele Stefana Melaka, znaleziono m.in. proporczyk Legii Warszawa, z którym wybrał się na uroczystości.
Nie był nacjonalistą, walkę o prawdę o Katyniu widział w szerszym kontekście, jako element ujawnienia zbrodni sowieckich na podbitych narodach. Dlatego na przykład Komitet Katyński upamiętniał męczeństwo narodów bałtyckich w czasach sowieckiej okupacji, popierał też sprawę niepodległości innych narodów b. ZSRS i współpracy Polski z Litwą, wolną Białorusią, Ukrainą. Do tego stopnia, że, jak wspominał prof. Jan Żaryn cytowany w książce „Strażnik pamięci Katynia”, Stefan Melak uważał, że za zbrodniami UPA stała sowiecka agentura.
Nie był też „rusofobem”, pamiętał że naród rosyjski był pierwszą i największą ofiarą zbrodniczego systemu. Ale jednocześnie zawsze podkreślał, że system to byli też konkretni ludzie. Z tego powodu krytykował film „Katyń” Andrzeja Wajdy. Jego zdaniem zbrodniarze byli tam pokazani jako postaci anonimowe, a jedyny Rosjanin przedstawiony bliżej jest wybawcą rodziny polskiego oficera.
Na nieludzkiej ziemi
Stefan Melak zginął razem z Andrzejem Przewoźnikiem, sekretarzem Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa oraz Andrzejem Sariuszem-Skąpskim, prezesem Rodzin Katyńskich. Nie jest tajemnicą, że za życia Stefan Melak nie był z nimi w idealnych relacjach. On i jego bracia oraz współpracownicy uważali, że w sprawie Katynia można i trzeba robić więcej niż robi państwo polskie, i że nie należy liczyć na dobrą wolę Rosji. To generalnie dzieliło go z licznymi politykami i urzędnikami którzy uważali, że w sprawie Katynia Polska i tak wiele osiągnęła.
– Polityków i urzędników trzeba nieustannie naciskać. Wiele jest wśród nich oportunizmu, naiwności, niewiedzy, kalkulacji, obaw, czy im się taka lub inna decyzja opłaci. Nie waham się też powiedzieć, że skoro sprawa Katynia była i jest tak ważna dla ZSRS i dzisiejszej Rosji, to z pewnością są też ludzie, którzy celowo działają w taki sposób, by cała prawda o Katyniu nie wyszła na jaw – przekonuje Andrzej Melak.
Jak mówi Kudlicki, polskie państwo i część środowisk katyńskich zbyt długo dawały wiarę, że Rosja przeprowadzi rzetelne śledztwo oraz ujawni wszystkie dokumenty i całą wiedzę na temat Katynia. Za dobrą monetę uznawany był gest Borysa Jelcyna, który w 1993 roku przekazał Polsce część dokumentów dotyczących Katynia. Ale to był, jak się okazało, ostatni taki gest Rosji.
– W 1993 roku ówczesny prokurator generalny i minister sprawiedliwości Jan Piątkowski wszczął polskie śledztwo. Reakcją było wielkie oburzenie, że to polityczna, jątrząca decyzja, że trzeba pozwolić Rosjanom pracować, że najdalej za kilkanaście miesięcy prokuratura rosyjska skończy pomyślnie śledztwo i przekaże ustalenia stronie polskiej – wspomina Melak.
Tzw. pierwsze śledztwo katyńskie zostało zamknięte za rządów SLD i kolejnego ministra sprawiedliwości Włodzimierza Cimoszewicza w 1995 roku.
– Od początku Stefan domyślał się, jak skończy się śledztwo rosyjskie. Dlatego wciąż zabiegał o polskie, suwerenne śledztwo w sprawie Katynia. Wymusił je na IPN dopiero w 2004 roku. Po prostu złożył oficjalne zawiadomienie do Instytutu o popełnionej zbrodni, po tym jak strona rosyjska umorzyła dochodzenie katyńskie, utajniając uzasadnienie w tej sprawie – dodaje Andrzej Melak
9 kwietnia 2010 w piśmie do rosyjskiego stowarzyszenia Memoriał Główna Prokuratura Wojskowa Federacji Rosyjskiej uznała, że nie ma dowodów, aby wszyscy polscy oficerowie zostali rozstrzelani. I w związku z tym nie ma mowy o ich rehabilitacji. – To stało się dwa dni po rzekomej odwilży w sprawie katyńskiej i rzekomo historycznej i przełomowej wspólnej wizycie Donalda Tuska i Władimira Putina w Katyniu z 7 kwietnia 2010 – podkreśla Kudlicki.
Kontrowersje budziło też podnoszenie przez Komitet Katyński sprawy ekshumacji i upamiętnienia ofiar Katynia przez państwo polskie. – Zgodziliśmy się jako Polska na cmentarze wojenne polskich oficerów w Katyniu, Charkowie, Miednoje, Bykowni. To zakłamywanie historii, przecież oni padli ofiarą potajemnej zbrodni, nie zginęli w walce – przekonuje Andrzej Melak. – Poza tym naród chyba nie do końca zdaje sobie sprawę, że tylko część szczątków została ekshumowana i zidentyfikowana, nie ma też informacji o losach wszystkich jeńców. Po częściowej ekshumacji szczątki zostały znowu zakopane. Na przykład w Miednoje w tych samych dołach kloacznych. Dołach kloacznych, bo po wojnie, by zatrzeć ślady zbrodni, zbudowano w tym miejscu szambo dla ośrodka wypoczynkowego NKWD/KGB.
Zdaniem Andrzeja Melaka, jak i całego Komitetu Katyńskiego, szczątki powinny zostać sprowadzone do Polski. – Stefan miał wielką ideę bazyliki katyńskiej na północnych przedmieściach Warszawy. Popierali ją prymas Glemp i Jan Paweł II. Chodziło o to, by przy bazylice złożyć szczątki przynajmniej części ofiar, i by upamiętnić każdego z ok. 22 tys. zamordowanych. By powstało miejsce, które, jak Grób Nieznanego Żołnierza, odwiedzają przybywający do Warszawy przywódcy innych państw, by odbywały się tam państwowe uroczystości, by przybywali tam także zwykli Polacy, w tym uczniowie polskich szkół – wylicza Andrzej Melak.
– Część polskich oficerów zamordowanych później na nieludzkiej ziemi pisało do rodzin listy z internowania, w których wyrażali życzenie, by, jeśli zostaną zgładzeni, ich ciała zostały sprowadzone do Polski. Wiedzieli, jaki może czekać ich los, że być może nie przeżyją. Ten testament nie został zrealizowany – mówi Kudlicki.
Po katastrofie smoleńskiej, po agresji Rosji na Ukrainę, po pogorszeniu stosunków polsko-rosyjskich, Katyń już dzisiaj pozostaje mało dostępny dla polskich delegacji i Polska nie ma już nic do powiedzenia w sprawie tego, co tam się dzieje. Świadczy o tym choćby sprawa z ostatnich dni. Blisko polskiego cmentarza w Katyniu, Rosjanie planują urządzić kłamliwą wystawę na temat rzekomo pomordowanych przez Polaków jeńców z wojny polsko-bolszewickiej 1919-1920.A jednocześnie oficjalna Moskwa oburza się, że IPN proponuje, by usunąć pomniki wdzięczności Armii Czerwonej z polskich miast porównując Polskę do barbarzyńców z „państwa islamskiego”.
Polska nie ma więc szczególnie dziś żadnych możliwości, by odpowiednio zadbać Miednoje, Katyń i inne miejsca zbiorowych mogił ofiar zamordowanych przez NKWD Polaków na terenie Rosji. Ale na przykład Charków leży na terenie Ukrainy, tutaj łatwiej było i jest coś załatwić. Jednak zdaniem Andrzeja Melaka i Łukasza Kudlickiego, problem w dużej mierze leży też po stronie polskiej. Potrzeba więcej woli politycznej i zdecydowania.
– Jeśli nie ma ciał i nie ma grobów, to w przyszłości może się znowu okazać, że nie było zbrodni – mówi Andrzej Melak. – Dlatego to takie ważne. Niestety, na krótko przed Smoleńskiem okazało się, że nie ma poparcia dla idei bazyliki i panteonu katyńskiego ze strony Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. Dzisiaj są jednak inne warunki polityczne. Zwróciliśmy się do najwyższych władz w tej sprawie. Teraz ruch należy do nich. My swoje zrobiliśmy, postawiliśmy własnym sumptem pomniki katyńskie na Powązkach, a potem koło Placu Zamkowego. Zorganizowaliśmy tysiące uroczystości, spotkań, na całym świecie są tysiące tablic upamiętniających zbrodnię katyńską i jej ofiary. To była nasza własna praca, nie chcieliśmy na to żadnych pieniędzy od państwa. Czas, by teraz państwo zrobiło coś od siebie. Przecież nawet w New Jersey czy Budapeszcie są okazalsze pomniki katyńskie niż w Warszawie.
22 tysiące dębów
Innym przedsięwzięciem Stefana Melaka było sadzenie tzw. dębów katyńskich, ku czci pomordowanych, w różnych miejscach w Polsce. To był efekt współpracy z o. Józefem Jońcem, twórcą stowarzyszenia Parafiada i realizatora akcji Ocalić od Zapomnienia. On również zginął 10 kwietnia 2010 roku w Smoleńsku.
Jak wspomina Andrzej Melak, wielokrotnie brał z bratem udział w takich uroczystościach sadzenia dębów katyńskich. – Na 70. rocznicę zbrodni, na nowym osiedlu w Zambrowie, utworzono Aleję Katyńską, zasadziliśmy kilkadziesiąt dębów ku czci ofiar. 10 kwietnia mieliśmy jechać na dokończenie tej uroczystości i odsłonięcie tabliczek im poświęconych. Byłem właśnie w drodze do Zambrowa, gdy dopadła mnie informacja o tragedii pod Smoleńskiem
Śmierć Stefana Melaka i o. Jońca nie przerwała jednak akcji.
– Już 17 kwietnia 2010 sadziliśmy kilkadziesiąt dębów i odsłanialiśmy w Babicach Starych tablice poświęcone polskim oficerom – wspomina Andrzej Melak. – 10 maja posadziliśmy w Powsinie 5 dębów, odsłoniliśmy obelisk i tablice.
W sumie do dziś posadzono takich drzew 4-5 tysięcy z ok. 22 tysięcy zaplanowanych. W ostatnich latach są sadzone również dęby dla upamiętnienia ofiar tragedii smoleńskiej, w tym także przewodniczącego Komitetu Katyńskiego.
Stefan Melak i jego Krąg Pamięci Narodowej to także propagatorzy historii polskich powstań. Dom rodzinny Melaków na warszawskiej Pradze leżał blisko miejsca bitwy pod Olszynką Grochowską. Andrzej Melak mówi, że władze w czasach PRL starały się wymazać z pamięci Polaków pamięć o tym zwycięstwie nad Rosjanami z czasu Powstania Listopadowego. Dzięki działalności Kręgu, w czasach PRL nielegalnej, obszar dawnego pola bitwy był systematycznie przywracany pamięci mieszkańców miasta. Od 1999 roku powstaje na terenie rezerwatu Olszynka Grochowska Aleja Chwały z głazami i tablicami upamiętniającymi przywódców i żołnierzy Powstania. To była działalność pierwotnie ks. Karłowicza i Kręgu, po latach udało się w nią wciągnąć część władz samorządowych. Ale Stefan Melak chciał, by Aleję Chwały zwieńczył ok. 30-metrowy kopiec, usypany z ziemi wykopanej przy planowanej budowie II linii warszawskiego metra. „Apelujemy o to od dawna, na razie bezskutecznie, do prezydent Warszawy” – mówi Andrzej Melak.
Melakowie nigdy nie mieli wątpliwości, że Polacy powinni pamiętać i być dumni ze swoich powstań. Jest im zupełnie obca wizja polskiej historii, zgodnie z którą powstania były niepotrzebne. „Powstania to był ważny etap na drodze do wolności Polski. To zaborcy próbowali wmówić Polakom, że opór i walka zbrojna to głupota” – mówi Andrzej Melak.
Państwo polskie, po długich wahaniach, wsparło zaś inną inicjatywę, która była popierana przez środowisko Stefana Melaka, to znaczy skargę części rodzin ofiar do Trybunału w Strasburgu na rosyjskie śledztwo w sprawie Katynia. – Niestety, sędziowie wydali haniebny wyrok. Szkoda, że był wśród nich także sędzia z Polski – ocenia Andrzej Melak. W październiku 2013 Trybunał orzekł, że nie ma uprawnień, by w pełni ocenić rosyjskie śledztwo w sprawie Katynia. Choć przecież Rosja jest członkiem Rady Europy.
Andrzej Melak dodaje jednak, że optymistyczne jest to, że o Katyniu mówi się coraz więcej, nie tylko w Polsce. Opowiada też o swoich wizytach w szkołach, do których jest zapraszany.
– Młodzież naprawdę z zainteresowaniem słucha naszych opowieści o polskich bohaterach, o Katyniu. Nawet po dzwonku siedzą w klasie i chcą dalej słuchać – cieszy się Andrzej Melak.
Marcin Herman
Artykuł pochodzi z „Gazety Polskiej”
fot. Mariusz Kubik, Wikimedia Commons, CC
1 komentarz
Demon
17 września 2016 o 11:24Cześć jego pamięci !
Niech spoczywa w spokoju.
Na pohybel Mordorowi i jego trollom !